Gdyby dziś powiedzieć młodemu mechanikowi, iż w poważnej maszynie rolniczej pracuje… drewno, pewnie spojrzałby z lekkim niedowierzaniem. Bo jak to tak – mamy XXI wiek, stal, łożyska toczne, smary litowe, a tu nagle grab albo gwajak? A jednak.
Drewno w technice rolniczej ma się zaskakująco dobrze i wcale nie zamierza zejść ze sceny. Zacznijmy od pytania: Od kiedy drewno kręci się w maszynach (także rolniczych)?
Stosowanie drewna jako materiału na łożyska ślizgowe (czyli popularne panewki) ma historię dłuższą niż niejedna fabryka maszyn. Już w XIX wieku, a choćby wcześniej, drewno było naturalnym wyborem tam, gdzie metal nie dawał sobie rady. Brak precyzyjnej obróbki, ograniczony dostęp do smarów i wszechobecny piach sprawiały, iż stalowe łożyska gwałtownie zamieniały się w złom.
Rolnictwo idealnie pasowało do tego scenariusza: kurz, pył, ziarno, nawozy, obornik – słowem wszystko to, czego precyzyjne łożysko toczne nie znosi najlepiej. Drewno okazało się zaskakująco odporne. I tak już w pierwszych młocarniach, siewnikach czy później w kombajnach pojawiły się drewniane panewki, które… po prostu działały.
Takie panewki były często stosowane w kombajnach, fot. Adam ŁadowskiDlaczego właśnie drewno?
Tu dochodzimy do sedna. Drewno w roli łożyska ślizgowego sprawdza się tam, gdzie metalowe odpowiedniki mogłyby gwałtownie zawieść z powodu zapiaszczenia lub braku regularnego smarowania.
- Po pierwsze – odporność na zanieczyszczenia. Drewno ma zdolność absorpcji, czyli „wchłaniania” drobinek piasku i pyłu w swoją strukturę. Zamiast rysować wał, zanieczyszczenia po prostu się w nim chowają. Metal z metalem takiej taryfy ulgowej nie ma.
- Po drugie – adekwatności samosmarne. Niektóre gatunki drewna są naturalnie „tłuste”, inne można dodatkowo nasycić olejem lub woskiem. Efekt? Panewka, która przez długi czas pracuje bez kalamitki i bez przypominania się o smar.
- Po trzecie – tłumienie drgań. Drewno doskonale amortyzuje uderzenia i wibracje. A tam, gdzie coś nie tyle się kręci, co raczej „chodzi”, „telepie” i „pracuje z rozmachem” (czytaj: wytrząsacze), to cecha na wagę złota.
- I wreszcie – niski koszt i łatwość wymiany. Dawniej rolnik mógł panewkę po awaryjnie prostu… dorobić. Klocek drewna, tokarka albo choćby dobra pilarka i trochę cierpliwości. Dziś brzmi to jak legenda, ale wielu starszych gospodarzy potwierdzi: tak się robiło.
Gdzie drewno robiło (i robi) robotę?
Drewniane panewki trafiały tam, gdzie było brudno, wolno i bezlitośnie dla mechaniki. Najbardziej klasyczny przykład to wytrząsacze w kombajnach zbożowych. Wystarczy wspomnieć legendarne już dziś, stare serie kombajnów Claas, w których klawisze wytrząsaczy pracują na panewkach, najczęściej grabowych. Kurz, plewy, pył? Dla drewna to codzienność.
Do dziś stosuje się drewno tam, gdzie choćby dobre łożysko sobie nie radzi, fot. Adam ŁadowskiKolejne miejsce to przenośniki ślimakowe, czyli popularne żmijki. W rurze z ziarnem piasek jest normą, a drewniana, nasączona olejem panewka znosi to lepiej niż niejeden nowoczesny wynalazek.
Starsze brony talerzowe, siewniki, a choćby rozrzutniki obornika – tam również spotykano drewniane ułożyskowania. Drewno dobrze radziło sobie z wilgocią, nawozami i agresywnym środowiskiem, w którym metal gwałtownie korodował.
Drewno drewnu nierówne
Oczywiście nie każde drewno nadaje się na panewkę. Sosna z opału raczej kariery w kombajnie nie zrobi. Liczy się twardość, gęstość i odporność na ścieranie. Najczęściej stosowano:
- Grab – najtwardsze rodzime drewno, zwane nie bez powodu „żelaznym”. Idealne do najbardziej obciążonych panewek, szczególnie w wytrząsaczach.
- Dąb – trwały i twardy, choć wymaga olejowania, bo zawarte w nim garbniki mogą nie lubić się ze stalą.
- Jesion – elastyczny i odporny na obciążenia dynamiczne.
- Klon cukrowy – popularny w maszynach z Ameryki Północnej, często impregnowany olejami.
- Gwajak (Lignum Vitae) – legenda w świecie łożysk. Drewno tak gęste, iż tonie w wodzie, pełne naturalnych olejków. Idealne do ciężkich i wilgotnych warunków. Król drewnianych panewek.
Drewniane panewki i ułożyskowania nada są stosowane w maszynach rolniczych, fot. Adam ŁadowskiJak widać – gatunek dobierało się do zadania. Tam, gdzie było ciężko i brudno – grab. Tam, gdzie wilgoć – gwajak. Drewno nigdy nie było przypadkiem. No dobrze, a teraz odpowiedzmy sobie na pytanie.
Dlaczego drewno trzyma się do dziś?
Bo fizyki i praktyki nie da się oszukać. W określonych warunkach drewno przez cały czas wygrywa z metalem. Dlatego do dziś w technice – także rolniczej – przez cały czas czasem stosuje się drewniane panewki albo ich nowoczesnych krewnych.
Przykład? Lignofol – materiał drewnopochodny, sprasowany z fornirów nasączonych żywicami. Wygląda niepozornie, ale parametrami bije czyste drewno na głowę. Pracuje w ciężkich warunkach, tłumi drgania i przez cały czas świetnie znosi zabrudzenia.
dzisiejsza technologia pozwala na warstwowe klejenie drewna, co wzmacnia jego strukturę, fot. Adam ŁadowskiDrewno nie wychodzi z technicznej mody
I tu dochodzimy do puenty. Choć technika pędzi do przodu, a katalogi pełne są nowoczesnych rozwiązań, drewno wciąż ma swoje miejsce. Ciche, niepozorne, ale skuteczne. Bez Wi-Fi, bez czujników, za to z doświadczeniem liczonym w dziesięcioleciach.
Jak się okazuje – drewno nie wychodzi z technicznej mody. Bo w rolnictwie liczy się nie tylko nowoczesność, ale też odporność, prostota i zdrowy rozsądek. A z tym drewno radzi sobie całkiem nieźle.

2 godzin temu














