O klasie średniej raz jeszcze. Wywiad z naukowcem (Forbes).

oszczednymilioner.pl 3 miesięcy temu

Całkiem niedawno ukazał się taki wywiad https://www.forbes.pl/life/tak-snobuja-sie-30-i-40-latkowie-musza-udowadniac-wyzszosc-pieniadze-nie-wystarcza/z6ktsfs z doktorem n. hum. Uniwersytetu Warszawskiego. Spłycenie analiz i, nazwijmy rzecz po imieniu, kretyńskie wnioski skłaniają mnie do napisania kolejnego tekstu z tagiem „filozofia.

Zawsze mnie uczono, iż naukowiec to określone metody, język, oraz rozwaga w sądach (plus przestrzeganie swoich kompetencji, żeby jak prof. Strzembosz czy prof. Czarnek nie opowiadać głupot w dziedzinach, o których nie ma się pojęcia). Nie wszyscy trzymają się standardu, tutaj jednak przekroczono wszelką miarę.

Po pierwsze – klasę średnią przedstawiono jako grupę aspirantów, pijących wino, ganiających z festiwalu na festiwal i snobujących się na klasę wyższą. A wyższą – jako bandę nierobów. Czyli od razu kompletne bąd. Klasa średnia, w zależności od sposobu definiowania obejmuje bowiem albo wszystkich o określonych dochodach (może to być i glazurnik, byle zarabiał wystarczająco dużo), albo ogranicza się do inteligencji (pracowników umysłowych z wyższym wykształceniem, wykonujących zawody eksperckie). Czyli wywiad jest o klasie średniej, której …. nie ma. Ponieważ ta grupa snobów to część inteligencji – fragment odłamu nazywanego przeze mnie „korposzczurami”. W rzeczywistości nie 55 % (przy kryterium dochodowym) obywateli RP, ale może 5%.

Po drugie – klasa wyższa jako banda nierobów, polega na niehistorycznym i niesocjologicznym założeniu, iż klasy wyższe składały (i składają się) z próżniaków, przekierowujących nadmiar czasu w kulturę i styl życia. A „klasa wyższa” ma też podklasy – wpływowi profesorowie, wybitni lekarze, wysocy urzędnicy (posłowie, ministrowie), prezesi i dyrektorzy korporacji, zarządzający własnymi firmami, a nie tylko rentierzy, landlordzi i podobne „pasożyty”. Wielu z nich „zapierdala” choćby ciężej niż niejeden z klasy średniej. Dyrektor handlowy korporacji jeździ po całej Polsce, w domu pisze raporty – ten gość jest zawalony robotą od świtu do zmierzchu. Tim Ferriss, amerykański pisarz-przedsiębiorca wprowadził na salony NR-ów – ludzi dysponujących pieniędzmi i wolnym czasem. Nie ma wśród nich typowych przedstawicieli klasy wyższej – dyrektora banku, ministra czy profesora-chirurga, a są drobni przedsiębiorcy, freelancerzy. Dlaczego? Ponieważ właściciele firm, najemni zarządcy, lekarz pracują po 10-16 godzin dziennie. Najwięcej w mojej rodzinie na pracę poświęca moja kuzynka – profesor medycyny. O 8 jest w klinice, wychodzi koło 14, zjada obiad i idzie do gabinetu, przyjmuje pacjentów do 19, a potem wraca do domu, zjada kolacje i pracuje naukowo do 24. Ja, przedstawiciel klasy średniej i wolnego zawodu, mam czas na wieś, a ona bywa tam może 4 dni w roku. Czas mają rentierzy, celebryci-artyści i landlordowie – grupa nieliczna, choć widoczna.

Po trzecie – pogląd dra Lewińskiego – przyjęcie, iż te podziały klasowe są sztuczne, a przedstawiciele „klasy średniej – inteligencji-salariatu” muszą coś udowadniać, dokonując wyborów aspiracyjnych. Uważna lektura paru książek socjologicznych, oraz trzymanie się własnej specjalności, pozwoliłoby kłopotów uniknąć. Pozostanie przy dystynkcji amerykańskiej – dochodzie – również. Klasa średnia w USA pozostaje bowiem bardzo szeroka. Znajdą w niej miejsce i miłośnicy grilla/piwa – właściciele warsztatu samochodowego jak i nauczyciele akademiccy, urzędnicy, czy pracownicy korpo wybierający raczej styl życia opisany w wywiadzie jako „udowadnianie”. Wracając do błędnej tezy, dorobek polskiej socjologii pokazuje, iż klasy, w naszym rozumieniu, różni właśnie styl życia. W USA pokazuje to Nomadland czy „Za grosze..” – klasyka reportażu wcieleniowego (przedstawiciel klasy średniej ukrywa swoją tożsamość i zaczyna pracować jako klasa niższa).U nas chyba jeszcze nikt tego nie zrobił. Poprzestaliśmy na literaturze fikcji (Radek Rak) lub historii (Ludowa Historia Polski) a choćby herstorii (Chłopki, Hanka).

