Pieniądz powstał, by ułatwiać kupowanie towarów i usług. gwałtownie okazało się, iż żadne państwo nie jest w stanie bez niego się obejść.
„Są oni, o ile wiemy, pierwszymi z ludzi, którzy bili złote i srebrne monety i nimi się posługiwali; pierwszymi też byli kramarzami” – pisał o Lidyjczykach Herodot. Pochodzący z Halikarnasu historyk i geograf w V wieku p.n.e. zwiedził sporą część antycznego świata, zapuszczając się do Egiptu, a także do Azji Mniejszej i w głąb imperium Persów. Wiedza, jaką podczas swych podróży gromadził, skłoniła go do wniosku, iż jakieś trzysta lat wcześniej władcy Lidii jako pierwsi zaczęli wprowadzać do obiegu monety. Współczesne badania starożytnych tekstów źródłowych oraz odkrycia archeologów wskazują, iż Herodot mógł się nieco pomylić. „Źródła pochodzące głównie z archiwów z terenu Mezopotamii wskazują bowiem na użytkowanie opatrzonych pieczęcią woreczków/sakiewek; pieczęć poświadczała jakość i wartość cennego metalu. Analiza tekstów asyryjskich i egipskich zdaje się także poświadczać istnienie sztabek cennego metalu opatrzonych pieczęcią” – informuje w opracowaniu „Między Bliskim Wschodem a Grecją – pieniądz w okresie archaicznym” Aleksandra Jankowska. Zatem coś na kształt pieniądza mogło pojawić się choćby i tysiąc lat przed naszą erą.
Jednak to władcy leżącej na terenie Azji Mniejszej Lidii zaoferowali około VIII wieku p.n.e. rozwiązanie, które sukcesywnie zaczęło się upowszechniać w miastach i państwach położonych wokół basenu Morza Śródziemnego Również w odległych od świata śródziemnomorskiego Chinach można zaobserwować bardzo podobny proces „narodzin” monety. Najpierw pojawiły się w obiegu różnego rodzaju „płacidła” m.in. odlewane z brązu, miniaturowe: noże, łopaty lub klucze. W czasach Herodota zastąpiły je w Państwie Środka wykonane z brązu krążki z napisami. W swej koncepcji bardzo podobne do monet lidyjskich. W podobny czasie ok VI w. p.n.e. zaczęto używać w Indiach opieczętowanych, prostokątnych blaszek ze srebra. dotychczasowe rozliczanie się za towar lub usługę w systemie barterowym, czyli płacąc jakimś innym towarem lub inną usługą było po prostu niewygodne. Poza tym z trudem udawało się ustalić cenę satysfakcjonującą obie strony. Płacenie przy użyciu kawałków metali nieco ułatwiało prowadzenie handlu, ale wymuszało zważenie każdego i oszacowanie jego wartości. „Pieniądz kruszcowy był cięty i ważony przy każdej transakcji. Najbardziej znaną formą pieniądza z okresu przedmonetarnego były żelazne lub brązowe pręty – rożny (obolos), których 6 składało się na garść (drach). Pieniądze te dały nazwy późniejszym jednostkom: obolowi i drachmie, która zawierała 6 oboli” – pisze Wojciech Morawski w „Zarysie powszechnej historii pieniądza i bankowości”. Kupcy z Lidii utrzymywali bliskie kontakty z greckimi koloniami leżącymi nad Morzem Śródziemnym oraz Czarnym. Rosnąca wymiana handlowa czyniła metalowe pręty coraz bardziej niewygodną walutą i wymuszała wynalezienie uniwersalnego środka płatniczego. Koncepcja używania zamiast nich metalowego, ostemplowanego krążka okazała się pomysłem najbardziej praktycznym. „Początkowo monety były bite z elektronu, czyli naturalnego stopu złota i srebra. Dynastia Mermandów, panujących w Lidii w latach 685-546 p.n.e. wyrosła na lokalną potęgę. W wiekach VI i V p.n.e. dominowały monety srebrne. Złote monety bił ostatni władca Lidii, Krezus – opisuje Morawski. Gdy Lidię około 546 r. p.n.e. podbili Persowie, natychmiast przejęli miejscowy system monetarny i zaczęli go udoskonalać. Wprowadzili do obiegu złotą monetę – darejkę i srebrną – siglos. W tym samym czasie własny pieniądz zaczęły wypuszczać kolejne greckie miasta-państwa. Gdy tylko była taka możliwość, starano się go wytwarzać ze szlachetnych metali, bo występowały rzadko i nie ulegały korozji. Taka waluta pomimo upływu czasu nie traciła swej wartości. Władcy zaś również dostrzegli, iż dzięki monetom łatwiej ściąga się podatki. Te płacone w produktach rolnych np. w zbożu, wymagały rozwiązania problemu z ich magazynowaniem. Dzięki monetom zamiast sieci magazynów wystarczał jeden skarbiec w pałacu monarchy. Poza tym, umieszczenie na pieniądzu symbolu władzy lub wizerunku tego, kto ją sprawował stanowiło jasny komunikat dla poddanych i sąsiednich krajów. Informował on, iż widzą na pieniądzu osobę, z którym muszą się liczyć. „Były środkiem budowania i utrzymywania jego władzy i prestiżu, co z kolei kształtowało ich znaczenie i wartość” – podkreśla Adam Nobis w opracowaniu „Moneta w komunikacji międzykulturowej”. Tak liczne zalety pieniądza spowodowały, iż okazał się on wynalazkiem wręcz nie do zastąpienia.
Wady wieku dziecięcego
Starożytne państewka puszczały w obieg tysiące rodzajów monet. Co gorsza, miały one różną wagę. Pół biedy, jeżeli bito je z czystego srebra lub złota, wówczas przeliczanie wartości okazywało się nie takie trudne. Gorzej, gdy w grę wchodziły stopy łączące metale szlachetne z miedzią lub ołowiem. Z czasem wytworzył się więc podział na monety budzące największe zaufanie, a więc najbardziej pożądane oraz całą resztę. zwykle pieniądz najbardziej wartościowy wypuszczały do obiegu najsilniejsze państwa. Stąd ludzie najwyżej sobie cenili ateńskie drachmy, perskie darejki i macedońskie statery. Państwa te dbały, by ich monety wytwarzano z czystego kruszcu. Z tego powodu często trafiały one do skarbców i innych miejsc, w których bogaci ludzie trzymali oszczędności. Na bazarach krążył pieniądz miedziany lub niepewnego pochodzenia, bity ze stopów.
Dwa tysiące lat przed sformułowaniem przez Mikołaja Kopernika teorii o tym, iż zły pieniądz wypiera z rynku lepszy, prawo to działało już w praktyce i monety z czystego kruszcu łatwo znikały z obiegu. Na dokładkę coraz powszechniejszym procederem stawało się podrabianie pieniądza. „Fałszerstwa monet z tego okresu dokonywane były metodą «platerowania», tj. miedziane, czasem cynowe serce monety otaczano cienką blaszką złota czy srebra, aby ostatecznie poddać taką monetę procesowi bicia stemplem” – wyjaśnia Krzysztof Ciejka w „Pecunia falsa– o fałszowaniu pieniądza w starożytności”. Podczas transakcji odcinano więc nożem róg monety, by sprawdzić, czy pod warstwą srebra nie kryje się mniej ceny metal. Co sprytniejsi fałszerze nauczyli się więc samemu wykonywać kontrolne nacięcia, i następnie je posrebrzać. Świadomość tego powodowała, iż monety obcinano na rogach wielokrotnie. Wówczas pieniądz stawał się lżejszy i tracił na wartości. Tak jego właściciel doświadczali na własnej skórze zjawiska inflacji. Dostrzeżenie niezwykłych zachowań społecznych, towarzyszących obrotowi pieniądzem sprawiło, iż jego natura zaczęła fascynować greckich filozofów. Platon, choć definiował monetę jako „znak służący do wymiany”, widział w niej siłę, która utrwala podział w państwie na ludzi biednych i bogatych. To zaś promuje u tych pierwszych „zbytek, lenistwo i dążności wywrotowe”, a u drugich: „zbrodnie i dążności wywrotowe”.
