Kto z nas by nie chciał mieć maszyny dedykowanej do pracy, karmienie z paszowozu, oprysk z samojezdnego opryskiwacza, a załadunek? Oczywiście ładowarką! Postanowiliśmy nieco rozwinąć to marzenie i przyjrzeć się oferowanym na rynku kompaktowym ładowarkom kołowym takim jak CAT, Volvo, Case, Kramer, Komatsu.
Każdy kto miał okazję popracować chwilę ładowarką, czy to przegubową czy jakąkolwiek inną wie, jak trudny bywa powrót do pracy ciągnikiem z ładowaczem. Mając na uwadze fakt, jak bardzo taka praca obciąża przedni napęd, myśl o zakupie maszyny dedykowanej do takich prac rodzi się w głowie jakby sama. Oczywiście ceny nowych, czy choćby używanych maszyn nie napawają optymizmem, bowiem w czasach kryzysu każdy grosz się liczy. Inwestycje należy planować rozważnie, dlatego dobrze jest wpierw zapoznać się z przekrojem oferty producentów.
Tym razem postanowiliśmy przyjrzeć się rynkowi nowych przegubowych ładowarek kołowych, w ich najprostszej odmianie czyli bez SCR-a. Kluczem niech będzie podobna specyfikacja i moc silnika około 65-75 KM, która wystarcza by maszyna o masie własnej między 4,8-5,3 tony była w stanie poradzić sobie z ładunkiem, jaki wymagałby ładowacza na około dwustu-konnym ciągniku.
Caterpillar 906 – 268 tys zł netto (nowa)
Skoro do tablicy wywołaliśmy maszyny, które z rolnictwem się nam nie kojarzą, trudno zacząć przegląd inaczej niżeli od amerykańskiej marki Caterpillar. Nie ma chyba osoby, która by nie kojarzyła żółtych maszyn CAT, w końcu ta firma niemalże zdominowała rynek maszyn budowlanych, a na pewno jest jedną z najbardziej aktywnych o ile chodzi o marketing choć i w rankingach sprzedaży zwykle wiedzie prym.
A skoro CAT i zagadnienie ładowarki kompaktowej, to wybieramy model 906, najmniejszy w ofercie ładowarek kompaktowych producenta. Co interesujące producent oferuje maszynę w specyfikacji AG – czyli takiej bardziej agro, choć de facto „dodatki” nie rzucają na kolana, są to: dwukierunkowy wentylator, oporny rolnicze, ledowe światła do jazdy po drogach, dodatkowe światła led robocze, kamera przód+tył.
Oczywiście duże znaczenie będzie miało tutaj to, co dobierze sobie klient z listy, jak chociażby typ mocowania osprzętu (a jest go naprawdę sporo w ofercie firmy), czy dodatkowe osłony, sekcje hydrauliki itp. Jednak do samej wersji AG nie ma co przywiązywać większej uwagi.
Maszynę napędza czterocylindrowy silnik C2.8 o pojemności, jakże by inaczej 2,8 l, czyli owoc współpracy zakupionej przez CAT-a firmy Perkins oraz FPT, ten sam silnik w gamie FPT nosi oznaczenie F28, choć oczywiście CAT w swoich jednostkach poczynił pewne zmiany (wtrysk, lokalizacja osprzętu, sterowniki). Moc maksymalna silnika to aż 74 KM (72KM użyteczne) i 300 Nm. Silnik F28/C2.8 słynie z niezłych parametrów.
Masa eksploatacyjna maszyny wynosi 5730 kg, zaś zakres pojemności łyżek to od 0,75 do 1,55mł. Obciążenie destabilizujące (do przodu) przy ustawieniu na prosto wynosi 3584 kg, a przy pełnym skręcie 3095 kg. Maksymalna wysokość podnoszenia, przy założeniu np. wideł, to 3012 mm od podłoża, a przy kącie wysypu 45 stopi 2485 mm.
Warto jeszcze dodać, iż przy trzech biegach maszyna może rozpędzić się do 40 km/h (dla 2 biegów standard to 20 km/h), a hydraulika (robocza) zapewni 80 l/min przy przepływie standardowym i 120 l/min przy powiększonym. Na czwartej dodatkowej funkcji można liczyć wciąż na 45 l/min, są to wartości maksymalne, a zatem finalnie na złączach będą nieco niższe (CAT podaje iż o około 6%) za to regulacji można dokonywać z monitora w zakresie od 20 do 100%.
