Gdy w Europie wspominamy Amerykę Południową, wielu widzi w wyobraźni amazońską dżunglę, tancerki samby i pola kawy. Tymczasem warto zdjąć okulary z barwnymi piórami i spojrzeć na rzeczywistość: Brazylia, Argentyna czy Paragwaj to potęgi rolnicze. Produkują nie tylko żywność dla milionów ludzi na całym świecie, ale i całkiem interesujące maszyny.
Kraje zrzeszone w unii Mercosur, wzbudzającej u nas tyle emocji, to nie egzotyczne gospodarstwa z maczetą i osłem na wyposażeniu. To nowoczesne, wielkoobszarowe rolnictwo, które potrzebuje maszyn wydajnych, trwałych i technologicznie zaawansowanych.
I właśnie w tym środowisku rozwinęła się nisza, o której w Europie mówi się coraz głośniej – opryskiwacze samojezdne. Tam, gdzie gospodarstwo liczy dziesiątki tysięcy hektarów, trudno sobie wyobrazić oprysk z ciągnikiem i zaczepianą belką.
Potrzebne są maszyny szybkie, precyzyjne i zdolne do pracy w każdej fazie rozwoju upraw. A południowoamerykańscy producenci pokazują, iż potrafią takie maszyny budować – i to z powodzeniem. Przyjrzyjmy się kilku z nim, bo nieco różnią się od tych nam dobrze znanych.
Brazylijski cesarz na polu – Stara Imperador
Jeśli ktoś w Europie zna południowoamerykański sprzęt, to najpewniej markę Stara. To firma rodzinna z brazylijskiego Rio Grande do Sul, która w ciągu sześciu dekad przeszła drogę od kuźniczego warsztatu do koncernu o globalnym zasięgu.
Dziś jej najbardziej rozpoznawalne produkty to opryskiwacze Imperador 3000 i 4000 – maszyny, które wnoszą powiew świeżości choćby na rynki przyzwyczajone do dominacji zachodnich gigantów.
Centralnie umieszczona belka, równy rozkład masy, stabilizacja pozycji i prześwit aż 2 metry – to nie są detale. To rozwiązania, które pozwalają na późny oprysk kukurydzy czy słonecznika bez ryzyka połamania łodyg.

Wersja 4000 z dużym zbiornikiem trafia do gospodarstw wielkoobszarowych, a mniejsza 3000 sprawdza się tam, gdzie liczy się zwrotność i niższe koszty eksploatacji. Warto dodać, iż Brazylijczycy nie żałują elektroniki – od autopilota, przez sekcyjne wyłączanie dysz, po systemy rolnictwa precyzyjnego.
Czarna mamba z São Paulo – PVT RHINO
W 2022 roku Brazylijczycy zaprezentowali PVT Rhino 4004 – i gwałtownie zyskali opinię producenta odważnego, który nie boi się techniki. Rhino to nie tylko opryskiwacz – to modularna platforma, którą można przebudować na rozsiewacz lub wóz asenizacyjny.
Napęd 4×4, zawieszenie pneumatyczne i możliwość pracy na polach o nachyleniu do 40% czynią z niego prawdziwego „terenowca” wśród opryskiwaczy.

Brazylijczycy postawili na komfort operatora: przestronna kabina między osiami, dobra widoczność i wygodne podesty serwisowe. Rhino ma być „czarną mambą” – drapieżnikiem, który gwałtownie i skutecznie zaatakuje każdy areał.
Jacto – pomarańczowy i precyzyjny
Jeśli ktoś woli inną stylistykę, to Jacto Uniport 4530 wyróżnia się od razu swoim jaskrawopomarańczowym malowaniem. Pod barwną skorupą kryje się zaawansowana technologia: niezależne zawieszenie pneumatyczne, automatyczne sterowanie tylnymi kołami (tryb „kraba”), a do tego ceramiczne tuleje pomp – odporne na agresywną chemię i wysokie ciśnienia.

Jacto stawia na precyzję. Każda dysza belki może być wyłączana indywidualnie, system nawigacji dba o powtarzalność przejazdów, a belka o szerokości 36 metrów pozwala robić w polu prawdziwe „teleportacje” – szybki oprysk dużego areału bez strat i nakładek.
Spartan z Pampy – Jan Spartan 3000
Choć nazwa brzmi grecko, Jan Spartan 3000 to w 100% produkt brazylijski. Maszyna średniej wielkości – 3000 litrów zbiornika, belka 30 m – została zaprojektowana z myślą o gospodarstwach, które szukają kompromisu między wydajnością a ceną.
Do tego hydrostatyczna skrzynia Bosch Rexroth, aktywne zawieszenie pneumatyczne i komputer pokładowy Smart Jan pokazują, iż to nie jest „ekonomiczna wydmuszka”, ale solidny sprzęt z latynoską duszą.