Dużo pozytywniej postrzegał rolę pieniądza drugi z wielkich myślicieli starożytności – Arystoteles. Uznawał go za rzecz niezbędną z racji trzech ważnych funkcji, jakie spełniał w państwie, służąc jego mieszkańcom do rozliczania należności, opłacania zakupów oraz gromadzenia oszczędności. Filozof dodawał jeszcze czwartą funkcję pieniądza, w jego ocenie niebezpieczną i niesprawiedliwą. „Stworzony bowiem został do celów wymiany, a tymczasem przez pobieranie procentów sam się pomnaża” – ostrzegał Arystoteles. Dodając, iż: „ten sposób zarobkowani jest w największym stopniu przeciw naturze”. Opinię myśliciela ukształtowały bolesne wydarzenia, których doświadczyli mieszkańcy greckich polis, po pojawieniu się monet. Ci ubożsi zadłużali się u bogatszych obywateli. Co nie byłoby jeszcze niczym złym, gdyby nie wysokie oprocentowanie kredytów. Po wpadnięciu w pułapkę zadłużeniową kredytobiorcy tracili: domy, ziemię, a na koniec wolność. Zgodnie bowiem z dekretem, wydanym przez ateńskiego prawodawcę Drakona, dłużnik wraz z rodziną odpowiadali swymi osobami za spłatę należności. Gdy ta nie następowała, wierzyciel miał prawo wystawić całą rodzinę na sprzedaż na targu niewolników, tak odzyskując gotówkę. Powszechne zadłużenie i groźba utraty wolności przez dłużników postawiły Ateny na krawędzi wojny domowej. Zapobiegły jej reformy Solona. Polityk ów przeprowadził powszechne oddłużenie, manipulując ateńską walutą. Wycofał z obiegu srebrne monety, przetopił je i wypuścił nowe, o jedną trzecią lżejsze. Tak zdobył gotówkę na spłacenie dłużników. Przyniosło to ożywienie gospodarcze, ale też utratę wartości przez ateńskie monety.
Cena porządku i zaufania
Po tym, jak w mikroskali greckich polis dało się zaobserwować wszystkie najważniejsze cechy pieniądza przez kolejne stulecia, starano się nad nim zapanować. Tak, aby zalety przeważały nad wadami. Na obszarze śródziemnomorskim prym w tym wiedli Rzymianie, którzy już w czasach wczesnej republiki starali się stworzyć w swoim państwie stabilny, a zarazem prosty system monetarny. Ucząc się na błędach Greków oraz własnych od ok. 211 r. p.n.e., oparli go na bitym z czystego srebra denarze o wadze 4,55 grama. To on stanowił fundament systemu, zaś do obiegu wypuszczono miedziane asy, których umowną wartość powiązano z denarem w stosunku 1 do 10. „Około 140 r. p.n.e., denar, wobec deprecjacji miedzi, odpowiadał już 16 asom” – objaśnia Wojciech Morawski. Monopol na emisję nowego pieniądza dzierżył rzymski senat, zaś wytwarzała go mennica znajdująca w świątyni bogini Junony na Kapitolu.
Ów dobrze funkcjonujący system monetarny zmienił kryzys polityczny państwa. „Upadkowi republiki i początkom cesarstwa towarzyszyła reforma monetarna, zapoczątkowana przez Juliusza Cezara, a kontynuowana przez Oktawiana Augusta. Ustanowiono wówczas złoto-srebrny bimetalizm. Podstawową jednostką był złoty aureus (7,79 g), srebrną denar (3,89 g). Aureus odpowiadał 25 denarom, co dawało relację wartości złota do srebra ok. 1:12,5” – opisuje zachodzące zmiany Wojciech Morawski. Oprócz dwóch podstawowych monet do obiegu zaczęto wypuszczać też inne z brązu, miedzi lub mosiądzu, traktowane jako drobniaki, używane do codziennych rozliczeń. Poza tym cesarz Oktawian August obok mennicy senackiej uruchomił też własną w Lugdunum (współcześnie Lyon). I tak w dość niewinny sposób rozpoczął się proces podkopywania zaufania do rzymskiego pieniądza. Zadbali o to kolejni cesarze, którzy zakładali, iż jeżeli złote i srebrne monety będą nieco lżejsze i część kruszcu zastąpi się miedzią, nikt tego nie zauważy. Po raz pierwszy mennica w Lugdunum zaczęła dodawać miedzi do monet za rządów Nerona. Jednocześnie waga złotego aureusa spadła do 7,27 grama. Przez kolejne stulecie dwie monety, najważniejsze dla stabilności systemu finansowego imperium sukcesywnie „chudły”. Towarzyszyła temu dewaluacja ich wartości oraz wzrost cen towarów. Jednocześnie starsze, bardziej wartościowe monety znikały z obiegu. Następowała ich tezauryzacja, czyli stały się obiektem wyjątkowo pożądanym, by ulokować w nich oszczędności. W efekcie Rzymianie boleśnie przekonali się, iż nieuczciwie traktowanie własnego pieniądza owocuje inflacją, która, jeżeli jest wysoka, przynosi niszczące efekty dla całej gospodarki. Wzrost cen i utrata zaufania do systemu monetarnego sprawiały, iż mieszkańcy zaczęli wracać do wymiany towar za towar. Okazywało się to niszczące nie tylko dla handlu, ale także dla ściągania podatków przez państwo.
„Prawdziwe załamanie systemu pieniężnego i wielką inflację przyniosły jednak dopiero rządy tzw. cesarzy wojskowych (235-285). W 274 r. cesarz Aurelian próbował uporządkować sytuację, wzmacniając «srebrnego» antoniniana (faktycznie zawierał on wówczas ok. 5 proc. srebra)” – opisuje Morawski. Katastrofalne efekty, jakie przyniosły próby czerpania dochodów z „psucia pieniądza” skłoniły w 294 r. cesarza Dioklecjana do próby przywrócenia mu jego wartości oraz odbudowy zaufania. W obiegu pojawił się złoty aureus o wadze 5,45 g. i zamiast denara srebrny argenteus ważący 3,41 g. Dorzucono też bilon z brązu zawierający małą domieszkę srebra. Jednak reforma ta okazała się zbyt ambitna dla spustoszonego wojnami oraz hiperinflacją imperium. Dlatego cesarz Konstantyn Wielki w 311 r. skorygował dzieło swego poprzednika, zastępując aureusa lżejszym solidem o wadze 4,54 gramy. Zadbał jednak, aby bito go ze złota najwyższej próby. Tak narodziła się moneta uznawana za doskonałą przez następne tysiąc lat. Jej nazwa oznaczająca po łacinie coś niezwykle trwałego, znaczy dokładnie to samo w większości języków europejskich. Pomimo iż po wielkiej Wędrówce Ludów upadła zachodnia część Imperium Rzymskiego solid pozostał monetą wzorcową, od której zawsze zaczynano tworzenie własnych systemów pieniężnych. Zachowało go Bizancjum jako podstawową monetę handlową zwaną „bizantem”. Przejęli go Arabowie pod nazwą „dinara”.