Nowa maszyna kosztuje około 268 tys zł netto, za tyle znaleźliśmy ją w ofercie firmy Raiffeisen Waren. Maszyna jest fabrycznie nowa z zerowym przebiegiem, ale z roku 2023. Używane maszyny z przebiegiem poniżej 500 mth można kupić za około 200-240 tys zł, zaś nieco bardziej używane egzemplare (500-1500 mth) za nieco poniżej 190-200 tys zł netto. Ogółem podaż 906, jak i modeli większych jest bardzo duża, podobnie ma się sprawa w przypadku osprzętów czy części.
Volvo L30 – 277 tys. zł netto (nowa)
Volvo to również firma, której nie trzeba przedstawiać, obecna na rynku od zarania dziejów i prezentująca od lat niezmienny poziom solidności i zaufania. Ładowarka serii L30 to również najmniejszy przedstawiciel w ofercie firmy, choć waży 5750 kg a do przodu zdestabilizuje ją dopiero 4700 kg, zaś przy pełnym skręcie 4200 kg.
Tego nie udźwignie żaden ładowacz, no może na wysokości sworznia, ale to raczej żadna pociecha. Co prawda w kwestii wysokości, ładowacz w dużym ciągniku będzie górą, bo dla L30 maksimum to 3255mm (2580mm przy otwartej łyżce). o ile chodzi o napęd, L30 napędzane jest oczywiście silnikiem Volvo D3,3H o mocy 75KM, czterocylindrowym, bez SCR’a.
Do przodu mamy do dyspozycji dwa biegi, a na zającu pojedziemy maksymalnie 30 km/h. W przypadku hydrauliki do dyspozycji jest 57 l/min przy ciśnieniu roboczym 240 bar. Może nie jest to rekord wydajności, jednak atutem będzie sterowanie – elektrohydrauliczne z trzema suwakami a do tego trzecia funkcja jest dostosowana do wygodnej pracy (włącz/wyłącz) z osprzętami wymagającymi ciągłego zasilania jak szczotka, czy łyżka z mieszalnikiem. Przepływ regulowany jest niezależnie na każdym obwodzie dzięki pokrętła.
Ogółem maszyna jest bardzo zwarta konstrukcyjnie zaś kabina minimalistyczna z bardziej niż dobrą widocznością w każdą stronę. Za małe Volvo trzeba zapłacić około 277 tys. zł netto, na tyle wyceniła L30 firma Meurrens Machinery z Belgii. W specyfikacji z łyżką, widłami do palet oraz szybkozłączem. Używane egzemplarze są oczywiście tańsze, maszynę z przebiegiem poniżej 3000 mth można kupić od 160-170 tys. zł, młodsze roczniki kosztują podobnie do CAT-a 906.
Case 121F – 209 (260) tys zł netto (nowa)
Tym razem przewrotnie zaczniemy od ceny. Case to kolejny wyjadacz placów budowy, placów składowania materiałów sypkich oraz komunalki, a model 121F to kolejne wcielenie kompaktowych ładowarek firmy należącej do koncernu CNH.
Zupełnie nową, wyprodukowaną w 2023 roku, maszynę znaleźliśmy w ofercie firmy EWPA za 209 tys zł netto na wyprzedaży, cena bez rabatu oscyluje bardziej w granicy 250-260 tys zł. Ogólnie w przypadku Case-ów można mówić o całkiem przystępnych cenach, bowiem w stosunku do amerykańskiej i szwedzkiej konkurencji modele mało używane można kupić za około 150-180 tys za maszynę z mniej niż setką godzin na liczniku.
