Chiński państwowy koncern LiuGong zaprezentował na Baumie wiele nowości, w tym odświeżoną serię ładowarek przegubowych, którą reprezentowały dwa modele: 842T oraz 890T.
W ostatnich latach LiuGong dość mocno skupiał się na maszynach elektrycznych, które dla firmy były łatwiejsze do zaoferowania na światowych rynkach. Po pierwsze zachodnia konkurencja zwyczajnie nie miała nic interesującego do pokazania, a poza tym maszyna bez silnika spalinowego z powodzeniem mogła być oferowana choćby tam, gdzie obowiązywały najbardziej restrykcyjne przepisy. Teraz przyszła pora na odświeżenie gamy konwencjonalnych ładowarek, a zatem seria H odchodzi powoli na zasłużony odpoczynek, zaś na salony wkracza seria T, najpierw w modelach z silnikami spalinowymi, a już niebawem także TE, czyli w wersjach elektrycznych.

Gamę maszyn spalinowych otworzy model 820T o masie 6,8 tony, czyli dość zgrabny kompakt z łyżką o pojemności 1,2 metra sześciennego napędzany silnikiem Yanmar 4TNV98CT-VSY spełniającym rzecz jasna normę Stage V. Nie wiadomo, czy w ofercie znajdzie się miejsce dla mniejszej ładowarki, będącej bezpośrednim następcą 816H. Wiadomo natomiast, iż 820 będzie dostępna także w wariancie elektrycznym TE. Kolejny model w gamie to 838T o mocy 115KM i masie 13,5 t a następnie pokazany na targach 842T.
Nowy LiuGong 842 serii T – nowa filozofia
Nowa ładowarka w zasadzie zastępuje więcej niż jeden model, bowiem w serii H jako odpowiedników można by wymienić 842H, która była 3 tony lżejsza, za to z odrobinę mocniejszym silnikiem, 848H z podobną masą i również nieco mocniejszą oraz 855H, która jest maszyną z pogranicza 842T i 856T. Ogółem oferta została nieco odchudzona, choć luki niejako wypełniać mają maszyny elektryczne, zaś moce i masy maszyn zostały wyraźnie dobrane pod kątem konkurowania z produktami firm zachodnich, czy też raczej japońskich.
Nowa ładowarka, jak i cała seria, jest maszyną znacznie bardziej zaawansowaną. Można powiedzieć, iż schodzące z rynku ładowarki miały kusić prostotą i ceną, korzystając z otoczki maszyny topornej aczkolwiek nadającej się do ciężkiej pracy przy niedużym zaangażowaniu użytkownika. Seria T ma odwrócić ten trend i wprowadzić LiuGonga do rozważań znacznie bardziej wymagających klientów. Jak ma się to dokonać? Naturalnie już na pierwszy rzut oka, widać, iż duży nacisk został położony na nowocześniejsze wzornictwo. Jest odważnie narysowana pokrywa silnika z wkomponowaną kamerą cofania oraz lampami LED, jak to ma miejsce w maszynach konkurencji z Europy i Japonii. Są uchwyty oraz poręcze w kontrastujących kolorach, co jest nie tylko trendem w projektowaniu nowych maszyn, ale również wymogiem na terenie UE w ramach bezpieczeństwa. Nie zapomniano również, by końcówka układu wydechowego miała zmyślną obudowę zintegrowaną z uchylną maską. Wszystkie przewody hydrauliczne są poprowadzone w dodatkowych oplotach i nie wiszą luźno, a spinają je do ramy i elementów uchwyty przykręcane na śrubę – widać wpływ wyspiarskiego sąsiada.

LiuGong 842T – parametry techniczne
Nie zapomniano również o tym, by zadbać o podzespoły. Sercem 842T, podobnie jak innych większych ładowarek, jest amerykański silnik Cummins, w tym konkretnym przypadku model B6.7 o sześciu cylindrach i mocy 161 KM oraz 881 Nm przy 1300 obr./min. Co prawda w obliczu ostatnich wydarzeń związanych z wprowadzaniem ceł taki układ może budzić niepokój, choć z drugiej strony Cummins produkuje swoje silniki w Niemczech, stamtąd są też one dostarczane do Chin, a zatem w tym przypadku cała ta wojna, może być jedynie pozorna i nie wpłynąć zupełnie na nic. o ile chodzi natomiast o skrzynię biegów, to tutaj mamy do czynienia z dość klasycznym rozwiązaniem w postaci skrzyni powershift o 5 przełożeniach w przód i 3 do tyłu co skutkuje możliwością rozpędzenia się do 44 km/h (46 km/h z lock’upem). Jak na tę klasę maszyn przystało, 842T jest wyposażona w hamulce mokre w obudowie, wielotarczowe oraz blokady mostów.
Przechodząc do parametrów, maszyna przy masie własnej wynoszącej około 15 ton jest w stanie podnieść do 9,7 t przy ustawieniu na wprost, a 8,4 t przy maksymalnym skręceniu nadwozia. Siła zrywająca na łyżce wynosi około 128 kN. Wymiary maszyny to 7,87 m długości (mierzonej ze standardową łyżką, beż szybkozłącza), 2,47 m szerokości na oponach 20.5R25 i wysokości 3,38 metra., zaś maksymalna wysokość podnoszenia do sworznia wynosi 3,9 metra. Producent przewiduje do tej maszyny łyżki od 2-4 metra sześciennego w zależności od materiału. Zaprezentowany na Baumie siostrzany model 890T stanowi zwieńczenie oferty serii T i jest to maszyna dwukrotnie wydajniejsza, cięższa i mocniejsza od 842T.
Nowa kabina w serii T
To co na pewno może się podobać to nowa kabina w serii T, którą niebawem zyskają także ładowarki elektryczne w modelach TE. Kabina zaprojektowana jest w sposób, który w żadnym aspekcie nie urąga standardom do jakich przyzwyczaiły nas maszyny zachodnie. Owszem, monitor na środkowej konsoli jest nieco mniejszy lub też wydaje się taki z racji braku obudowy, ale dzięki temu operator widzi więcej przez przednią szybę. Przyciski od sterowania funkcjami zostały umieszczone na konsoli pod oknem z prawej strony, dzięki czemu podłokietnik jest pozbawiony guzików, poza tymi które znajdują się na dżojstiku.

Sam dżojstik jest w zasadzie jedynym elementem, który zdradza pochodzenie maszyny, bowiem przypomina on nieco dżojstiki z włoskich ładowarek teleskopowych z lat 2005-2010 i nieco psuje ogólny odbiór całości. Całości, która robi bardzo dobre wrażenie, zwłaszcza iż wszystko zostało tutaj bardzo ładnie uporządkowane. Przyciski od programowania hydrauliki, łyżki, czy blokad są na panelu pod oknem, zaś na słupku w dwóch grupach umieszczono sterowanie skrzynią i układem oczyszczania spalin oraz światłami i wycieraczkami poniżej.
Oprócz tego znalazło się miejsce dla uchwytu pod wyświetlacz obrazu z kamery, a także trzeci dodatkowy prawdopodobnie od wagi, radar Brigade, czy liczne schowki, uchwyty oraz nawiewy. Materiały użyte do wykończenia kabiny również nie budzą zastrzeżeń, w dodatku cechują się fakturami znanymi z branży motoryzacyjnej sprzed kilku lat, a to już świadczy bardzo dobrze. W końcu wszyscy pamiętamy chińskie maszyny wykańczane plastikowym drewnem i zalewem niepasujących do siebie przycisków. Tego w nowych LiuGongach na pewno nie zobaczymy.