Podobnie rzecz się miała w państwie Franków. Wprawdzie Karol Wielki główną jednostką obrachunkową uczynił funta karolińskiego, zwanego „librą” o wadze 408 gramów czystego srebra. Wybijano z niego 240 denarów. Jednak monetą na potrzeby tezauryzacji postał rzymski solid wart 12 denarów. Takie rozwiązanie wynikało z rosnącego na Starym Kontynencie deficytu złota. W czasach rzymskich do cna wyeksploatowano istniejące kopalnie. Nowe złoża odkrywano z trudem, a od dostępu do zasobów kruszcu w Azji odcięli mieszkańców Europy najpierw Arabowie, a następnie Turcy. Problem niewystarczających zasobów złota dręczył gospodarki państw europejskich aż do epoki wielkich odkryć geograficznych. Mimo to legendarny złoty solid miewał się dobrze, niemniej jego nazwa ewoluowała. W języku francuskim przez stulecia z „solidusa” przekształcił się w złotego „sou”. Podobnie rzecz się miała w angielskim. „Zresztą symboliczne skróty używane do określania tych pieniędzy nawiązywały do czasów Karolingów: litera Ł (funt) stanowi nawiązanie do libry, S (szyling) do solida, D (pens) do denara” – wyjaśnia Wojciech Kalwat w monografii „Historia pieniądza się toczy”. W parze z nazwami szło też kopiowanie systemów monetarnych ze starożytności. Ich fundamentem pozostawała złota moneta, acz bita dla tezauryzacji. Do obiegu wypuszczano monety srebrne, których wartość do złotej wyznaczano w standardowej relacji jak 1 do 12. Natomiast w codziennych rozliczeniach używano bilonu zwykle z miedzi o wartości umownej.
Z własną monetą w Europie
Jeszcze w starożytności za sprawą Szlaku Bursztynowego wraz z kupcami napływały na ziemie polskie monety. Jednak zasiedlające je plemiona nie stworzyły państwa zdolnego do bicia własnego pieniądza. Zaczęło się to zmieniać pod koniec IX wieku, gdy tym razem w Kraju nad Wisłą wraz z kupcami arabskimi zaczęły pojawiać się monety kalifów. „Kupcy arabscy byli zainteresowani przede wszystkim bursztynem, w zamian za który płacili monetami (dirhem) oraz drogimi tkaninami i ozdobami. Dirhem można traktować jako pierwszy powszechny pieniądz stosowany na terenach Polski” – zauważa w opracowaniu „Początki polityki pieniężnej na ziemiach polskich” Mateusz Rolski. Ów dirhem zwany też „drahmą” bito z czystego srebra i ważył standardowo 2,97 gram. Jako iż Arabowie byli miłośnikami systemu dziesiętnego, jednen dinar wart był 10 dirhemów. Ich liczba w obiegu musiała być pokaźna, skoro pozostawały powszechnym środkiem płatniczym choćby wówczas, gdy plemię Polan pod wodzą Mieszka I, podbiło ościenne plemiona i założyło własne państwo ze stolicą w Gnieźnie.
„Wśród badaczy trwa polemika, czy pierwszy polski pieniądz powstał za jego panowania, czy dopiero po objęciu władzy przez Bolesława Chrobrego (992-1025). Istnieją dwie serie najdawniejszych polskich monet (denarów): pierwsza z imieniem «Bolizlaus», kojarzona z Bolesławem Chrobrym, druga zaś z imieniem «Misico» − przez dziesięciolecia przypisywana Mieszkowi I” – wyjaśnia Mateusz Rolski. Ostatecznie przeważyła wśród badaczy wczesnego średniowiecza teoria, iż pierwsze monety bito w Polsce za rządów Chrobrego, zaś denar z podobizną Mieszka, ukazuje jego syna Mieszka II. Jak się szacuje obaj monarchowie wypuścili do obiegu 95 tys. denarów, ważących połowę tego, co arabskie dirhemy. Przeznaczając na ich wytworzenie ok 120-140 kg srebra. Jak na potrzeby rozległego państwa, zamieszkiwanego przez ok. 1 milion poddanych było to niewiele. Zatem jego mieszkańcy przez cały czas musieli prowadzić handel na zasadach wymiany barterowej albo używać pieniądza pochodzącego z państw arabskich lub Europy zachodniej. Denary Chrobrego służył głównie temu, by poinformować ich i ościenne kraje o istnieniu polskiego królestwa oraz kto nim włada. Kolejni Piastowie również wypuszczali do obiegu własny pieniądz, ale wraz ze słabnięciem Polski, jego jakość okazywała się coraz gorsza. Obniżano wagę denara oraz zawartość srebra. Bolesław Krzywousty dorzucił tzw. renowację monety, czyli wycofanie z obiegu starych monet kruszcowych i zakaz ich używania, po emisji nowych. Trik polegał na tym, iż na trzy wycofane monety z obiegu, Krzywousty wypuszczał dwie nowe, generując dla siebie dodatkowy zysk. „Polityka pieniężna Bolesława Krzywoustego jest interesująca jeszcze z jednego powodu. Pod koniec okresu jego panowania zmieniła się bowiem technika wybijania monet, a co za tym idzie – ich forma. Bolesław Krzywousty wybił pierwszy na ziemiach polskich brakteat (łac. cienki kawałek metalu, blaszka)” – zauważa Mateusz Rolski. Przybijanie stempla tylko na jednej stronie momenty sprawiało, iż mogła ważyć o wiele mniej, niż w przypadku posiadania awersu i rewersu. Władca zapewniał sobie w ten sposób nowe dochody, ale podważał zaufanie do pieniądza.
W okresie rozbicia dzielnicowego przedstawiało się to jeszcze gorzej. Rządzący coraz mniejszymi ksiąstewkami Piastowie, wprowadzali do obiegu coraz cieńsze brakteaty. „Znane są denary o wadze 0,11 g, czyli niespełna czternaście razy lżejsze od pierwszej monety Bolesława Chrobrego” – podkreśla Rolski. Poza tym władcy poszczególnych dzielnic prowadzili własną politykę pieniężną i fiskalną. Na obszarze Polski narastał więc monetarny chaos. Dopiero po zjednoczeniu Małopolski z Wielkopolską i koronacji na króla Polski w 1320 r. Władysław Łokietek podjął próbę jego ograniczenia. Wprowadził więc do obiegu srebrnego denara o wadze 0,34 g. Dwanaście denarów Łokietka było wartych tyle, co jeden grosz praski. Była to najpopularniejsza wówczas moneta w Europie Środkowej, bita od 1300 r. na polecenie króla Czech Wacława II. Jednak potrzeby finansowe dopiero co zjednoczonego państwa sprawiły, iż Łokietek wzorem swych przodków z rodu Piastów zaczął obniżać wagę denara i gwałtownie zmalała ona o jedna trzecią, co natychmiast przełożyło się na jego wartość. Pragnąc podtrzymać swój królewski prestiż w 1330 r., Łokietek zdecydował się wybić kilka tysięcy sztuk, pierwszej polskiej złotej monety. Uczynił to przy okazji wielkich uroczystości ku czci św. Wojciecha. Aureus polonus potocznie zwany florenem ważył 3,48 g., czyli niemal tyle samo, ile ówczesne floreny włoskie. Nie mógł więc równać się z solidem ale i tak był bardzo czytelnym sygnałem, iż odrodzone Królestwo Polskie ma coraz większe aspiracje.