Minusem jest dużo mniejsza podaż niż CAT-ów i Volvo. A jakie parametry skrywa 121F? Podobnie jak u konkurencji, do tej ładowarki dedykowane są łyżki 0,8-1,1mł – to standard w tym segmencie, masa destabilizująca w przód to od 2,3 do 3,6 tony w zależności od wersji, a jest ich aż siedem (różne kinematyki), zaś przy pełnym skręcie to od 2,0 do 3,0 tony. Maksymalna wysokość podnoszenia wynosi od 3110 mm do 3700 mm (2340 do 2970mm przy łyżce otwartej)
Modele 121F napędzane są przez silnik FPT, konkretnie model F34, a więc większy niż w ładowarce CAT-a. W przypadku 121F można liczyć na 64 KM i 261 Nm, a więc mniej z większej pojemności, brzmi jak pomysł na długi czas eksploatacji. Oczywiście w kwestii oczyszczania spalin mamy do czynienia jedynie z filtrem DPF+DOC oraz zaworem recyrkulacji spalin.
Standardowy przepływ hydrauliki roboczej wynosi 67 l/min przy 2500 obr/min, niestety pakiet High Flow jest dostępny dla wyższych modeli. Również pod względem prędkości szału nie ma, tylko 20 km/h, za to kabina cechuje się niskim profilem – 2,46 m i jest możliwość zamówienia trzeciej, a choćby czwartej funkcji sterowanych proporcjonalnie z dżojstika z przyciskiem pamięci natężenia przepływu.
Ogółem CASE chce przekonać do siebie mnogością opcji, trybów i funkcji, które mają poprawić komfort pracy. Sama kabina jest określana mianem De-Luxe i faktycznie sprawia bardzo dobre wrażenie. Choć producent zdecydował się na pozbycie się prawych drzwi, w zamian za to operatora z prawej strony otula rozbudowana konsola z zegarami umieszczonymi przed dżojstikiem.
Kramer 5075 – 260 tys. zł netto (nowa)
Kramer znalazł się na liście nieco warunkowo, w końcu nie jest to maszyna „łamana” bowiem specjalnością Kramerów są skrętne obydwie osie, dzięki czemu maszyna posiada tryby jazdy jak w ładowarce teleskopowej, zaś przy maksymalnym wychyleniu 2x 40 stopni, zapewnia naprawdę ciasny skręt.
Dlaczego model 5075 a nie któraś z Kl-ek? O tym za chwilę. Na początek silnik, mniej typowy co u konkurencji, bo Kohler 2,5 litra o mocy 74 KM i jak to w tym przedziale mocy bywa bez SCR. Masa ładowarki to niespełna 4200 kg, prawdziwy szczupaczek w naszym zestawieniu choć do destabilizacji na wprost potrzeba niemało, 3400 kg.
Ładowarka jest gotowa do współpracy z łyżkami od 0,75 do 1,1mł oraz wszelakimi osprzętami, niech was nie zmyli żółty kolor, również tutaj mamy trzeci obwód z redukcją ciśnienia dla łatwiejszego przepinania osprzętów, aż 68,4 l/min wydatku, szybkozłącze oraz możliwość podniesienia prędkości ze standardowych 20 do 30 km/h.
Przy standardowym wysięgniku maksymalna wysokość podnoszenia to 2950 mm (2400mm wysyp) zaś przy wydłużonym 3100 mm (2560 mm wysyp). Kramer przekonuje do siebie także bardzo dobrą widocznością z kabiny oraz poprzecznym ustawieniem silnika – kolektorem ssącym ku tyłowi, co skraca czas obsługi.
Przechodząc do kwestii cen, nowy Kramer 5075 kosztuje około 260 tys. zł netto. Za 258 tys. zł znaleźliśmy model z 2024 z przebiegiem 1 mth w firmie Avo Rattasepp z Estonii. Standardowo modele używane można znaleźć taniej, choćby poniżej 200 tys zł za w miarę przyzwoity egzemplarz poniżej 2000 mth.
Oczywiście jest również Kramer w wersji rolniczej, chociażby model Kl43.8L czyli w wersji bez teleskopu. Maszyna parametrami mocy, masy i obciążenia odpowiada mniej więcej maszynom z zestawienia (5700-6500 kg, 4250 kg obciążenia wywracającego i 75 KM mocy), przy czym kosztuje około 376 tys. zł netto! A więc agraryzacja maszyny wymaga ponad 100 tys. zł dopłaty, ale co to, rolnika przecież stać!
