Historia pewnej naklejki na gruszce…

2 tygodni temu

Wielu sadowników podczas zakupów czy wyjazdów zagranicznych sprawdza ceny i jakość owoców marketach czy na targowiskach. Ponoć to „zboczenie zawodowe”. My też tak mamy i często analizujemy jakość, cenę i kraj pochodzenia.

Podczas rozmów z konsumentami któryś już raz spotkaliśmy się z tym samym stwierdzeniem dotyczącym stickerów na owocach. Rozmowa dotyczyła importowanych gruszek. Po stwierdzeniu, iż są to owoce z „drugiego końca świata”, nasza rozmówczyni nie kryła zdziwienia. Wyjaśniliśmy, iż nie trzeba niczego sprawdzać na etykiecie, a o kraju pochodzenia informuje sama naklejka z flagą. Miła, starsza pani odpowiedziała, iż była przekonana, iż to po prostu nic nie znacząca kolorowa naklejka sieci. – Gdybym wiedziała, iż te gruszki przepłynęły pół świata to bym ich nie kupiła – skwitowała.

Chodziło o gruszki z RPA oferowane w kwietniu w sklepie sieci Biedronka. W wiosennym imporcie nie ma niczego złego, a samo zagadnienie być może wielu wyda się błahe. Być może ktoś skomentuje, iż myśli tak mały odsetek starszych osób i nie ma to żadnego znaczenia. Jest to jednak kolejny przykład, jak ważna dla naszego rolnictwa jest świadomość konsumentów.

Wszystko po to, żeby pod kwietniowym artykułem o czereśniach z Hiszpanii po 200 zł/kg Czytelnicy nie oburzali się na to, ile zarabiają polscy sadownicy… Albo, żeby nie dziwili się w marcu na targowisku, jaka to teraz technologia i genetyka, iż u nas truskawka w marcu urośnie…

Idź do oryginalnego materiału