Już kiedyś słyszeliśmy, iż technika zatoczyła koło. Ale iż zrobi to na stu nogach i zacznie pełzać po ogrodach, sadach czy winnicach? Oto mamy powrót do korzeni i to dosłownie. Najnowszy krzyk rolniczej mody to… mechaniczne stonogi. Teoretycznie do pielenia, ale… czy tylko?
Nie, to nie prima aprilis. Amerykański inżynier Dan Goldman z Georgia Institute of Technology, z niewzruszoną powagą godną agronoma z NASA, ogłosił rychłe wprowadzenie na rynek wielonożnych robaków do zwalczania chwastów.
High-tech z głową (i nogami – całym legionem nóg)
Jak to działa? Ot, konstrukcja rodem z dziecięcego koszmaru: głowa z czujnikami i ciąg segmentów z odnóżami. Nie wygląda to może zbyt przyjaźnie, ale dzięki tej „stonogiej” architekturze roboty mogą poruszać się po nierównym terenie jak pająk po babcinym dywanie.
A to, jak zapewnia twórca, robi z nich idealnych sprzymierzeńców w walce z chwastami – szczególnie tymi, które rosną w pobliżu krzewów, winorośli, borówki czy truskawek.
A co z uszkodzeniem roślin?
Spokojnie. Jak zapewnia konstruktor, te maszyny są tak zwinne, iż mogą operować niemal chirurgicznie między roślinami. Do tego nie potrzebują specjalistycznych układów sterowania – natura zadbała o projekt, a inżynierowie tylko nieudolnie ją podpatrują.
Jak sam dr. Goldman przyznaje: „Zwierzęta już dawno rozgryzły, co działa, my tylko próbujemy za nimi nadążyć”.

Robo-fizyka na pola, sady i ogrody
W tym szaleństwie jest metoda. Goldman i jego zespół opracowali tzw. „robofizyczne” modele organizmów żywych. Brzmi mądrze, ale sprowadza się do tego, iż zamiast kopiować naturę, inspirują się nią do stworzenia maszyn, które działają prawie jak żywe, ale bez fanaberii w stylu mózgu czy instynktu samozachowawczego.
„To, co stworzyliśmy, to w zasadzie pływające gąsienice – mówi naukowiec. – Dzięki specjalnemu mechanizmowi napędu, nasze roboty są giętkie tylko w jedną stronę i mogą przemieszczać się bez jakiejkolwiek inteligencji, po prostu przesuwając się przez teren jak ciecz”. Brzmi jak coś między science fiction a kabaretem naukowym? Też tak pomyśleliśmy.
Chwasty drżyjcie! Nadciągają robo-robaki z laserami
Na razie roboty tylko wykrywają chwasty, ale docelowo mają je też eliminować. W grę wchodzą – uwaga – mechaniczne szczęki, a choćby lasery. Bo przecież nic tak nie odstrasza perzu jak wiązka lasera z mecha-robaka.
A teraz konkrety. Całe to cudo ma kosztować około 1000 dolarów, czyli mniej niż dobra rotacyjna brona, a trochę więcej jak haczka. Cena jak na robota z filmów SF? Śmiesznie niska, zwłaszcza iż większość inteligencji tej maszyny tkwi nie w elektronice, a w samej mechanice. Czyli – im więcej nóg, tym mniej mózgu. Tak jak w niektórych agencjach rolnych, ale to już temat na inny tekst.
Rewolucja czy kolejna ciekawostka?
Twórca tego robaka dr. Goldman przyznaje, iż większość inżynierów traktuje swoje roboty jak jednorazowe demonstratory – pokaz, publikacja, koniec tematu. On chciał stworzyć coś, co naprawdę zadziała w realnym świecie. W efekcie powstały stonogi, które mogą pracować 24 godziny na dobę, nie prosząc o kawę ani ZUS.
Czy mecha-robaki zrewolucjonizują rolnictwo?
Jak na razie faza testów robo-robaka przeszła pomyślnie, a amerykańska armia już jest zainteresowana. I jak trzeba przypuszczać, nie o pielenie chwastów mundurowym chodzi.
Ale jeżeli kiedyś zobaczycie coś wielonogiego skradającego się po międzyrzędziach, to nie uciekajcie z krzykiem – to nie mutant z filmu grozy, tylko najnowszy pomocnik w zwalczaniu chwastów.
Choć… kto wie, może i chwasty z czasem opracują własną linię obrony? Trawa kontra technologia – bitwa stulecia?
Jeśli tak dalej pójdzie, to niedługo na roli spotkamy nie tylko drony, ale i karaluchy bojowe i żuki do nawożenia precyzyjnego. Mechanizacja pełznie naprzód.
I to dosłownie.