Narodziny złotego
„Jest jeden władca i jedno prawo, tak również powinna być w całym Królestwie jedna moneta, która byłaby wieczysta, dobra w swojej wartości i tym bardziej wszystkim miła” – nakazywał Statut wielkopolski – spisany na polecenie Kazimierza Wielkiego w latach 1356-1362 zbiorem praw dla tej dzielnicy. niedługo potem podobny statut przygotowano dla Małopolski. Sukcesywne „odchudzanie” denara, jakie uskuteczniał Łokietek przynosiło efekty, znane od starożytności. Ceny rosły, zaufanie do pieniądza spadało, a cenniejsze monety znikały z obiegu. Jego syn postanowił więc przeprowadzić radykalną reformę walutową, żeby zapewnić Polsce mocny pieniądz. „Kazimierz Wielki, zerwał ostatecznie z dawnym denarem i wprowadził tzw. system groszowy, za podstawę którego przyjęto grzywnę krakowską, ważącą 197 g srebra, na którą składało się 48 groszy. Jeden grosz miał wartość 16 denarów. Mennica królewska biła przeważnie tzw. kwartniki, które miały wartość ½ grosza, stąd zwane niekiedy półgroszami” – wyjaśnia te najważniejsze elementy w opracowaniu „Kazimierz Wielki jako reformator i człowiek” Janusz Skodlarski.
Grosz Kazimierza Wielkiego – bity z czystego srebra, ważył 3,27 grama. Zważywszy na posiadane zasoby kruszcu było to bardzo dużo. Dlatego królewska mennica wypuszczała do obiegu głównie o połowę lżejsze – półgrosze. Kolejni władzy dość gwałtownie weszli na tę samą drogę, co pierwsi Piastowie i zaczęli szukać dodatkowego dochodu za sprawą psucia doskonałej monety. Władysława Jagiełłę zmotywowały do tego wydatki związane z Wielką Wojną z Zakonem Krzyżackim w 1410 r. Wypuszczał więc do obiegu półgrosze zawierające coraz mniej srebra. Wzbudziło to wśród poddanych powszechne oburzenie i wobec groźby buntu król musiał zamknąć w 1414 r. mennicę w Krakowie. Ale po dwóch latach uruchomił nową, tym razem we Wschowie. Od tego momentu spór króla ze szlachtą o zawartość srebra w półgroszu stał się permanentny i trwał wiele lat. Kryzys monetarny pogłębił syn Jagiełły Władysław III Warneńczyk. Ambitny młodzieniec chciał zostać królem Czech i Węgier oraz pokonać, zagrażającą temu drugiemu państwu Turcję. Realizacja tych zamierzeń wymagała posiadania olbrzymich zasobów finansowych. Warneńczyk poszedł drogą na skróty, wypuszczając do obiegu półgrosze, w których srebro występowało w ilościach śladowych. A wybito ich ponad 40 mln sztuk, inicjując tak w Królestwie Polski głęboki kryzys monetarny.
Wprowadzenie prawa, nakazującego mieszkańcom przyjmować wszystkie monety z mennicy królewskiej i płacić nimi wedle tego jakiej są nominalnie wartości, niczego nie zmieniło. Ludzie ze wszelkich sił unikali zepsutej monety, a ceny rosły. Po śmierci Władysława III w bitwie pod Warną, polski system monetarny starał się uratować Kazimierz Jagiellończyk. Młodszy z synów Jagiełły przywrócił zaufanie do monety, wypuszczając do obiegu półgrosze, zawierające o jakieś 20-30 proc. mniej srebra, niż w te z czasów Kazimierza Wielkiego. Ale i tak była to olbrzymia zmiana na korzyść w porównaniu z pieniądzem Władysława III. Po śmierci Kazimierza Jagiellończyka szlachta usiłowała wymusić przeprowadzenie reformy monetarnej na nowym monarsze Janie Olbrachcie. Sejm piotrkowski w 1496 r. przyjął uchwałę o konieczności wprowadzeniu do obiegu jako głównej monety – florena z czystego złota, wzorowanego na tym wybitym przez Władysława Łokietka. Jego wartość ustalono na 30 srebrnych groszy. Niestety Polska nie posiadała wystarczających zasobów złota, aby móc wcielić w życie ów postulat, choć niedługo dzięki temu, iż Krzysztof Kolumb dopłynął do Ameryki, kruszec ów miał zacząć napływać szerokim strumieniem z nowego świata do Europy. Nim to nastąpiło Jan Olbracht, a po nim Zygmunt Stary zmagali się z problemem, jak zapewnić państwu polsko-litewskiemu mocną walutę. W końcu Zygmunt Stary zdecydował się na wprowadzenie reformy wedle planu opracowanego przez sekretarza króla, pochodzącego z Alzacji Justusa Ludwika Decjusza.
W latach 1526-28 wypuszczono do obiegu nowe monety, powiązane ze sobą ściśle pod względem wartości. Podstawową został nowy grosz, zawierający 0,77 g czystego srebra. Cenniejszy był trojak zawierający 2,31 g srebra – wart 3 grosze. Nad nim znajdował się szóstak – zawierający 4,63 g srebra. Zgodnie ze swą nazwą wart był 6 groszy. Wreszcie też zgodnie z wolą szlachty królestwo mogło się chwalić własnym „złotym”. Był nim dukat o wadze 3,45 grama, bity ze złota wysokiej próby. Znajdował się na nim wizerunek Zygmunta Starego w koronie, a na rewersie umieszczono dwa orły: polskiego oraz pruskiego, litewską Pogoń i ruskiego Lwa. Dzięki zapewnieniu państwu polsko-litewskiemu mocnej waluty dynastia Jagiellonów zaprezentowała Europie swoją potęgę. U jej szczytów znalazła się Rzeczpospolita za rządów Zygmunta Augusta. Działo się to wówczas, gdy Stary Kontynent, dzięki pozyskiwaniu zasobów złota i srebra z Ameryki Południowej i Środkowej, przestał cierpieć na deficyt kruszców. Zaś Polska przyciągała je niczym magnes, z racji zdobycia sobie pozycji kluczowego eksportera zboża i innych produktów rolnych. Ostatni z Jagiellonów mógł wówczas zaordynować, aby kontrolowana przez niego mennica w Wilnie biła monety jedynie ze srebra i złota wysokiej próby, wypuszczając w obieg kilka razy więcej złotych dukatów, niż jego ojciec Zygmunt Stary.
