Chiny, kraj który w dużej mierze osiągnął swój obecny dobrobyt dzięki staniu się czymś na kształt światowej fabryki wszystkiego, wykorzystującej zbliżoną do niewolniczej, haniebnie nisko płatną pracę milionów obywateli, walczy ostatnio z ogromnymi problemami wewnętrznymi. Partia Komunistyczna z Xi na czele nie poradziła sobie z Covidem – zawiodły zarówno nieskuteczne, chińskie szczepionki jak i brutalna polityka zero-Covid. Ale Covid i związane z nim niepokoje społeczne to tylko wierzchołek góry lodowej. Czy to możliwe, by dyktator Xi naprawdę pchał Chiny do wojny?
Pozbawiona rynków zbytu i cierpiąca na przerwane łańcuchy dostaw, rozpędzona do granic możliwości chińska gospodarka zaczyna słabnąć. Według analizy BlackRock, popyt na chińskie towary spada – przede wszystkim przez zaciskanie pasa biedniejących, choć wciąż względnie zamożnych gospodarek zachodnich, ale także alternatywy dla chińskich towarów pochodzące z innych państw azjatyckich.
Analitycy w BlackRock (i nie tylko) przewidują, iż Chiny – kraj przyzwyczajony do ponad 7% wzrostu realnego w ciągu ostatnich 10 lat – będzie zmagał się ze znacznym spowolnieniem tego trendu. Z kolei Kyle Bass, CEO funduszu hedgingowego Hayman Capital Management z Dallas, określający siebie samego mianem „chińskiego jastrzębia” twierdzi, iż Chiny czekają duże problemy gospodarcze w roku 2023, wynikające z nadmiernego „przelewarowania” systemu finansowego, które doprowadzi do załamania rynku nieruchomości.
Bass przypuszcza, iż „hazardowa” polityka Chińskiej Partii Komunistycznej w sektorze nieruchomości i ich rosnący udział w chińskim PKB doprowadzi do załamania gospodarki Państwa Środka. Według szacunków profesora z Harvardu, Kennetha Rogoffa, we wrześniu 2021 udział rynku nieruchomości w gospodarce Chin wynosił aż 30%. Zastraszająco szybki rozwój mieszkaniówki spowodował gwałtowny wzrost cen i wytworzył sytuację, w której większości Chińczyków najzwyczajniej w świecie nie stać na zakup nowych mieszkań, z których setki tysięcy są w trakcie budowy lub są na ukończeniu.
Wzrost cen nieruchomości w połączeniu z efektami „polityki jednego dziecka” doprowadził do załamania wskaźnika urodzeń
Jeszcze względnie niedawno, bo ok. 40 lat temu Chińczycy wprowadzili „politykę jednego dziecka”, by ograniczyć liczbę ludności. Zamordystyczna polityka Komunistycznych Chin okazała się diabelnie skuteczna, a choćby zbyt skuteczna. Doprowadziła do nierównowagi płci i została ostatecznie zniesiona w roku 2015. Jak twierdzi prof. Bogdan Góralczyk, w tej chwili w Chinach na 100 kobiet przypada ok. 118 mężczyzn – siłą rzeczy 18 z nich nie ma realnej szansy za założenie rodziny.
Średni wskaźnik urodzeń przeciętnej Chinki spadł z 2,1 do 1,2, czego przyczyną mają być zbyt wysokie ceny nieruchomości – bez mieszkania/domu, założenie rodziny jest niemożliwe (poza tymi, którzy ośmielą i zdecydują się to zrobić, mieszkając u rodziców). Bass dodaje, iż „krzywa demograficzna Chin wygląda w tej chwili okropnie.”
„Xi zdaje sobie sprawę z powagi problemu i by odwrócić trend, jest w stanie pchnąć Chiny do wojny”
Teksański CEO Hayman Capital Management od dawna alarmuje o planach chińskiej inwazji na Tajwan i przestrzega zachodnich inwestorów o jak najszybszym wycofaniu kapitału z Chin. Jego zdaniem twierdzenia Partii Komunistycznej w stylu „Tajwan jest chiński” itd. są jedynie przykrywką dla prawdziwego powodu potencjalnej inwazji – problemu demograficznego i gospodarki zmierzającej prosto w otchłań.
Bass jest zdania, iż jeżeli Chiny uderzą na Tajwan, Stany Zjednoczone powinny „natychmiast wywalić je z systemu SWIFT i obarczyć chińskie banki sankcjami, co doprowadzi do załamania ich gospodarki w ciągu kilku miesięcy lub choćby tygodni.” Ten temat podnosił także w niedawnym wywiadzie wspomniany prof. Bogdan Góralczyk, który twierdzi, iż Chiny panicznie boją się wprowadzenia przez USA i EU (ale głównie USA) tak srogich sankcji, jak to zrobiono w przypadku Rosji.
Wielu ekonomistów nie zgadza się jednak w kwestii przewagi USA w totalnej wojnie handlowej – głównie dlatego, iż Chiny mogą „uzbroić” swoje obligacje skarbowe USA, pozbywając się ich. Według danych Departamentu Skarbu, Chiny posiadają nieco ponad 900 mln dolarów amerykańskich obligacji skarbowych (szacunki na październik).
Bass twierdzi jednak, iż pomimo wprowadzenia cyfrowego Yuana i chińskich romansów z Rosją, wciąż 86% rozliczeń Państwa Środka dokonywanych jest w dolarach, więc Chiny wciąż „desperacko potrzebują dolarów, aby radzić sobie z resztą świata.”
Cały wywiad Kyle’a Bass udzielony portalowi Blockworks możecie obejrzeć >tutaj<