Ile lat mamy funkcjonować na granicy opłacalności?

1 tydzień temu

Sadownik nie zgadza się z opinią, iż nieco wyższe ceny będą odstraszać konsumentów. Przy czym zaznacza, iż chociaż używamy sformułowania „wyższe”, wcale nie oznacza to, iż są to ceny wysokie. Sadownicy od lat balansują na granicy opłacalności. Każdy sezon to próba sił i wielki znak zapytania, czy uda nam się pokryć koszty produkcji i nieco zarobić. Zdecydowanie brakuje stabilizacji, ale ten sezon ma potencjał, aby ją utrzymać.

Wyższe ceny jabłek nie odstraszą od zakupów

– Nieprawdą jest, iż droższe jabłka się nie sprzedają. W lipcu i sierpniu ceny nie odstraszały konsumentów (w sprzedaży detalicznej dochodziły do 10 zł/kg). Oczywiście, można powiedzieć, iż wówczas podaż była bardzo mała, ale z drugiej strony – nie brakowało też konkurencji ze strony innych gatunków owoców. Na półkach sklepowych ceny jabłek powinny utrzymywać się na poziomie 5,00–5,50 zł. W mojej opinii to cena, którą klienci zaakceptują. Nie zgodzę się też z argumentem, iż to konsument decyduje o cenie. Dziś to sieci kreują popyt, promocje i nawyki konsumenckie. Tanich jabłek nikt nie szanuje – to kolejny argument za wyższymi cenami – mówi sadownik. Dodaje, iż jabłka dostarczane do sieci powinny mieć odpowiednią jakość.

Konieczny jest sprawiedliwy podział zysków

Według M. Cybulaka nie stoi na przeszkodzie, aby ceny jabłek w szczycie zbiorów utrzymały się na minimalnym poziomie 2,5–3 zł/kg dla sadownika (oczywiście mowa o wysokiej jakości). Zbiory jabłek będą mniejsze od naszych możliwości produkcyjnych z powodu przymrozków i innych negatywnych zjawisk. Tym bardziej, jeżeli mówimy o owocach deserowych.

Jego zdaniem w tej chwili największym problemem są proporcje udziału cenie, którą konsument widzi na półkach sklepowych. – Proporcje udziału w ostatecznej cenie jabłek są skrajnie niekorzystne dla sadownika. To my ponosimy najwyższe ryzyko, a koszty produkcji tylko rosną. Pośrednicy mają stałe marże i oczywiście także ponoszą ryzyko, ale zdecydowanie mniejsze niż sami producenci owoców – mówi. Jak podkreśla, musimy dążyć do sprawiedliwego podziału zysków.

Tymczasem markety obniżającą ceny dla dostawców, ci z kolei obniżają je sadownikom, chociaż większych zmian na półkach sklepowych nie ma. – Od dawna mamy do czynienia z sytuacją, iż to sadownik zarabia najmniej i ciągle balansuje na granicy opłacalności. Aby to zmienić, dostawcy sieci powinni postawić się i negocjować lepsze warunki sprzedaży. Udało im się to wiosną. Dziś też mamy do czynienia z mniejszymi zbiorami jabłek deserowych. Koszty produkcji rosną i nie można wiecznie sprzedawać za grosze – dodaje.

Zdaniem naszego rozmówcy również argument, iż jeżeli utrzymamy ceny jabłek na aktualnym poziomie, to pośrednicy i sieci znajdą tańsze jabłka zagranicą, jest nietrafiony. – Przez lata wszyscy uczestnicy rynku przyzwyczaili się, iż polskie jabłka są tańsze, stąd poruszenie. Jednak utrzymanie ich na akceptowalnym przez sadowników poziomie nie spowoduje, iż staną się mniej konkurencyjne, tym bardziej, iż nie tylko w Polsce mamy do czynienia ze stratami przymrozkowymi – podsumowuje.

Idź do oryginalnego materiału