Kilka dni temu w ofercie sieci sklepów Biedronka znaleźć można było promocję na polski czosnek. kilka wysiłku potrzeba było, aby stwierdzić, iż produkt wcale z naszego kraju nie pochodził. To kolejne zafałszowanie kraju pochodzenia żywności, za które ta sieć już dostała potężną karę.
Miał być polski, był hiszpański
W dniach 9-11 września w sklepach Biedronka dostępna była promocja na czosnek. Etykieta głosiła wówczas: "Czosnek polski 1+1 gratis w cenie 0,99 zł za sztukę". Dodatkowo pomarańczowa etykieta, która w tej sieci najczęściej oznacza właśnie produkty promocyjne, zawierała także notatkę o kraju pochodzenia. W teorii wszystko powinno się zgadzać, a jednak:Reklama
- Akurat w przypadku czosnku staram się zawsze kupować polski, dlatego zerknęłam też na pudełka, w których wyłożone były wtedy główki - mówi nam pani Martyna regularnie robiąca zakupy w Biedronce. - Niestety, każde pudełko opatrzone było białą etykietą, gdzie ewidentnie napisane było, iż czosnek pochodzi z Hiszpanii.
Kobieta zrobiła zdjęcia obu etykiet i obeszła całe stoisko w poszukiwaniu innego czosnku. Nic takiego jednak nie znalazła i ostatecznie odeszła bez zakupu.
Biedronka nie uczy się na błędach?
Wszelkie przypadki fałszowania kraju pochodzenia należy zgłaszać do Inspekcji Handlowej. Ta w zależności od skali oszustw może nałożyć na przedsiębiorcę karę w kwotach choćby do kilkudziesięciu milionów złotych.
W tym roku przekonała się o tym właśnie Biedronka. W marcu 2024 roku Sąd Apelacyjny odrzucił apelację Jeronimo Martins od kary nałożonej na właściciela Biedronki z kwietnia 2021 roku. Sieć musiała wówczas zapłacić horrendalną sumę 60 mln zł za złe oznakowanie kraju pochodzenia warzyw i owoców.
Nieprawidłowości dotyczyły wówczas wielu produktów, np. ziemniaków, cebuli, pomidorów czy truskawek i miały mieć miejsce w blisko 28 proc. sklepów Biedronka.
Za fałszowanie kraju pochodzenia Inspekcja Handlowa Artykułów Rolno-Spożywczych nakłada kary. Zależą one od skali oszustwa. Mogą wahać się od kilkuset złotych w przypadku małego sprzedawcy, choćby do kilku milionów złotych w przypadku sieci handlowej. Jednak inspektorów jest za mało, by mogli dokładniej sprawdzać bazary i targowiska w całym kraju.
Agnieszka Maciuła-Ziomek