Komatsu WA80M-8E0 – 358 tys zł netto (nowa)
Japońska firma Komatsu swoją przygodę zaczęła od spycharek, ale bardzo gwałtownie przeszła do konstruowania innych maszyn takich jak równiarki czy właśnie małe ładowarki, które cieszyły się dużym powodzeniem w rodzimej Japonii. w tej chwili maszyny tego typu są produkowane w dawnych zakładach Hanomaga w Hanowerze.
Jeżeli mowa o kołowym kompakcie, to w ofercie firmy są dwie dość zbliżone maszyny WA70M – 62 KM oraz WA80M – 72 KM. Do porównania wybieramy WA80M z uwagi na spełnianie Stage V bez SCR oraz zmieszczenie się w kryteriach łyżek 0,8-1,25mł czy masy eksploatacyjnej od 5690 do 5995 kg. Warto dodać, iż mniejszy model również oferowany jest z podobnymi łyżkami i cechują go nieznacznie gorsze parametry.
Jak przystało na Japończyka, pod maską znajdziemy również silnik japoński choć oznaczony jako Komatsu. W istocie mamy do czynienia z motorem Yanmar, o pojemności 3,3 litra i mocy 72 KM przy 2100 obr/min i maksymalnym momencie 295 Nm. Do tego dwuzakresowy napęd hydrostatyczny w dwóch wersjach: max 20 km/h oraz max 40 km/h.
Jeżeli chodzi o hydraulikę, to ciśnienie robocze wynosi maksymalnie 270 bar, a wydatek 60 l/min. Można powiedzieć absolutny standard w segmencie, ale standardowe nie są na pewno możliwości maszyny. O ile wysokość podnoszenia wynosząca 3230 mm (2430mm) jest niezła, to aż 4740 kg obciążenia destabilizującego na wprost to wartość wręcz absurdalna, zwłaszcza biorąc pod uwagę zamiłowanie Japończyków do zbyt wczesnego odpuszczania maszyny licznymi zabezpieczeniami, to jednak nic wobec niemal czterech ton obciążenia przy pełnym skręcie, a dokładnie 3990 kg.
W praktyce oznacza to, iż WA80M jest w stanie podnieść więcej w pełnym skręcie niż inne ładowarki w zestawieniu. Imponujące parametry pracy nie są jednak w stanie przykryć kilku dość osobliwych rozwiązań, jak chociażby otwieranej ku tyłowi maski, która w prawdzie nie zapewnia zbyt dobrego dostępu do silnika, ale za to kompletnie zasłania chłodnicę utrudniając przedmuchiwanie.
Na szczęście jest do przodu podnoszona kabina, co znów nie za bardzo poprawia dostęp, za to trzeba uważać aby nie stłuc przedniej szyby. Motyw dobrego dostępu jest kontynuowany w kabinie, prawe drzwi są, ale żeby się przez nie wgramolić na fotel potrzeba nie lada gimnastyki. Kiedy już zasiądziemy na fotelu operatora naszym oczom ukaże się wnętrze schludne choć, dość spartańskie.
Specjalnie nie ma się do czego przyczepić, choć zdecydowanie przydałby się tutaj jakiś lifting. Idę jednak o zakład, iż wielu takie minimalistyczne wzornictwo może przypaść do gustu, w końcu maszyna ma pracować, a nie robić za salon gier wideo. W porządku, sterowanie dodatkową funkcją dzięki wajchy jest może zbytnią przesadą.
Japoński tytan pracy ma oczywiście cenę skrojoną na swoją miarę, 358 tys. zł netto. Właśnie na tyle nową maszynę wycenił Schlüter Baumaschinen GmbH, dwuletnia maszyna po pokazach, u tego samego sprzedawcy z przebiegiem 129 mth jest wyceniona na 285 tys zł netto. Dopiero używki z przebiegiem ponad 500-800 mth schodzą do poziomu 200 tys. zł. Nieco lepiej jest w przypadku mniejszej WA70M, tu można liczyć na ceny zbliżone do maszyn CAT i Volvo, z naciskiem na zbliżanie się od tej górnej strony.
Za nami dopiero początek przeglądu, w kolejnych częściach zajrzymy do maszyn mniej lub bardziej znanych, tańszych i droższych zwracając uwagę nie tylko na ich parametry ale także monce i słabe strony.