
W latach 70. upadek narodu był symbolizowany przez maszynistę w lokomotywie elektrycznej. W Wielkiej Brytanii palacz w starych lokomotywach parowych przez cały czas jeździł, mimo iż nie miał już nic do roboty. Kraj, który zdominował świat jako imperium zaledwie pięćdziesiąt lat wcześniej, stał się chorym człowiekiem globalnej gospodarki. Jego przemysł stracił na znaczeniu — zaledwie trzy dekady po wojnie beznadziejnie ustępował Niemcom Zachodnim.
Była to historia upadku, która ostatecznie doprowadziła do zwycięstwa Margaret Thatcher w wyborach w 1979 r. Thatcher w dużej mierze zlikwidowała brytyjski przemysł, zastępując go gospodarką usługową opartą na centrum finansowym w Londynie.
Wcześniej rządy konserwatysty Edwarda Heatha oraz laburzystowskich premierów Harolda Wilsona i Jamesa Callaghana próbowały wszystkiego, by powstrzymać krach. Zorientowali się na przepis na sukces „złotego wieku” powojennego kapitalizmu, znanego w Niemczech jako cud gospodarczy. Podczas kryzysu państwo miało stymulować popyt wyższymi wydatkami rządowymi w celu wygenerowania dodatkowego wzrostu.
Ta polityka gospodarcza, znana jako keynesowska, charakteryzowała wizerunek większości ekonomistów i polityków w tamtym czasie. Nie powiodła się, ponieważ palacz w lokomotywie elektrycznej stał się symbolem. Chociaż podróż ta zapewniała mu dochód, z ekonomicznego punktu widzenia było to groteskowe marnotrawstwo pieniędzy. Takie paradoksy niszczyły efektywność postępu technologicznego.
Ostatecznie straty angielskich kolei państwowych wzrosły, a dotacje zmusiły państwo angielskie do zwiększenia długu narodowego. W 1994 r. choćby marksistowski historyk Eric Hobsbawm zauważył, iż „niektóre z bezwzględnych wstrząsów, jakie Thatcher zadała brytyjskiej gospodarce, były prawdopodobnie konieczne”. I iż istniały dobre powody „dla wielu rozczarowań przemysłem państwowym i administracją publiczną”, „które były coraz częściej artykułowane w latach 80.”.

Była premier Margaret Thatcher (L) i były sekretarz pracy James Prior na konferencji Partii Konserwatywnej w Brighton, Wielka Brytania, 7 października 1980 r.
Niemcy nie uczą się na błędach
Wielka Brytania nie upadła z powodu braku pieniędzy, ale z powodu porządku społecznego i politycznego, który stał się dysfunkcyjny i uległ uporowi. Dla porównania, Niemcy Zachodnie były światową potęgą gospodarczą, jak to ujął Helmut Schmidt.
Chociaż w Niemczech przez cały czas istniały państwowe firmy, takie jak Volkswagen, nie uratowały ich premie za sprzedaż Garbusa z silnikiem typu bokser. Uratowało go wprowadzenie na rynek VW Golfa, który stworzył zupełnie nowy segment rynku. W tym samym czasie brytyjska firma państwowa British Leyland stała się najbardziej beznadziejnym przypadkiem w globalnym przemyśle samochodowym.
W tamtych czasach wielu z nas śmiało się z brytyjskiego palacza w lokomotywie elektrycznej. Dziś nie jest nam już do śmiechu, ponieważ Niemcy uległy temu samemu uporowi, co Wielka Brytania w latach 70. Upadek gospodarczy ma zostać powstrzymany przez interwencjonizm państwowy i mnóstwo pieniędzy. Zezwolenia kredytowe w wysokości biliona euro uchwalone w starym Bundestagu mają przynieść ulgę w nędzy, która nie ma nic wspólnego z jedną rzeczą: brakiem pieniędzy.
To już trzecia w ciągu pięciu lat próba reagowania na kryzysy dzięki tej samej recepty: w 2020 r. miały zostać naprawione szkody wyrządzone przez katastrofalną politykę lockdownu, a dwa lata później konsekwencje ataku Rosji na Ukrainę dla polityki energetycznej. Dziś uzasadnieniem jest zmiana władzy w Waszyngtonie. Jednak żadne z tych wydarzeń nie jest przyczyną upadku niemieckiej gospodarki. Niezależnie od tego, czy chodzi o transformację energetyczną, politykę transportową, przemysł obronny czy politykę migracyjną, istniejące struktury nie są poddawane przeglądowi pod kątem ich wydajności, ale ich brak wydajności jest kompensowany dotacjami.
