Dokładnie rok temu na polski rynek wjechały pierwsze chińskie samochody MG, ale wtedy nie wróżono im sukcesu. Dziś, po te auta ustawiają się kolejki chętnych. Czy tak będzie się niedługo działo też z chińskimi ciągnikami?
Ostatnio mój kolega rolnik z nieukrywana euforią poinformował mnie, iż kupił sobie chiński samochód MG. Nieco zdziwiony zapytałem, dlaczego akurat ten model i w odpowiedzi usłyszałem, iż po pierwsze wszystko co potrzebne ma w pakiecie, a po drugie miał dużo mniejszą cenę niż konkurenci.
Na dodatek okazało się, iż auto ma jeszcze długą gwarancję i całkiem miły pakiet różnych dodatków. W sumie kolega jest bardzo zadowolony a to, iż to akurat samochód z Państwa Środka, to mu w tym wszystkim nie przeszkadza. Jest zadowolony i tyle.
Słuchając go przyszło mi do głowy, czy aby za rok nie skusi się także na chiński ciągnik, bo w sumie dlaczego by nie? Skoro jego nadrzędnym podejściem przy wyborze (i wydawaniu własnych pieniędzy – nie czarujmy się) jest cena.
Jednak nie tylko, bo przy dobrym dostępie do usług serwisowych, przy dobrym ubezpieczeniu czy innych profitach może się skusić na chiński ciągnik. A co ważne, może być z tego wyboru zadowolony. A czy nie w zadowoleniu klienta leży klucz do sukcesu marki?
Made in China jest już wszędzie, będzie i na polu
No właśnie, chyba nie ma co ukrywać, iż droga do chińskich produktów, wyższej niż szkolne piórniki technologii, została już przetarta. adekwatnie gdzie wokół nas się nie rozejrzymy, tam na produktach widzimy Made in China lub PRC. Lodówka, pralka, telewizor, telefon, komputer wszystko to powstało lub mogło powstać w jednej z chińskich fabryk.
Skoro więc przekonaliśmy się już do AGD i elektroniki, to zawitały do nas chińskie samochody. I co? No i to, iż nagle wszyscy malkontenci są zdziwieni, iż auta spod Pekinu tak dobrze się sprzedają. Czy to jakieś czary? No nie, bo to długofalowa polityka podbijania rynków jaką stosują od lat Chiny.
Ta polityka nie ogranicza się do najbliższych wyborów, nie jest też napisana pod publiczkę. Polityka ekspansji chińskich produktów jest dalekowzroczna i obejmuje lata, a może i dekady. Ciągnik Made in China, a dlaczego nie?
Czy rolnicy skuszą się na chińskie ciągniki?
Pozostaje pytanie, czy rolnicy skuszą się na chińskie ciągniki? Odpowiedź może być zaskakująca: tak skuszą i to bardzo szybko, bo głód traktorów jest ogromny.
W naszej Europie zabarykadowaliśmy się w przepisach dotyczących silników z wyśrubowaną emisją spalin. Można sobie zażartować, iż spaliny z nowoczesnego ciągnika są bardziej czyste niż zasysane do jego silnika powietrze. Te normy to w sumie słuszna sprawa, która da odetchnąć świeżym powietrzem naszym dzieciom, ale wprowadzenie tych przepisów mocno obciążyło naszą kieszeń przez wyższe ceny traktorów.
Możliwe też, iż w zamyśle tworzących te przepisy była ochrona europejskiego rynku przed zalewem ciągników ze wschodu. W końcu technologie oczyszczania spalin rozwijane były tu w Europie od dziesięcioleci i to tu skupiona jest cała niskoemisyjna technologia i produkcja takich podzespołów.
Okazało się, iż nic bardziej mylnego, bo Chińczycy zaledwie w ciągu kilku lat dogonili nas w tej technice i już oferują w Europie traktory spełniające ostre przepisy emisji spalin. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo technikę budowy nowoczesnych silników i przekładni mają w małym palcu.
Mają też coś innego. Niesamowity potencjał produkcyjny potrafiący reagować niemal z miesiąca na miesiąc na potrzeby klientów. Czegoś takiego, tak błyskawicznej możliwości przestawienia się z produkcją nie ma poza nimi nikt.
Chińczycy mają plan – niższe ceny ciągników, a sam po nie przyjdziesz
Ostatnie lata pokazały też, iż Europa nie jest już pępkiem świata, także w dziedzinie rolnictwa. Owszem, przez cały czas mamy tu bardzo wysoko rozwiniętą agrokulturę i potrafimy wyciskać dziesiątki dodatkowych kwintali z każdego hektara. Mamy jednak problem, bo w Europie ziemia orna się kurczy pod zakusami przemysłu i budownictwa.
Pod względem technicznym maszyny rolnicze w Europie stają się coraz bardziej wydajne i – co już nikogo nie dziwi – droższe. Sami na naszym polskim podwórku obserwujemy to, iż póki z Brukseli szły fundusze na dopłaty do ciągników, te się świetnie sprzedawały. Gdy zabrakło unijnej kasy, maszyny stoją na placach u dealerów bo są drogie.
Mało kto decyduje się dziś wydać kilkaset tysięcy na ciągnik z własnych środków finansowych. Powoli zaczynamy liczyć i dwukrotnie oglądać każdą wydaną w rolnictwie złotówkę. Maszyny, środki ochrony, nawozy czy choćby materiał siewny drożeją, a nam na inwestycje w nowszy sprzęt zostaje coraz mniej środków.
I tu właśnie otwiera się pole do popisu dla chińskich ciągników, które pod względem technicznym coraz bardziej zbliżają się do “europejskich” maszyn. Trzysta koni mocy w silniku? – proszę bardzo. Przekładnia bezstopniowa, zrobotyzowana czy inna automatyczna? – proszę bardzo zdają się mówić Chińczycy rozszerzając swoją ofertę o coraz bardziej nowoczesny sprzęt.
Czasy chińskiej tandety się skończyły
Coraz bardziej także niezawodny, bo czasy chińskiej “tandety” już się skończyły. Klient, w tym także rolnik, stał się rozpieszczony i wymagający, a skoro klient/rolnik chce i gotów jest zapłacić za dobry sprzęt, to taki dostanie – mówią w Chinach.
I dostaje, bo chociażby znane od kilku lat na naszym rynku ciągniki Lovol stają się już coraz bardziej atrakcyjne. Nowe modele pojawiają się niemal z roku na rok, a każdy z nich dopracowany pozostało bardziej pod każdym względem. Każdy jest także coraz bardziej zbliżony do konkurencji, a to czyni rynek niezwykle ciekawym.
Kupując ciągnik jeden postawi na prestiż i gotów jest wydać więcej. Inny chłodno skalkuluje wydatki i zacznie się rozglądać za tańszą, ale równie nowoczesną maszyną. Jak ten rolnik od suv-a MG – kupił i jest zadowolony.
I na to właśnie liczą Chińczycy, bo ich czas na europejskim rynku ciągników właśnie się zaczyna.