Polski system monetarny osiągnął swą dojrzałą formę, która przetrwała sto lat, aż do momentu gdy Rzeczpospolita w latach 1648-1660 musiała toczyć dramatyczną walkę o przerwanie, zmagając się jednocześnie z powstaniem kozackim na Ukrainie oraz najazdem rosyjskim i szwedzkim. Olbrzymie zniszczenia wojenne i utrata ok 30 proc. ludności kraju zmusiły króla Jana Kazimierza, by za radą swego nadwornego architekta Tytusa Liwiusza Boratiniego zaczął czerpać dochody z psucia monety. Wypuszczenie do obiegu aż 1 800 000 000 sztuk miedzianych szelągów zwanych „boratynkami” natychmiast udowodniło prawdziwość prawa Kopernika-Greshama. Kruszcowe monety zniknęły z rynku poukrywane w skarbcach, ceny błyskawicznie rosły, a ludzie uciekali od bezwartościowego pieniądza, wracając do wymiany barterowej. Jan Kazimierz kierowanie mennicą koronną oddał więc w ręce niemieckiego finansisty Andrzej Tymfa, zlecając mu podjęcie działań naprawczych. Wprowadził on do obiegu monetę o nazwie: „złoty”, nawiązując do idei z sejmu piotrkowskiego oraz koncepcji związanej z dukatami Zygmunta Starego. Jednak ważącego 3,6 gram „złotego” Tymf bił ze srebra. Chcąc choć trochę ów paradoks wyjaśnić, kazał umieścić na nim motto w języku łacińskim o treści: „Wartość tej monecie nadaje zbawienie ojczyzny, które jest więcej warte od metalu”. Kryzys monetarny udało się opanować dopiero za rządów Jana III Sobieskiego. Dokonano tego wypuszczając do obiegu większą liczbę złotych ze srebra, nazywanych powszechnie od ich pomysłodawcy – tymfami. Zarządzono też, iż złoty dukat Zygmunta Starego wart jest 12 tymfów. Nowy system monetarny przetrwał do początku wojny siedmioletniej. W roku 1756 pruskie wojska zdobyły Drezno i weszły w posiadanie oryginalnych stempli służących do bicia monet, a należących do elektora Saksonii, a zarazem króla Polski Augusta III. Władca Prus Fryderyk II zatrudnił fałszerzy i zalał Rzeczpospolitą pieniądzem udającym ten, jaki wcześniej do obiegu puszczali Sasi. „O skali fałszerstwa świadczy fakt, iż z jednej monety Augusta III po dodaniu miedzi pruscy fałszerze otrzymywali od trzech do pięciu monet. Zamiast ośmiu talarów z grzywny (srebra – przyp. aut.) Prusacy produkowali ich czternaście. Z czasem parametry te wyraźnie się pogarszały. W 1757 roku z grzywny bito 19 talarów, dwa lata później 25, by w następnych latach osiągnąć liczbę 30, a choćby 40 monet z grzywny! W takim wypadku trudno już tu mówić o srebrnej monecie. Przeważała poślednia miedź” – opisuje Wojciech Kalwat.
Możliwość wpływania przez wrogie państwo na system monetarny Rzeczypospolitej przyniosło katastrofalne skutki. Nie dość, iż znów zadziałało prawo Kopernika-Greshama, to na dodatek wojska pruskie oraz kupcy płacili bezwartościową monetą za towary na terenie Polski, które następnie ekspediowano poza jej granice. Tak następował transfer zasobów materialnych i finansowych z rąk polski do pruskich. gwałtownie bogacące się kosztem Rzeczypospolitej niewielkie państwo Fryderyka II, parło jednocześnie do przeprowadzenia rozbioru swego większego i zasobniejszego sąsiada. Ten spróbował się w końcu bronić. Pod egidą króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1765 r. wcielono w życie ostatnią, wielką reformę monetarną w Rzeczypospolitej. Uruchomiona w Warszawie mennica wypuszczała do obiegu talary z czystego srebra o wadze aż 23,8 gram. Ustalono, iż każdy będzie wart 8 złotych (oczywiście bitych ze srebra) lub 32 srebrnych groszy lub też 240 groszy miedzianych. To rozwiązanie prezentowałoby się znakomicie, gdyby nie słabość władzy królewskiej oraz samej Rzeczypospolitej. To, iż trawiony anarchią kraj dorobił się mocnej waluty, niosło ze sobą przykre konsekwencje. Zagraniczni kupcy zauważyli bowiem w tym łatwy dla siebie zysk. „Wywozili oni dobrą polską monetę, a kraj zalewali małowartościowym pieniądzem pruskim. Oblicza się, iż do 1787 roku na 43 mln zł wybitych w srebrze, aż 40 mln zostało wywiezionych za granicę! Prócz zwykłych spekulantów znów dali o sobie znać pruscy fałszerze.” – wyjaśnia Wojciech Kalwat w monografii „Historia pieniądza się toczy”. Okazywało się, iż silna moneta bez silnego państwa sama się nie obroni.
Nowe oblicze pieniądza
Trwające przez wiele stuleci zmagania Polski z problemem, jak stworzyć i utrzymać optymalny system pieniężny, którego filarami byłyby monety kruszcowe, nie stanowiły w Europie niczego szczególnego. Każde państwo przechodziło podobne fazy od dążenia do monet doskonałych, po psucia ich w momentach zwiększonych potrzeb fiskalnych. Tymczasem na Starym Kontynencie przybywało ludzi i rosły obroty w sferze handlu oraz usług. Otwierało się coraz więcej banków oferujących kredyty. Na popularności zyskiwały znane jeszcze w Imperium Rzymskim weksle. Wszystko to tworzyło nowe wyzwania dla pieniądza. Niemal od samych jego narodzin zorientowano się, iż aby zachowywał trwale swą wartość, powinien być wytwarzany ze złota, ewentualnie dużo powszechniej występującego srebra. Każde odstępstwo od tej reguły niosło ze sobą nieuchronnie utratę wartości momenty, pomimo wybijania na niej tego samego nominału. Wówczas miało się do czynienia z czymś, co fachowo nazywano „monetą podwartościową”. Jej nominał wyraźniej przewyższał cenę kruszców lub materiałów, z których ją wytworzono.
Jednak im lepiej gospodarczo rozwijało się jakieś państwo, tym potrzebowało więcej pieniądza w obiegu. Za tym już nie nadążały możliwości pozyskiwania metali szlachetnych, a zatem pełnowartościowej monety. Pierwsi poradzili sobie z taką niedogodnością Chińczycy, łącząc na początku naszej ery wynalezienie papieru z pomysłem, okazjonalnego zastępowania nim monet. Wymagało to przybicia na nim specjalnej pieczęci i opatrzenia napisami w kilku kolorach, żeby skutecznie utrudnić pracę fałszerzom. Ideę tę przejęli i udoskonalili Mongołowie, którzy w XIII w. podbili Chiny. Wenecjanin Marco Polo, który w 1266 r. gościł ma dworze Kubilaj-chana, zadziwiony pomysłem zastąpienia monety papierowym pieniądzem opisał go bardzo dokładnie. „I wszystkie te pieniądze papierowe robione są z taką powagą i namaszczeniem, jakby to było złoto lub srebro czyste, gdyż na każdym z nich kilku urzędników do tego wyznaczonych podpisuje swe nazwisko i wytłacza swoją pieczęć, i gdy to przez wszystkich wykonane zostanie, najwyższy mincerz, ustanowiony przez cesarza, zanurza swą pieczęć w cynobrze i pieczętuje nią pieniądz tak, iż kształt pieczęci odbija się na nim cynobrową czerwienią; taka moneta ma pełną wartość. Każde fałszerstwo karane jest śmiercią” – relacjonował w swym „Opisaniu świata” Marco Polo. Chińczycy i gwałtownie przyjmujący ich kulturę Mongołowie stworzyli technologię i procedury emisji papierowego pieniądza. Europa musiała do tego dojrzewać jeszcze przez kilka stuleci. Przy czym Marco Polo zupełnie nieświadomie zauważył słabą stronę wspominanego rozwiązania, odnotowując: „Monetę ową (papierowy pieniądz – przyp. aut.) wypuszcza Chan w tak wielkiej ilości, iż mógłby za nią wykupić wszystkie skarby świata”.