Argentyńskie tango – Metalfor 7040
Brazylia dominuje, ale Argentyna nie chce zostawać w tyle. Metalfor H7040 to ich odpowiedź – opryskiwacz z 36-metrową belką, hydrostatycznym napędem i silnikiem Cumminsa 240 KM. Konstruktorzy zadbali o prześwit (1,8 m) i regulowany rozstaw kół, dzięki czemu H7040 nadaje się także do późnych faz upraw wysokich roślin.
Kabina z nadciśnieniem i filtrami węglowymi chroni operatora, a opcje ultralekkich belek i precyzyjnej elektroniki pozwalają na modernizację maszyny według potrzeb. Argentyńczycy chcą tańczyć swoje tango na tym samym parkiecie, co Brazylijczycy – i wychodzi im to całkiem zgrabnie.

Jak wypadają na tle Europy?
Europejscy rolnicy przyzwyczajeni są do marek takich jak Amazone, Hardi, John Deere czy Kuhn. Te “rodzime” opryskiwacze samojezdne to maszyny dopracowane, często bardziej kompaktowe i przystosowane na europejskie pola i uprawy. Natomiast południowoamerykańskie, to nieco inna liga takich maszyn.
Różnice konstrukcyjne są wyraźne:
- Prześwit i wysokość robocza – Brazylijczycy i Argentyńczycy stawiają na bardzo duże prześwity (do 2 m), co umożliwia późne opryski wysokich upraw. Europejskie maszyny często mają mniejszy prześwit, bo pracują na polach, gdzie kukurydza czy słonecznik nie zajmują tak dominującej pozycji.
- Szerokość belki – 36 metrów to dziś standard zarówno w Ameryce Południowej, jak i w Europie, choć Metalfor i Jacto oferują opcje sięgające 46 metrów.
- Rozmiary i masa – południowoamerykańskie opryskiwacze bywają większe i cięższe. To efekt pracy na ogromnych areałach i konieczności zabierania większej ilości cieczy roboczej i paliwa.
Elektronika i rolnictwo precyzyjne – w tej kategorii Europa długo prowadziła, ale Brazylijczycy nadrabiają zaległości błyskawicznie. Dziś Stara czy Jacto oferują autopilota czy indywidualne sterowanie dyszami, a choćby systemy zdalnego wsparcia technicznego.
Cena – tutaj leży duży atut Mercosuru. Opryskiwacze z Brazylii i Argentyny często kosztują mniej niż ich europejskie odpowiedniki, przy podobnej funkcjonalności.
Dlaczego warto patrzeć na Mercosur?
Brazylia i Argentyna to dziś nie tylko eksporterzy soi i wołowiny. To kraje z dynamicznie rozwijającą się produkcją maszyn rolniczych. Firmy takie jak Stara, Jacto, Jan czy Metalfor udowadniają, iż można tworzyć własne rozwiązania techniczne, opatentować innowacje i konkurować z najlepszymi w tej dziedzinie.
Europejski rolnik może patrzeć na nie z lekkim dystansem – bo przecież mamy Amazone, Hardi czy Kuhna. Ale południowoamerykańskie opryskiwacze to nie egzotyczna ciekawostka, ale realna alternatywa. Wysokie prześwity, szerokie belki, modularność, a do tego często korzystniejsza cena – to argumenty, które potrafią przekonać.
I choć w Europie areały są mniejsze niż na brazylijskich pampach, to jednak coraz częściej szukamy maszyn, które pozwolą robić więcej w krótszym czasie. A w tej kategorii południowoamerykańscy producenci mają naprawdę wiele do zaoferowania.
Podsumowując: opryskiwacze samojezdne z państw unii Mercosur to nie dżungla techniczna, ale przemyślane konstrukcje dla dużych gospodarstw.
Warto im się przyjrzeć – bo za chwilę mogą stać się stałym elementem krajobrazu europejskich pól, a nie tylko egzotycznym gościem z targowych wystaw.