W porcie w Gdańsku doszło do sytuacji, która mogła zakończyć się poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa żeglugi na Bałtyku. Zamiast planowego rejsu z Polski do Niemiec, kontenerowiec Porto Kagio musiał czekać na dalszą podróż, gdyż jego kapitana zatrzymano. Jak się okazuje, ukraiński kapitan kontenerowca miał więcej promili niż rozsądku, a całą sytuację musiała opanować polska Straż Graniczna.
Ukraiński kapitan kontenerowca pod wpływem alkoholu
Incydent miał miejsce w środowy poranek, kiedy 279-metrowy kontenerowiec Porto Kagio, pływający pod banderą Liberii, miał opuścić port w Gdańsku i obrać kurs na niemiecki Bremerhaven. Jednak zanim załoga rozpoczęła manewry wyjścia z portu, pojawiły się poważne podejrzenia, iż ukraiński kapitan kontenerowca jest pijany. Według informacji uzyskanych przez media, dyżurny Kapitanatu Portu w Gdańsku postanowił niezwłocznie zawiadomić Straż Graniczną. Jak się gwałtownie okazało – instynkt i doświadczenie nie zawiodły.
Funkcjonariusze Morskiego Oddziału Straży Granicznej z Gdańska wkroczyli na pokład Porto Kagio i przeprowadzili badanie alkomatem u kapitana. Wynik? 2,29 promila alkoholu. Na tym jednak nie koniec. Kolejne badanie wykonane już w komisariacie policji wykazało jeszcze wyższy poziom – aż 2,5 promila. To stan silnego upojenia alkoholowego, który absolutnie wyklucza możliwość prowadzenia jakiejkolwiek jednostki pływającej, nie mówiąc już o tak ogromnym kontenerowcu.
Zmiana kapitana i opóźniony rejs
Po ujawnieniu stanu nietrzeźwości, ukraiński kapitan kontenerowca został natychmiast odsunięty od obowiązków. Jeszcze tego samego wieczora dokonano oficjalnej zmiany dowódcy jednostki. Dopiero wtedy statek Porto Kagio mógł opuścić gdański port i rozpocząć rejs do Niemiec.
Chociaż incydent zakończył się bez szkód materialnych czy ofiar, wywołał spore poruszenie w środowisku morskim i opinii publicznej. Nie da się ukryć, iż prowadzenie statku morskiego pod wpływem alkoholu to skrajna nieodpowiedzialność. Kontenerowce to gigantyczne maszyny o długości setek metrów, które przewożą miliony ton ładunku. Jeden błąd może prowadzić do kolizji, zanieczyszczenia środowiska lub choćby katastrofy ekologicznej. Co więcej, statek tej wielkości wymaga precyzyjnych manewrów podczas wychodzenia z portu i poruszania się po często zatłoczonych torach wodnych. Pijany dowódca nie tylko naraża swoją załogę, ale też inne jednostki oraz infrastrukturę portową.
Choć podobne sytuacje są stosunkowo rzadkie, to jednak nie jest to odosobniony przypadek. Przykładowo w czerwcu w niemieckiej Bremie rosyjski kapitan statku „Wilson Nanjing” uderzył w zacumowaną jednostkę, mając we krwi ponad 1,6 promila alkoholu. Wcześniej, w 2014 roku, rosyjski dowódca kontenerowca Cemfjord w stanie nietrzeźwym doprowadził do wejścia jednostki na mieliznę w Danii, a jego kolega – również kapitan tego samego statku – został w Norwegii skazany na 35 dni więzienia za podobne przewinienie. Do incydentu z alkoholem doszło także w styczniu ubiegłego roku w brytyjskim porcie Felixstowe, gdzie polski kapitan statku MSC Roshney V miał niemal czterokrotnie przekroczony dopuszczalny limit, co skończyło się dla niego utratą pracy i postępowaniem karnym.
W każdym przypadku reakcja służb była zdecydowana – zawieszenie w obowiązkach, a często także postępowania karne. Międzynarodowe przepisy, takie jak Konwencja STCW, jasno określają obowiązek trzeźwości i pełnej sprawności psychofizycznej załogi. Oby kapitanowie na całym świecie wyciągnęli z tej historii adekwatne wnioski.
Niemcy chcą zablokować polski terminal w Świnoujściu! Czy polski rząd zareaguje?