Łatwość wytwarzania banknotów kusiła władców, żeby z tej możliwości korzystać. W efekcie między XIII a XVI wiekiem Chiny kilkakrotnie doświadczyły zjawiska hiperinflacji, dewastującej ich życie ekonomiczne. Przyczyniła się ona m.in. do podkopania pozycji dynastii Ming. Wprawdzie podrzuciła ona w końcu banknoty na rzecz dużo bezpieczniejszych srebrnych monet, ale nie zapobiegło to już jej upadkowi. „Ponowny kontakt z pieniądzem papierowym Chiny miały dopiero w XIX w., za pośrednictwem Europejczyków” – zauważa Wojciech Morawski. Aby tak się stało, musiały na Starym Kontynencie zacząć zachodzić radykalne przemiany nie tylko gospodarcze, ale także w podejściu do natury pieniądza. Zaczęły się one w czasie, gdy w Państwie Środka upadała dynastia Ming. Podczas wojny trzydziestoletniej Szwecja zmagała się z problemem wyczerpania swoich zasobów kruszcu, wydanych na utrzymanie olbrzymiej armii. Do obiegu masowo wypuszczano więc monety z brązu ale jednocześnie starano się zapobiec inflacji. W tym celu król i parlament przyjęły prawo mówiące, iż jak w przypadku monet kruszcowych, również te miedziane mają posiadać wartość adekwatną do rynkowej ceny miedzi. Tak w 1633 r. narodziły się ważące 20 kg miedziane platmynty. „Takim pieniądzem nie można się było w praktyce posługiwać. Dlatego początkowo Szwedzi puścili w obieg miedziane żetony, potwierdzające posiadanie platmyntu. W 1657 r. powstał z inicjatywy inflanckiego bankiera Johna Palmstrucha prywatny Stockholms Banco, który w 1661 r. podjął emisję papierowych pieniędzy” – pisze Wojciech Morawski. Były to kwity potwierdzające, iż ich właściciel jest w posiadaniu określonej liczby platmyntów. W przypadku bogaczy wielu ton miedzi.
Tak Szwedzi stali się prekursorami idei, która z czasem odmieniła systemy monetarne na całym świecie – centralnego banku, który przechowywałby rezerwy kruszcowe oraz zajmował się emisją pieniądza, w tym papierowych banknotów, jednocześnie dbając o to, żeby zachowywały swą wartość. Idea ta okazała się tak rewolucyjna, iż przyjmowała się bardzo powoli. Niespełna pół wieku później szkocki kupiec i ekonomista William Patterson namówił króla Anglii Wilhelma III Orańskiego, bardzo potrzebującego środków finansowych na prowadzenie wojny, by przekonał parlament do utworzenia nowatorskiego banku. Przyjęta w 1694 r. ustawa Tonnage Act powołała do życia Bank Anglii, kredytujący przedsięwzięcia monarchy. Swój kapitał gromadził za sprawą prawa do poboru podatku morskiego, a kredytował króla emitując papierowe banknoty. Dwie dekady później inny przedsiębiorczy Szkot John Law do przyjęcia podobnego rozwiązania namówił rządzącego Francją regenta Filipa II Orleańskiego. Założony w 1715 r. Bank Generalny wyposażono w prawo do emisji papierowego pieniądza, zarządzania państwowymi dochodami oraz gromadzenia w skarbcu szlachetnych kruszców.
Law założył, iż rezerwa złota posiadana przez centralny bank może być dziesięć razy mniej warta od nominału banknotów wypuszczonych do obiegu. Jej istnienie budowało społeczne zaufanie do papieru, który sam w sobie był wart jeszcze mniej niż miedziane monety. Na tym właśnie polegał parytet złota. Wprawdzie wprowadzenie we Francji systemu Lawa przyniosło temu krajowi w 1720 r. krach finansowy z powodu nadmiernej emisji banknotów, które straciły pokrycie w rezerwach kruszcu, ale i tak to pomysł parytetu złota przetrwał. Podchwyciła go Wielka Brytania, acz dopiero gdy musiała walczyć o przetrwanie. Wcześniej od 1717 r. obowiązywał tam system bimetaliczny. Opierał się on na utrzymywaniu w obiegu równocześnie monet złotych i srebrnych, przy sztywnym kursie nakazujący, by wartość złota do srebra zawsze wynosił jak 1 do 15,21. Imperium Brytyjskie posiadające dzięki koloniom dostęp do olbrzymich zasobów kruszcu mogło pozwolić sobie na ten luksus. Dzięki niemu liczne banki prywatne bez ryzyka emitowały papierowe banknoty, gwarantując ich posiadaczom, iż mają one pokrycie w rezerwach metali szlachetnych.
„Wysoki stopień zaufania do brytyjskiego pieniądza papierowego przydał się bardzo podczas wojen napoleońskich. W lutym 1797 roku Bank Anglii zawiesił, za zgodą rządu, dalsze akceptowanie banknotów do wymiany na złoto” – relacjonuje Jacek Luszniewicz w opracowaniu „Geneza systemu waluty złotej w Europie: aspekt krajowy i międzynarodowy”. Jednak wojny z Francją trwały długie lata, a cesarz Napoleon starał się uniemożliwić Wielkiej Brytanii prowadzenie wymiany handlowej ze Starym Kontynentem. Banknoty zaczęła więc dotykać inflacja. Jednak Bank Anglii wytrzymał presję oferując za swój papierowy pieniądz choć częściową wymienialność na kruszce. „Dlatego banknoty te, choć emitowane w dużych ilościach i przy coraz mniejszym pokryciu kruszcowym, nie tylko bez większych wstrząsów utrzymały się w obiegu, ale przez dłuższy czas – przynajmniej do lat 1809–1810 – wykazywały stosunkowo niewielkie ubytki na wartości nominalnej” – opisuje Jacek Luszniewicz. Ta niejasność wznieciła dyskusję miedzy czołowymi znawcami ekonomii w Zjednoczonym Królestwie na temat źródeł inflacji oraz jak zabezpieczyć przed nią system monetarny. „W historii myśli ekonomicznej jest on znany jako spór bulionistów z antybulionistami. Bulioniści stali na stanowisku teorii ilościowej pieniądza. Uważali, iż przyczyną inflacji była nadmierna emisja. Antybulioniści skłonni byli podkreślać pozamonetarne przyczyny inflacji, jak nieurodzaj czy wojna” – wyjaśnia Wojciech Morawski. W końcu po stronie bulionistów opowiedział się, uznawany za najwybitniejszego znawcę rynków finansowych Dawid Ricardo. Ukuł on bardzo prostą teorię, jak stworzyć pieniądz doskonały, który charakteryzowałby się absolutnie niezmienną wartością. Należało zgromadzić w Banku Anglii takie rezerwy złota, aby odpowiadały wartości papierowego pieniądza, znajdującego się w obiegu. Z prawem dla obywateli, aby w każdym momencie mogli dokonać wymiany banknotu na szlachetny kruszec.
