Niemiecka debata o energii wchodzi w nową fazę. Po ujawnieniu planów wielomiliardowych dopłat do prądu rząd w Berlinie przechodzi do ofensywy argumentów: bez fiskalnego wsparcia konkurencyjność przemysłu ma się rozsypać. Przeciwnicy tej strategii odpowiadają jednak wprost: to nie dowód siły zielonej transformacji, ale symptom jej strukturalnej słabości.
Berlin ratuje przemysł publicznymi pieniędzmi. OZE na koszt podatnikówArgument Berlina: bez dopłat przemysł przegra
Rząd Niemcy przekonuje, iż pakiety wsparcia są konieczne, by utrzymać konkurencyjność niemieckiego przemysłu wobec wysokich cen energii. Te – jak podkreślają urzędnicy – są częściowo skutkiem polityki klimatycznej oraz kosztów związanych z odnawialnymi źródłami energii. Berlin nie kryje też ambicji rozszerzenia instrumentarium: naciska na pozwolenie UE na łączenie różnych mechanizmów dopłat, tak aby firmy mogły korzystać z jeszcze większego wsparcia fiskalnego.
150 euro do MWh? Subsydia, które zmieniają reguły gry
Krytycy wskazują, iż skala pomocy przekracza granice zdrowego rynku. W praktyce dopłaty nierzadko przekraczają 150 euro do każdej wyprodukowanej megawatogodziny, co realnie zniekształca ceny energii elektrycznej w UE. Taki poziom wsparcia oznacza, iż państwo nie tyle promuje czystą energię, ile utrzymuje ją sztucznie przy życiu kosztem budżetu publicznego. To model bliższy interwencjonizmowi cenowemu niż konkurencyjnemu, innowacyjnemu wdrażaniu zielonych technologii.
Energochłonny przemysł pod presją USA i Azji
Niemiecki przemysł energochłonny płaci dziś jedne z najwyższych cen energii w Europie, co podważa jego pozycję wobec producentów z USA i Azji. Dopłaty mają tę lukę zasypać, ale problem jest głębszy: koszty OZE nie maleją – rosną. Firmy potrzebują stabilnych, przewidywalnych cen, a nie sezonowych tarcz finansowych.
Systemowe wąskie gardła: sieci, magazyny, bilansowanie
Obok polityki dopłat narastają fundamentalne problemy techniczne: integracja OZE z systemem elektroenergetycznym, braki w magazynowaniu energii oraz niedostatki infrastruktury przesyłowej. Bez ich rozwiązania rachunek za zieloną energię pozostanie wysoki. Brukselskie raporty i eksperci wskazują na kolejne potrzeby finansowe związane z głęboką reformą rynku energii – inaczej koszty subsydiowania staną się coraz mniej do udźwignięcia, a sama transformacja jeszcze droższa.
Budżet pod coraz większą presją
Presja na finanse publiczne rośnie równolegle z innymi wydatkami: modernizacją sieci, inwestycjami w magazyny energii i adaptacją infrastruktury. Co istotne, te nakłady nie zawsze idą w parze z realnymi oszczędnościami dla konsumentów, które OZE miały przynieść. Efekt? Rachunki łagodzone są dopłatami, ale strukturalne koszty systemu pozostają.
Wnioski: sukces czy kosztowna proteza?
Berlin przekonuje, iż dopłaty są pomostem do przyszłości. Krytycy odpowiadają, iż to proteza rynku, która maskuje problemy zamiast je rozwiązywać. jeżeli subsydia mają zastępować konkurencję, a ceny – być administrowane, europejska transformacja energetyczna stanie przed pytaniem zasadniczym: czy potrafi stanąć na własnych nogach bez stałego zastrzyku publicznych pieniędzy.

4 godzin temu













