Firmy duszą się bez pracowników. choćby ceny prądu to dziś mniejszy problem

5 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Brakuje rąk do pracy i nie jest to slogan, ale rosnący problem polskich firm. Według najnowszego odczytu Miesięcznego Indeksu Koniunktury (MIK) przygotowanego przez Polski Instytut Ekonomiczny, po raz pierwszy od półtora roku niedobór pracowników został wskazany jako większa bariera działalności niż ceny energii. Co to oznacza dla rynku?


Polski rynek pracy wchodzi w fazę, w której deficyt kadr zaczyna realnie ograniczać działalność przedsiębiorstw - wynika z lipcowego odczytu Miesięcznego Indeksu Koniunktury (MIK), opracowanego przez Polski Instytut Ekonomiczny (PIE). Choć wskaźnik nieznacznie wzrósł w ujęciu miesięcznym (o 0,4 pkt do 98,1 pkt), pozostaje on poniżej poziomu neutralnego, co potwierdza przewagę nastrojów negatywnych wśród firm. W tym krajobrazie wyraźnie wybija się jeden sygnał ostrzegawczy. Brak pracowników stał się trzecią najczęściej wskazywaną barierą prowadzenia działalności, wyprzedzając choćby tak dotkliwe czynniki jak ceny energii.Reklama


Brak pracowników pilniejszy niż rosnące rachunki


Lipcowe dane przedstawione przez PIE są jednoznaczne. 51 proc. przedsiębiorstw wskazało niedostępność pracowników jako istotną barierę dla swojej działalności, co oznacza wzrost o 4 pkt proc. w porównaniu z czerwcem br. Tym samym po raz pierwszy od półtora roku ten czynnik znalazł się wśród trzech najpoważniejszych wyzwań dla firm, wyprzedzając ceny energii (50 proc., spadek o 3 pkt proc.).


"Po raz pierwszy od półtora roku ponad połowa firm wskazuje na trudności rekrutacyjne, a niedobory pracowników są dziś większą barierą prowadzenia działalności niż koszty energii" - komentuje Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Problem pogłębia fakt, iż mimo wysokich kosztów pracowniczych i trudności w znalezieniu kandydatów o odpowiednich kwalifikacjach, firmy planują zwiększać zatrudnienie w najbliższych trzech miesiącach. Wartość wskaźnika zatrudnienia wzrosła w lipcu aż o 14,7 pkt do poziomu 106,8 pkt, co oznacza wyraźny powrót powyżej poziomu neutralnego po trzech miesiącach spadków. To sygnał, iż potrzeba kadry jest nie tylko realna, ale i pilna.


Presja rekrutacyjna w cieniu niskiej sprzedaży


Z drugiej strony przedsiębiorstwa przez cały czas zmagają się z osłabionym popytem. Mowa zarówno o popycie krajowym, jak i zagranicznym. Wskaźniki wartości sprzedaży (85,3 pkt) i nowych zamówień (86,5 pkt) pozostają poniżej poziomu neutralnego. To tylko pogłębia trudną sytuację, gdyż firmy, które mimo słabej koniunktury chcą się rozwijać, coraz częściej nie mają na czym budować tej strategii.
Nie pomaga również fakt, iż rynek pracy nie nadąża za oczekiwaniami pracodawców. "Dane obrazują sezonowy wzrost popytu na pracowników, zwłaszcza w budownictwie, jednak problemem pozostaje ograniczona podaż siły roboczej" - zauważa Andrzej Kubisiak.
Sezonowość nie wyjaśnia jednak wszystkiego. Skoro wskaźnik zatrudnienia rośnie, a równocześnie ponad połowa firm wskazuje na trudności z rekrutacją, oznacza to strukturalny problem: rynek nie oferuje wystarczającej liczby kandydatów z potrzebnymi kompetencjami.


Kto rekrutuje, kto zwalnia ręce? Różnice sektorowe i wielkościowe


Analiza MIK ujawnia też istotne różnice w nastrojach firm w zależności od ich wielkości. Pozytywny wynik MIK (103,8 pkt) notują głównie duże przedsiębiorstwa - mimo spadku w ujęciu miesięcznym. To one też najczęściej deklarują, iż są w stanie funkcjonować finansowo przez ponad trzy miesiące. W przypadku średnich firm wskaźnik osiągnął poziom neutralny (100 pkt), natomiast mikro- (89,9 pkt) i małe firmy (87,3 pkt) wciąż dominują nastroje negatywne.
To właśnie wśród najmniejszych podmiotów kryzys kadrowy może być najbardziej dotkliwy. Brak skali, mniejsze zasoby finansowe i ograniczone możliwości oferowania konkurencyjnych warunków pracy - wszystko to sprawia, iż pozyskanie odpowiedniego personelu staje się wyzwaniem często nie do przeskoczenia.


Dalsze inwestycje? Tak, ale nie u wszystkich


Choć czerwcowy rekord inwestycyjny napawał optymizmem, lipcowy odczyt komponentu inwestycji spadł gwałtownie - aż o 16,9 pkt do poziomu 85,7 pkt. Spadek ten to głównie efekt wyhamowania wśród małych firm, wśród których aż 72 proc. nie inwestowało w ostatnich trzech miesiącach.
Według Andrzeja Kubisiaka, "nadzieją na poprawę koniunktury może być komponent inwestycyjny", a sprzyjać mu powinny m.in. niższe stopy procentowe i środki z KPO. najważniejsze jednak będzie, czy ożywienie obejmie sektor MŚP. Tymczasem duże firmy, które najczęściej inwestują, stanowią jedynie 0,2 proc. ogółu podmiotów gospodarczych w Polsce.
Co dalej? Lipcowy odczyt MIK to nie tylko zbiór danych, to wyraźna mapa problemów, które nawarstwiają się w polskiej gospodarce. Firmy chcą zatrudniać, ale nie mają kogo. Rośnie presja na kadry, która wyprzedza tradycyjnie najważniejsze bariery, jak energia czy płynność. Ożywienie w inwestycjach, jeżeli ma nadejść, będzie wymagało stabilizacji rynku pracy. Należy nadmienić, iż braki kadrowe nie są już tylko wyzwaniem HR-owym, gdyż stają się realnym czynnikiem hamującym wzrost gospodarczy. jeżeli rynek nie odpowie gwałtownie na ten sygnał, kryzys pracowniczy może spowolnić odbudowę koniunktury bardziej niż dotychczasowe koszty i niepewność.
Agata Jaroszewska
Idź do oryginalnego materiału