Ta gwarancja dawała pewność, iż ludzie nie będą żądać wymiany, ponieważ papierowe pieniądze były o wiele wygodniejsze w codziennym użyciu. Wcielanie teorii Ricardo w życie szło opornie z powodu zbyt małych rezerw kruszcowych. Bank Anglii po próbie podjętej w 1816 r., wycofał się z parytetu złota. Dopiero rząd premiera Roberta Peela w 1844 r. narzucił mu ustawowo nowy statut. Wymagał on, by bank centralny imperium odtąd emitował rocznie bardzo ograniczoną pulę nowych banknotów. Wysokość kwoty określono na 14 mln funtów szterlingów. To zapewniało utrzymanie w obiegu wciąż podobnej sumy w banknotach. jeżeli emisja miałaby być większa, wówczas Bank Anglii najpierw musiał zwiększyć swoje zapasy złota i srebra. Trzymanie się tej reguły sprawiło, iż papierowa waluta okazywała się stabilniejszym środkiem płatniczym, niż większość kruszcowych monet, tak często psutych w przeszłości przez władców. Dlatego też funt w połowie XIX w. zdobył sobie pozycję światowej waluty, w której inne państwa chciały lokować swe rezerwy finansowe. Podobnie wzorcową pozycję wypracował sobie Bank Anglii, przejmując rolę „banku banków”. Stał zatem na straży wartości pieniądza oraz o stabilność systemu monetarnego i bankowego Wielkiej Brytanii. Siła i bogactwo Imperium Brytyjskiego zachęcały inne państwa, by podążyły tą samą drogą. Do końca XIX w. usiłowało tak uczynić aż 60 krajów. W tym wszystkie mocarstwa. Przez cztery dekady świat nie doświadczał inflacji ani kryzysów walutowych.
Jak pisze w monografii „Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza” Murray N. Rothbard: „każda narodowa waluta (dolar, funt, frank itd.) była tylko nazwą dla określonej porcji wagowej złota. «Dolar » był na przykład zdefiniowany jako 1/20 uncji złota, funt szterling – jako nieco mniej niż 1/4 uncji złota itd. Oznaczało to, iż «kursy wymiany» między poszczególnymi walutami narodowymi były sztywne, ale nie dlatego, iż podlegały arbitralnym regulacjom rządu, tylko z tej samej przyczyny, dla której jeden funt wagowy zdefiniowany jest jako równy szesnastu uncjom”. Jednak pieniądz oparty na parytecie złota okazał się zupełnie nieodporny na katastrofę w postaci I wojny światowej. Jej olbrzymie koszty zmusiły uczestniczące w niej państwa, aby porzucić zasady opisane przez Ricardo i finansować konieczne wydatki dodrukiem banknotów. To zaś przynosiło skutki podobne do tych znanych z czasów masowego psucia monet.
Wymarzony złoty
Gdy w XIX wieku rodziły się nowoczesne systemy monetarne, Polska z racji utraty niepodległości nie mogła w tym procesie uczestniczyć. Choć przez chwilę wydawało się, iż okaże się to możliwe. Za sprawą zabiegów ministra skarbu Królestwa Polskiego Franciszka Druckiego-Lubeckiego car Rosji, będący jednocześnie królem Polski – Mikołaj I, powołał do życia w styczniu 1828 r. państwowy Bank Polski. Zgodnie z postulatami księcia Lubeckiego otrzymał on monopol na emisję papierowych banknotów – złotych polskich. W zakres jego obowiązków wchodziło dbanie o stabilność zarówno waluty, jak i innych banków, którym mógł udzielać kredytów. Tak narodził się bank centralny Królestwa Polskiego. Z początkiem maja 1830 r. wprowadził on do obiegu banknoty o nominałach: 5, 50 i 100 złotych polskich. Po czym w listopadzie wybuchło powstanie i bank zajął się kredytowaniem potrzeb finansowych Królestwa. Gdy powstanie upadło nie został on zlikwidowany, ale przejęty i zrusyfikowany, tracąc jednocześnie pozycję banku centralnego.
Szansa na ponowne posiadanie takowego, jak i własnej waluty, pojawiła się dopiero, gdy Polska odzyskiwała niepodległość. Jednak na początku swego istnienia II RP nie zdobyła się na wcielenie w życie rozwiązań gwarantujących emisję mocnego pieniądza. Wynikało to z ogromu zniszczeń, jakie ziemiom polskim przyniosła I wojna światowa oraz doraźnych potrzeb. Dlatego po listopadzie 1918 r. rolę banku emisyjnego spełniała przez cały czas Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa. Utworzona w Warszawie na mocy decyzji niemieckich władz okupacyjnych dwa lata wcześniej, przy okazji proklamowania powstania Królestwa Polskiego. Emitowała ona jednostkę monetarną, która otrzymała nazwę „marki polskiej” i wedle pierwotnego kursu jej wartość wynosiła jeden do jednego w stosunku do marki niemieckiej. W II Rzeczypospolitej decyzją Naczelnika Państwa 7 grudnia 1918 r. ukazała się Ustawa Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej. Mówiła ona, że: „Zanim na mocy uchwały sejmowej nie zostanie powołany do życia Bank Polski, Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa, założona i prowadzona aż do II listopada 1918 r. przez okupacyjną władzę niemiecką, jest jedyną emisyjną instytucją bankową Państwa Polskiego, kasą centralną urzędów państwowych i miejscem przechowywania depozytów, znajdujących się pod opieką państwa”. Decydowanie o emisji kolejnych partii banknotów Józef Piłsudski pozostawił w rękach rządu. Tymczasem kolejne gabinety musiały po wojnie z bolszewicką Rosją zmagać się z brakiem dostępu do zagranicznych kredytów, niedostatecznymi wpływami z podatków, słabą sprzedażą obligacji emitowanych przez Ministerstwo Skarbu. Na to nakładały się zniszczenia, jakie ziemiom polskim przyniosła I wojna światowa. Wszystko to powodowało, iż bieżące wydatki państwa finansowano dzięki dodruku pieniądza. Co zaowocowało gwałtownie rosnącą inflacją. W 1923 r. przekształciła się ona w hiperinflację. O jej gigantycznych rozmiarach najlepiej świadczył fakt, iż przez 11 miesięcy wspominanego roku rząd odnotował wydatki w wysokości 52 trylionów marek polskich, przy wpływach do budżetu w wysokości 19 trylionów.
