Czy koparki przyszłości nas zaskoczą? A może te, które znamy z dziś, po prostu stracą kabinę lub zyskają własną świadomość? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Hitachi swoim koncepcyjnym modelem Landcros One.
Trudno sobie wyobrazić, aby coś mogło zastąpić klasyczne koparki jednonaczyniowe. Maszyny te od czasów parowych koparek linowych zmieniały się niechętnie. W zasadzie jedynie hydrauliczna rewolucja sprawiła, iż po odrzuceniu lin i wciągarek na place budów i do kopalni wyjechały zupełnie nowe maszyny, które zrewolucjonizowały branżę.
Co było później? W zasadzie doszlifowywanie szczegółów. Tak, naturalnie, puryści mają racje, różnice są, bo nikt dziś by chyba nie chciał zamienić nowożytnej koparki z klimatyzacją, systemami wspomagania i komfortową kabiną na model z lat 60. czy 70. Jednak gdy odsunąć na bok kwestie drugorzędne w zasadzie działania nie zmieniło się wiele. Również plany na przyszłość nie należą do rewolucyjnych.
W błysku fleszy – Hitachi Landcros One
Już na pierwszy rzut oka widać, iż w koncepcyjnej maszynie Landcros One japoński producent postanowił, zupełnie nie w swoim stylu, zamknąć na moment oczy i oddać pałeczkę turyńskiemu studiu Granstudio, które było zaangażowane w projekt. To dobrze, bo właśnie tego oczekuje się od maszyn koncepcyjnych i pokazowych, aby kradły show i robiły zamęt, choćby o ile trzeba będzie założyć na koparkę tonę plastikowych wypolerowanych paneli, co nijak sprawdziłoby się w prozie życia na budowie.
Nie o to jednak chodzi. Granstudio znane jest z futurystycznych i bardzo zgrabnie wyglądających projektów, które jednocześnie nie są całkiem oderwane od rzeczywistości. Można tutaj wspomnieć chociażby projekt Lunar Tractor dla Massey Fergusona czy nowe wzornictwo dla firmy Rostelmash, choć to akurat temat, który nie do końca wypalił, oraz całą masę projektów z branży motoryzacyjnej, głównie dla firm z Azji. A co poza tym? Co koparka przyszłości ma skrywać pod swoim srebrnym nadwoziem?

Co kryje się w środku?
Pomarańczowe podwozie również jest bogato obłożone panelami z tworzywa. A na poważnie to nie tylko to. Przede wszystkim, według Hitachi, maszyna przyszłości musi oferować wybór napędów, począwszy od tradycyjnego silnika spalinowego przez napęd elektryczny z pokładową baterią po napęd elektryczny z wykorzystaniem ogniw paliwowych. Co ciekawe, firma również bardzo intensywnie pracuje nad wdrożeniem napędu z wykorzystaniem silnika spalinowego na wodór, a zatem to również może być brane pod uwagę.
Trzeba przyznać, iż byłaby to bardzo interesująca rzecz, gdyby na rynku, wzorem samochodów, pojawiły się maszyny, które w obrębie jednego modelu zaoferują możliwość wyboru napędu. Widzielibyśmy w tym gronie także silniki o zapłonie iskrowym na paliwa gazowe, choć jak wiadomo, pomimo realnych korzyści względem środowiska, nikt choćby nie próbuje włączyć tego rozwiązania do miksu napędów od strony legislacyjnej. Gaz jest zły i koniec.
Jedna maszyna dla wszystkich
Kolejnym elementem, na który Hitachi chce położyć nacisk w maszynach przyszłości jest kwestia operowania maszyną. Nie jest nowością fakt iż coraz trudniej jest pozyskać operatora do maszyny. Nie chodzi choćby o operatora doświadczonego i dobrego, ale na wielu rynkach choćby jakikolwiek operator jest na wagę złota. Dlatego też, koncepcja Landcros One kładzie duży nacisk na wbudowanie w maszynę wszystkiego, co tylko się da, a co może pomóc w pracy lub choćby ją zautomatyzować.
Trzy tryby kontroli
Według inżynierów z Hitachi maszyna przyszłości powinna cechować się możliwością pracy w trzech trybach. Podstawom, manualnym czyli z operatorem na pokładzie, ale z intensywnym wsparciem sztucznej inteligencji, czy bardziej systemów wspomagania pracy 3D z maksymalnie uproszczonymi interfejsami. Kolejnym trybem ma być opcja zdalnej kontroli, czyli wciąż mamy potrzebę zatrudnienia operatora, z tym iż nie musi on znajdować się fizycznie w maszynie.
Propozycja ciekawa, trochę groźna, a trochę nierealna; każdy kto był kiedykolwiek na kopalni czy przodzie robót ziemnych wie, iż z zasięgiem internetu bywa tam różnie. W przypadku zdalnej pracy maszyną przepustowość łącza, stabilność połączenia i jakość przesyłu danych musiałyby być wzorowe, niemniej wiele firm pracuje nad takimi systemami.
Ostatni tryb, to tryb autonomiczny, czyli maszyna staje się robotem, który w oparciu o zintegrowane czujniki, kamery, LIDAR oraz wgrany plan pracy czy model terenu, będzie w stanie wykonać proste lub bardzo monotonne prace jak niwelowanie terenu, załadunki czy długie wykopy. I to jest dobra wiadomość, bo taki system pracy jest już całkiem osiągalny, choć na wielu rynkach będą potrzebne zmiany w prawie, aby maszyna mogła samodzielnie, bez operatora, poruszać się i wykonywać pracę.