W minionym tygodniu pisaliśmy, iż bez tureckich czereśni markety nie miały „asa w rękawie” w handlu z polskimi dostawcami. Te, jak wiemy, są bardzo konkurencyjne cenowo. Niemniej w tym roku największy wpływ na handel owocami gatunku miały przymrozki. Turcy zebrali mniej niż połowę potencjału produkcyjnego dla tego gatunku. Dziś widzimy to wyraźnie w danych GUS o imporcie.
Przed rokiem, w czerwcu, sprowadzono do Polski ponad 3200 ton świeżych czereśni. W tym roku trafiła do nas mniej niż połowa tego wolumenu – 1200 ton. To przede wszystkim dzięki temu Burlata i Summita można było sprzedać po 15,00 – 20,00 zł/kg. Przy dużej podaży importowanych owoców odmiany te sprzedawano za połowę tegorocznych cen.
W czerwcu ubiegłego roku to właśnie Turcja była największym dostawcą czereśni do Polski. Sprowadziliśmy stamtąd ponad 1000 ton owoców. W czerwcu tego roku import wyniósł… 39 ton. To zaledwie dwie ciężarówki. To ilość, która nie może mieć żadnego znaczenia ekonomicznego w kraju wielkości Polski.
Najwięcej kupiliśmy wówczas z Hiszpanii. To pośrednio stymulowało ceny polskich czereśni. Owoce z Półwyspu Iberyjskiego były znacznie droższe od tureckich i droższe od wczesnych odmian krajowej produkcji. Dlatego do długiego czerwcowego weekendu ceny transakcyjne były w Polsce tak atrakcyjne.
źródło danych: www.stat.gov.pl