Nie brakuje również tych samych projektów, które nigdy nie są wdrażane. Przykładowo, kolejny rząd po raz kolejny planuje budowę elektrowni gazowych jako podwójnej infrastruktury energetycznej, aby zrekompensować nieuniknione spadki energii odnawialnej. Jak dotąd nie ma choćby żadnych konkretnych planów, aby to zrealizować. To samo dotyczy fantazji na temat reaktorów termojądrowych czy złowieszczych technologii magazynowania energii. Nadzieja jako substytut rzeczywistości.
Rzekoma ulga
Poważniejsze są skutki tych zezwoleń kredytowych dla gospodarki, które przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego. W ekonomii jest to znane jako „wypieranie”, jak wyjaśnia ekonomista Hasan Alkas. Wykłada on mikroekonomię na Rhine-Waal University of Applied Sciences. Każde dodatkowe euro, które państwo wydaje na utrzymanie i stabilizację osłabionego systemu gospodarczego, wypiera prywatne inwestycje: — Wyższe wydatki rządowe podnoszą stopy procentowe, zaostrzają inflację i prowadzą do wzrostu kosztów wynagrodzeń — tłumaczy Alkas.
Ale szczególnie w czasach recesji firmy potrzebują „korzystnych pożyczek, aby zlikwidować wąskie gardła płynności, umożliwić inwestycje w nowe technologie lub po prostu utrzymać swoją konkurencyjność”.
Jak zauważa Alkas, konsekwencje tego można zaobserwować już dziś. Na przykład rentowność niemieckich obligacji skarbowych wzrosła w ciągu tygodnia o 50 punktów bazowych. Nie jest to jednak jedyny problem. W rzeczywistości banki obliczyły premię za ryzyko, co dodatkowo zwiększyło koszt kapitału w i tak już słabnącej gospodarce.
Nie jest to jedyny minus tej rzekomej ulgi. Według Alkasa polityka klimatyczna niemieckiego rządu ma konsekwencje gospodarcze, które są zwykle pomijane. Banki i inwestorzy są już zmuszani do stosowania środków efektywności energetycznej i renowacji jako kluczowych kryteriów oceny przy udzielaniu kredytów. Prowadzi to nie tylko do wyższych kosztów kredytu, ale także sprawia, iż „finansowanie projektów jest dla wielu po prostu niemożliwe”.
Symbol niemieckiego upadku
Na przykład, młoda rodzina z dochodem gospodarstwa domowego w wysokości od 6000 do 8000 euro netto byłaby już mocno obciążona ceną nieruchomości w wysokości 500 tys. euro i stopami procentowymi przekraczającymi cztery proc.: „Ale jeżeli banki zażądają również rezerw na energooszczędne środki renowacyjne, finansowanie stanie się na dobre nieosiągalne”.
Wiele gospodarstw domowych będzie musiało refinansować kredyty zaciągnięte w okresie niskich stóp procentowych. jeżeli kredyty te zostały zaciągnięte z niskimi ratami spłaty w przekonaniu, iż trend ten się utrzyma, gospodarstwa te staną w obliczu trudności finansowych niemal nie do pokonania. Według Alkasa, zostałoby to spotęgowane przez wyższe ryzyko zatrudnienia podczas recesji.
Sytuacja ta ma wpływ na gospodarcze i społeczne centrum społeczeństwa: wysoko wyspecjalizowane firmy i ich wykwalifikowanych pracowników, którzy stoją w obliczu rosnącej niepewności co do przyszłości swojej i swoich rodzin. Nie mogą im pomóc dodatkowe wydatki rządowe, które dosłownie wsiąkają w ziemię w gospodarce charakteryzującej się nieefektywnością.
Zamiast tego potrzebują porządku społecznego i politycznego, który jest nastawiony na efektywność. Jednak zamiast tego przez cały czas otrzymują interwencjonizm państwowy, który sam stworzył problemy, które po raz kolejny chce rozwiązać dzięki dużych pieniędzy.
Niemiecka kolej — Deutsche Bahn — również stała się symbolem niemieckiego upadku: ciągle się psuje, a kiedy już działa, jest coraz bardziej niepunktualna. I to choćby bez lokomotywy elektrycznej.