Jedna z popularnych w tej chwili teorii mówi, jakoby pęknięcie bańki na zakredytowanym na potęgę rynku nieruchomości miało być jedną z głównych przyczyn nadchodzącego, głębokiego kryzysu. Dochodzi do tego rzecz jasna aspekt dodruku i rozdawnictwa wywołującego inflację, wojna, przerwane łańcuchy dostaw i tak dalej – jednak pomimo niekwestionowanego wpływu wymienionych kwestii, to ostateczne pieprznięcie „mieszkaniówki” będzie gwoździem do trumny dobrobytu i główną przyczyną nadchodzącej katastrofy.
Od niedawna w sieci (i nie tylko) popularność zdobywa teza, zgodnie z którą to załamanie systemu finansowania rynku samochodowego może wywołać katastrofę znacznie większą, aniżeli pęknięcie bańki „na nieruchomościach”.
Choć mądre głowy prawdopodobnie rozważały taki scenariusz wcześniej, do umysłów domorosłych pasjonatów szeroko rozumianych finansów idea dotarła wraz z tweetem CEO ARK Invest, Cathie Wood.
Cathie napisała, iż zarządzana przez nią firma inwestycyjna od jakiegoś czasu przygląda się zagadnieniu spadających wartości rezydualnych na rynku kredytów samochodowych (wartego ponad 1 bln dolarów!), a wyciągnięte wnioski napawają dużym zaniepokojeniem.
Przede wszystkim większość tych pożyczek opiewa na samochody benzynowe/dieslowe, a kryzys na rynkach energetycznych w połączeniu ze zmianą preferencji konsumentów, którzy co raz częściej wybierają samochody elektryczne, ma zaostrzyć całą sytuację. Nie wiem jak jest poza Europą, ale w EU np., w „zmianie preferencji konsumentów” pomaga zatwierdzony plan „100% redukcji emisji w dwutlenku węgla w roku 2035”.
Temat został gwałtownie podłapany przez Elona Muska, który skwitował tweeta Wood słowami „potencjalnie, największy kryzys finansowy w historii”.
Analiza innego, anonimowego konta na Twitterze o nazwie CarDealershipGuy (171 tys. followersów) wskazuje, że pożyczkodawcy udzielający kredytów na rynku samochodowym ignorują znaki alarmowe i bez opamiętania udzielają kredytów pożyczkodawcom, którzy nie są w stanie uregulować poprzednich zobowiązań i cała branża zaczyna bliźniaczo przypominać 2008 i rynek mieszkaniowy w USA, gdy kredyty na nieruchomości były udzielane praktycznie każdemu.
Zdaniem autora/ki analizy, wartości wielu samochodów zakupionych na kredyt podczas pandemii spadły w ciągu roku o prawie 30% i ludzie, którzy je w tej chwili spłacają, „są pod wodą” – banki natomiast doskonale zdają sobie sprawę z problemu.
Osoba prowadząca profil CarDealershipGuy rzekomo powiedziała The Epoch Times:
„Wielu kredytobiorców, którzy już znajdują się pod wodą, próbuje kupić kolejne samochody pomimo niespłaconych wcześniejszych długów – ok. 40% nowych wnioskodawców posiada długi, których najprawdopodobniej nie będzie w stanie spłacić.”
CarDealershipGuy twierdzi, iż w której, każdy w miarę normalny bank odmówiłby udzielenia pożyczki, aż 65% dealerów i tak to robi. Jest to jego/jej zdaniem sytuacja absolutnie bez precedensu. Pożyczkodawcy pozwalają konsumentom na zakup nowego samochodu mając pełną świadomość tego, iż posiada on otwartą pożyczkę samochodową w innym banku. Przyczyną tych praktyk ma być założenie, iż klienci przestaną spłacać stare zobowiązania w innych, konkurencyjnych bankach na rzecz nowych.
Co Wy sądzicie na ten temat? Czy rzeczywiście coś jest na rzeczy, czy może mamy do czynienia ze zwyczajnym sianiem paniki i niepotrzebnym podgrzewaniem atmosfery? jeżeli jest wśród Was ktoś zorientowany w tej materii, bardzo chętnie poznamy jego zdanie. Oczywiście tych niezorientowanych też