Ciągnik na godziny – czyli robotyzacja po rosyjsku za 3 miliony rubli

9 godzin temu

Robotyzacja rolnictwa to już nie pieśń przyszłości, tylko codzienność – przynajmniej na Zachodzie. Tam drony sieją, orzą, a autonomiczne traktory same wiedzą kiedy skręcić, żeby nie przeorać granicy z sąsiadem. A jak to wygląda w Rosji? Cóż, tam też robotyzacja robi swoje – choć, jak na rosyjskie warunki przystało, robi to po swojemu.

Doński Państwowy Uniwersytet Techniczny (DSTU) właśnie pochwalił się drugim etapem prac nad „pierwszym w Rosji bezzałogowym ciągnikiem z napędem elektrycznym” o dumnie brzmiącej nazwie Dontech.

Maszyna wygląda, jakby ktoś wziął kapsułę statku orbitalnego Sojuz i postawił ją na czterech kołach. Ale nie szata zdobi traktor, więc skupmy się na parametrach.

Moc? Jest. Zasięg? No, prawie

Dontech dysponuje mocą 80 KM i hybrydowym układem napędowym – potrafi więc pracować zarówno na prądzie, jak i na tradycyjnym paliwie. Z tą różnicą, iż pracować to tu słowo… dosyć względne.

Na obecnym etapie rozwoju ten autonomiczny robot polowy może działać całe… 1 godzinę i 42 minuty. Tak, dobrze czytacie – ciągnik na godziny, ale nie w znaczeniu wynajmu, tylko rzeczywistego czasu pracy.

Niektórzy mogą kręcić nosem, ale przecież to ma swój urok. Na przykład taki system może mieć przewagę w zakresie… zarządzania zasobami ludzkimi. Bo w Rosji – jak widać – roboty pracują przez prawie 2 godziny, a potem zastępują je ludzie.

Myślicie, iż to dziwne? Ależ nie! To genialne w swej prostocie. Nie dość, iż technika idzie do przodu, a ludzie mają pracę. Może to właśnie nowa ścieżka rozwoju robotyzacji, a przynajmniej gdzieś między Wołgą a Uralem.

Drogo, ale z duszą

Za przyjemność posiadania Dontecha trzeba dziś zapłacić około 3 milionów rubli, czyli jakieś 140 tysięcy złotych (w zaokrągleniu i z przymrużeniem oka). To dość droga zabawka, jak na możliwości pracy w lekko ponad półtorej godziny. Ale – jak mawiają – kto bogatemu zabroni?

Tym bardziej, iż Dontech to projekt prawdziwie ludowy, jak zapewnia rektor DSTU, Besarion Meskhi. Ma być dostępny nie tylko dla wielkich kołchozów, ale też dla zwykłych gospodarzy. Takich, co to między herbatą a sianokosami chcieliby sobie wypuścić robota w pole – choćby na godzinkę z hakiem.

W planach 150 sztuk rocznie. Ale nie uprzedzajmy faktów

Docelowo rosyjski autonomiczny ciągnik Dontech ma pracować do 12 godzin. W DSTU realizowane są prace nad nowymi bateriami, a jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem (czyli dotrą dostawy akumulatorów z Chin, albo rozbierze się jakąś Teslę), to do 2035 roku (czyli raptem za 10 lat) będzie można kupić rocznie aż 150 takich maszyn.

Na razie mamy jednak jeden model eksperymentalny, składający się w 90% z komponentów krajowych – co zresztą samo w sobie jest godne podziwu, zważywszy na trudności z importem czegokolwiek bardziej zaawansowanego technicznie niż łopata.

Tak oto wygląda rosyjski wkład w robotyzację rolnictwa – nietypowy, krótkometrażowy, ale z rozmachem. Bo choćby jeżeli Dontech w rzeczywistości pracuje krócej niż jeden odcinek serialu Farma Clarksona, to przecież liczy się kierunek, nie tempo.

A jak się uda, to kto wie – może kiedyś zobaczymy Dontecha z zasięgiem całego dnia, który sam orze, sieje i… wraca do ładowania. A na razie? Trzeba przyznać: co 1,4 godziny, to nie 12 – ale zawsze to jakiś start.

Idź do oryginalnego materiału