Olbrzymi kryzys gospodarczy, jaki przyniosło załamanie wartości polskiej waluty, zmobilizował polityków do powołania przez Sejm pod koniec grudnia 1923 r. ponadpartyjnego gabinetu fachowców. Misję jego sformowania powierzono ekonomiście Władysławowi Grabskiemu. Mógł on swobodnie podejmować kroki, jakie uznawał za niezbędne. Na początek zamożne osoby zostały obciążone podatkiem naliczanym od posiadanego przez nie majątku, co czyniło go niezależnym od wysokości inflacji. „Plan mój polegał na tem, żeby pobierać podatek majątkowy w przyśpieszonym trybie tak, by starczył on na pokrycie deficytu pierwszych kilku miesięcy. W ciągu zaś tych kilku miesięcy należało dokonać reformy walutowej, która by położyła kres ciągłej groźbie ponownego spadku waluty” – zapisał we wspomnieniach Grabski. Po tym posunięciu, premier Grabski przeforsował pakiet reform, ujęty w rozporządzeniu: „o zmianie ustroju pieniężnego”. Ustawa została podpisana przez prezydenta Stanisława Wojciechowskiego 14 kwietnia 1924 r. Markę polską zastąpił złoty. Jednego złotego wymieniano na 1,8 miliona marek. Ten sam akt prawny powoływał do życia niezależny od rządu i państwa bank centralny nazwany – Bankiem Polskim. Zajął się on emisją nowej waluty oraz codziennym dbaniem o jej wartość. Dwunastoosobową radę Banku Polskiego SA, będącego spółką akcyjną, wybierali akcjonariusze (35 proc. akcji wykupiły przedsiębiorstwa przemysłowe, 12 proc. banki, 10 proc. firmy handlowe, a 23 proc. indywidualni akcjonariusze), zaś prezesa mianował na pięcioletnia kadencję prezydent na wniosek Rady Ministrów. Pierwszym został były minister skarbu Stanisław Karpiński. Wedle bardzo ambitnego założenia kurs nowej, polskiej waluty zrównano z frankiem szwajcarskim. Wartość złotego do dolara USA określono jak 5,18 do 1. Zabezpieczeniem tego kursu stało się przyjęcie zasady emisji w systemie Gold Exchange Standard, czyli bank centralny zabezpieczał rezerwy złota i srebra, które w minimum 30 proc. pokrywały wartość papierowych banknotów wypuszczonych do obiegu. Twarde trzymanie się tej zasady sprawiało, iż aż do wybuchu II wojny światowej złoty polski uchodził za jedną z najstabilniejszych walut świata.
W tym czasie nasza waluta musiała opierać się wstrząsom, jakie przyniosło nadejściu w 1929 r. Wielkiego Kryzysu. „Świat znowu pogrążył się w chaosie pieniężnym znanym już z okresu I wojny światowej; z tym, iż teraz nadzieje na przywrócenie standardu złota były niewielkie. Międzynarodowy system gospodarczy rozpadał się w chaosie płynnych kursów walutowych, konkurujących dewaluacji, regulacji kursów wymiany, barier w handlu. Rozszalała się gospodarcza i monetarna wojna między poszczególnymi walutami i blokami walutowymi” – opisuje skutki największej w dziejach ekonomicznej zapaści Murray N. Rothbard. Dziesięć laty po wybuchu Wielkiego Kryzysu nadeszła II wojna i za sprawą najazdu Niemiec i Związku Sowieckiego Polska znów utraciła niepodległość, a Bank Polski SA został zlikwidowany. W utworzonym przez niemieckiego okupanta Generalnym Gubernatorstwie drukiem i puszczaniem w obieg pieniądza zajął się założony w Krakowie Bank Emisyjny w Polsce. Okupacyjne złotówki nazywano potocznie „młynarkami”, od nazwiska dyrektora Banku Emisyjnego Feliksa Młynarskiego.Ewentualnie „góralami” z racji podobizny górala umieszczonej na banknocie o nominale 500 zł. Wedle ustalonego w Berlinie kursu wymiany jedna niemiecka marka warta była dwie „młynarki”.
Po zakończeniu II wojny światowej Polska stała się krajem satelickim Związku Sowieckiego. Narzucony Polakom przez Moskwę rząd i ustrój polityczno-ekonomiczny diametralnie zmieniły w państwie rolę pieniądza. Wprawdzie złoty powrócił, jednak z jednego z głównych czynników kształtujących życie gospodarcze zredukowano jego rolę w państwie do funkcji środka płatniczego. Używano go zatem do wpłacania wynagrodzenia, oszczędzania, pożyczania oraz zakupu dóbr rzeczowych i usług. De facto przypominało to cofnięcie w rozwoju do czasów zaraz po narodzinach monety. Podobieństwa można też znaleźć na niwie komunikacyjnej. Pieniądz w Polsce Ludowej i innych państwach tzw. realnego socjalizmu pełnił funkcje propagandowe, informując obywateli o bohaterach komunizmu, osiągnieciach reżimu, głównych kanonach ideowych. Oprócz tego dodawano jeszcze na banknotach alegoryczne ukazanie różnych branż przemysłowych oraz rolnictwa.
Przy ograniczaniu roli pieniądza komunistyczne władze jednocześnie bardzo rozszerzyły codzienne zadania banku centralnego – stał się nim powołany do życia w styczniu 1945 r. Narodowy Bank Polski. Wraz z sukcesywną likwidacja w drugiej połowie lat 40. innych banków, przejmował on ich codzienne funkcje i usługi. „W myśl tej koncepcji NBP łączył zadania centralnej instytucji bankowej oraz organu państwowego współdziałającego z całym aparatem administracyjnym w realizacji polityki gospodarczej. NBP miał realizować politykę pieniężno-kredytową państwa zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Finansów” – opisuje w monografii „Zarys historii polskiej bankowości centralnej” Cecylia Leszczyńska.
Tymczasem gdy w PRL oraz całym Bloku Wschodnim zamrożono trwającą od wieków ewolucję pieniądza i jego roli, trwała ona przez cały czas w krajach Zachodu, nabierając coraz większego tempa. Powrót do dziewiętnastowiecznego systemu „złotej waluty” i jego doskonałej stabilności okazał się niemożliwy. Na jego miejsce Stany Zjednoczone zaproponowały w 1944 r. podczas konferencji w Bretton Woods, międzynarodowy system monetarny, w którym złoto zastąpił amerykański dolar, ale oparty na parytecie złota. W swej pierwotnej formie system z Bretton Woods przetrwał trzy dekady. Potem Stany Zjednoczone decyzją prezydenta Nixona porzuciły ostatecznie parytet złota, jednak ich pieniądz przez cały czas pozostał walutą rezerwową dla całego świata. Ten zaś wciąż się zmieniał za sprawą nie tylko trendów ekonomicznych, ale także technologicznego postępu. W 1958 r. swe uniwersalne karty płatnicze wprowadził American Express specjalizujący się dotąd w wydawaniu czeków podróżnych. Rosnące zapotrzebowanie na transakcje bezgotówkowe przyniosło w latach 70. narodziny dwóch elektronicznych systemów obiegu gotówki między klientami i bankami: VISA oraz Mastercard.
Tymczasem dzięki odzyskaniu niepodległości oraz powrotowi do demokracji i struktur świata zachodniego Polska stała się znów czynnym uczestnikiem tych rewolucyjnych zmian, choć przemiana ta nie przebiegała na początku łatwo. Pod sam koniec istnienia PRL-u z NBP wydzielono banki komercyjne, a ustawa z 31 stycznia 1989 r. uczyniła go klasycznym bankiem centralnym, którego prezesa powoływał Sejm na wniosek premiera. niedługo NBP musiał wziąć udział w walce z hiperinflacją oraz zadbać, aby złoty stał się stabilnym pieniądzem, wymienialnym na inne waluty. Równocześnie trwała prywatyzacja sektora bankowego i jego otwarcie na zagranicznych inwestorów. Chcąc dostosować polski bank centralny do standardów Unii Europejskiej, dodano mu w ustawie z sierpnia 1997 r. kolegialne ciało odpowiedzialne za politykę monetarną – Radę Polityki Pieniężnej. Zapis o ustroju Narodowego Banku Polskiego umieszczono w 1997 r. także w konstytucji. Wszystkie te działania pozwoliły budować zaufanie do NBP obywateli III RP oraz rządów innych państw. Przekładało się to na ustabilizowanie sytuacji złotego, który podobnie jak w okresie po 1925 r. zyskał sobie renomę waluty godnej zaufania i utrzymuje ją do dziś.