I są to różnice rzeczywiste, a nie wydumane. Wiem to, ponieważ codziennie żyję w kulturowo-społecznej polifonii. Widzę, iż zupełnie inaczej żyje, konsumuje, patrzy na świat,wybiera nauczyciel/pracownik naukowy, a inaczej korposzczur czy lekarz. Koleżanka z roku – żona profesora dziwi się światu, w którym byli trójkowi uczniowie są dziś zamożnymi biznesmenami, a naukowcy klepią biedę. Odmienności wykazują też właściciele małych firm usługowo-produkcyjnych (nazwani niesprawiedliwie „Januszami biznesu”), niejednokrotnie bez matury lub po technikum. Wiem to, ponieważ mam przyjaciół w każdej z tych grup. Ci ostatni istotnie w znacznej części skupiają się na zarabianiu (dzięki czemu mają często kilkanaście razy większe dochody niż nauczyciel) piją wódkę/piwo, słuchają disco-polo, robią w weekend grilla, a gdy pojadą na wakacje dzielą czas między plażę i knajpę. Tak zostali nauczeni i takie mają potrzeby. Nie ma w tym nic złego. Już ich dzieci uczą się języków, kończą studia, wybierają inne zawody i… jak w PRL-u inteligencja z awansu, zmieniają klasę. Natomiast „klasa średnia-inteligencja” dzieli się na dwie grupy. Pierwsza – bazuje na wiedzy, ale niejednokrotnie cierpi na brak kasy. Należą do niej młodsi nauczyciele, pracownicy naukowi-humaniści, niżsi urzędnicy. Czują rozgoryczenie i wracają do źródeł z wieku XIX, jako we własnym wyobrażeniu „arystokracja ducha”, patrzą w książki, kompensując nieumiejętność zarabiania. Oni nie piją whisky ale właśnie wino, czytają poezję, jeżdżą na festiwale i są w tym autentyczni. To nie jest żadna poza, jak twierdzi dr Lewiński ale pełne przekonanie. Wreszcie silna grupa (w ogóle cala ta „klasa średnia-inteligencja” to ledwie 8-15% całej populacji) – posiadaczy wykształcenia i sensownego dochodu, składa się z pracowników korpo, tzw. inteligencji technicznej, średnich urzędników, wolnych zawodów (lekarzy, prawników, księgowych, weterynarzy itp. Konsumenci whisky, książek wycieczek do źródeł kultury europejskiej (wycieczki objazdowe – nie tylko leżenie na plaży i picie w barze), zdyscyplinowani w 90% wyborcy KO. I znowu, oni wcale nie jeżdżą aspiracyjnie – mają rzeczywiste potrzeby, czują łączność z Europą „Kultury”, Cyceronem (oraz, coraz rzadziej, z Watykanem).

„Bezinteresowne znawstwo” cechuje tę grupę, tu nie ma miejsca na fikcję. Bliżej im do Pierre’a Bourdieu czy Didiera Eribona niż mechanika samochodowego z małym, ale własnym warsztatem, co jest cechą „klasy” w tradycyjnym pojęciu (marksowski robotnik z Łodzi też lepiej czuł się z metalurgiem z Lille niż własnym pryncypałem-fabrykantem). Niezrozumienie, iż tak właśnie jest, dyskwalifikuje oceny dra Lewińskiego, którzy przypisuje je snobowaniu, a wręcz jak mówi „obowiązkowi snobowania”.

Po czwarte – kompletna aberracja czyli krytyka „kompetencji eksperckich” czy „bezinteresownych zainteresowań” jak nazywa je naukowiec. Bez jaj. Prosty człowiek wie, iż kiedy praca – to praca, kiedy zabawa – na całego. I potrafi się bawić. Jest w tym coś z „Wesela”. Przy czym rozrywką klasy średnie-inteligencji j jest właśnie poszerzanie horyzontów w dowolnej dziedzinie. Nie będzie to kawa, piwo, historia sztuki – bez znaczenia.

A Wy co o tym myślicie?

Idź do oryginalnego materiału