Duńskie władze nie przedłużyły krajowych zezwoleń na stosowanie 23 środków ochrony roślin opartych na sześciu substancji czynnych. Decyzję ogłoszono na początku lipca. Trzy najważniejsze substancje są powszechnie stosowane w europejskim sadownictwie i mają niebagatelne znacznie w ochronie. Chodzi między innymi o fluopyram (np. Luna), mefentriflukonazol (np. Revyona) czy flonikamid (np. Teppeki). Głównym argumentem jest przedostawanie się substancji do wód gruntowych.
Ten 6-milionowy kraj produkuje zaledwie 20 tysięcy ton jabłek w sezonie. Eksport nie istnieje, a produkcja ma charakter lokalny. Możemy zatem tylko założyć, iż rządzący nie pytali sadowników o zdanie w tej sprawie, a oni sami nie mają związków zawodowych, które mogłyby cokolwiek w tej kwestii ugrać. Poza tym, w bogatej Danii produkcja owoców z roku na rok traci na znaczeniu.
W przypadku 15 wycofanych produktów, sprzedaż i wykorzystanie możliwe są do końca roku. Dla ośmiu produktów dozwolone jest ich stosowanie do września 2026. Duński rząd od razu zapowiedział, iż następna decyzja zostanie podjęta we wrześniu tego roku i będzie dotyczyła kolejnych 10 substancji.
Z jednej strony bardzo łatwo zabrania się używania kolejnych substancji czynnych poprzez ustawy. Równocześnie rządzący doszli do wniosku, iż wraz z omawianymi zakazami nie ma pewności, czy uprawa ziemniaków w Danii będzie przez cały czas możliwa. Krótko mówiąc, duńscy politycy chcą być pionierami w ekologii i przodownikami Zielonego Ładu… Sceptycy są pewni spadku wydajności duńskiej produkcji i skokowego wzrostu importu.
źródło: www.nfofruit.nl