Sejm przyjął 5 grudnia ustawę budżetową na 2026 r. Dochody państwa zaplanowano na 647,2 mld zł, wydatki na 918,9 mld zł, co daje deficyt w wysokości 271,1 mld zł. To kolejny rok, w którym jedna trzecia wydatków będzie finansowana długiem. Czy w tej układance coś może zatrzeszczeć?
Budżet państwa to w gruncie rzeczy jeden wielki rodzinny portfel, tylko w rozmiarze XXL. Kiedy wydajesz więcej, niż zarabiasz — sięgasz po kredyt. Państwo robi dokładnie to samo. W 2026 r. na każdą złotówkę wydaną przez państwo około 33 grosze będzie pożyczone. To dużo. Nie katastrofa, ale dużo.
Co to oznacza dla przeciętnego obywatela?
Służba zdrowia – czy będą środki?
Tak, ale nie ma co udawać — deficyt ogranicza pole manewru. jeżeli wpływy do budżetu okażą się niższe niż zakładano (np. przez niższą inflację, słabszy VAT), rząd będzie musiał ciąć albo przesuwać pieniądze. A cięcia zwykle zaczyna się tam, gdzie wydatki są największe — służba zdrowia, edukacja, infrastruktura. Nie chodzi o to, iż „jutro zabraknie na bandaże”, ale ryzyko, iż modernizacja i poprawa jakości usług będzie wolniejsza, jest realne.
Edukacja, nauka i innowacje
Tu sytuacja jest trochę lepsza — w trakcie prac sejmowych przesunięto środki właśnie na szkolnictwo wyższe i naukę. Ale nie oszukujmy się: w kraju, który musi co trzecią złotówkę pożyczać, tempo inwestycji w innowacje nigdy nie będzie takie, jakbyśmy chcieli. Będzie rozwój, ale bez fajerwerków.
Bezpieczeństwo narodowe
Wydatki na wojsko i bezpieczeństwo to dziś świętość. I raczej nie zostaną ucięte. Problem w tym, iż jeżeli deficyt będzie rósł, a dług zbliży się do 60 proc. PKB, państwo może mieć trudniej zaciągać kolejne zobowiązania na sensownych warunkach. Żołnierz żołnierzem, ale sprzęt do tanich nie należy. Na razie pieniędzy starczy, ale przy tak wysokim deficycie długoterminowo robi się ciasno.
Codzienne życie: podatki, ceny, kredyty
Najbardziej „namacalne” konsekwencje przeciętny człowiek może odczuć tu: jeżeli państwo pożycza więcej, koszty długu rosną (chyba iż stopy procentowe spadną, co jest możliwe). jeżeli inwestorzy zaczną się niepokoić, może wzrosnąć koszt obligacji — a to kiedyś trzeba spłacić.
W długim horyzoncie może pojawić się pokusa… wiadomo czego — wyższych podatków. Na razie nikt tego nie zapowiada, ale historia nie raz pokazała, iż deficyt lubi mścić się po kilku latach.
Czy grozi nam finansowa zadyszka?
Na dziś? Nie. Gospodarka ciągnie mocno, bezrobocie jest niskie, płace rosną, a inwestorzy przez cały czas kupują polskie obligacje. Jesteśmy w niezłej formie. Ale przy tym deficycie długo biec sprintem się nie da.
Jeżeli: wzrost gospodarczy spowolni, wpływy z VAT będą niższe, a wydatki na usługi publiczne będą wymagały zwiększenia… …to rząd stanie przed koniecznością cięcia wydatków albo podnoszenia dochodów. I wtedy zwykły obywatel poczuje to w portfelu szybciej, niż mu się wydaje.
Państwo nie jest bankrutem. Daleko nam do Grecji czy innego dramatyzmu. Ale też nie jest tak różowo, by można było udawać, iż wysoki deficyt nie ma konsekwencji.
Jeśli gospodarka będzie trzymać tempo, damy radę. jeżeli noga się powinie — zaczną się oszczędności tam, gdzie najmniej chcemy: w usługach publicznych. To budżet odważny, może trochę na kredyt zaufania. Jak to w rodzinie bywa — można żyć „na zeszyt”, ale nie za długo.
Jolanta Czudak






