Obniżenie podatków to tylko połowa równania [Okiem Liberała]

5 miesięcy temu

Obniżenie podatków to tylko połowa równania [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Owszem, uproszczenie i obniżenie podatków jest potrzebne, ale musi być poprzedzone obcięciem tych wydatków, które są kosztowne, a nie przynoszą oczekiwanych efektów.

Oczywistym postulatem przedsiębiorców oraz liberalnych ekonomistów są niskie i proste podatki. Środowiska te wywierają często skuteczny nacisk na parlamenty i rządy, skłaniając polityków do ich obniżania. Problem powstaje wówczas, gdy równolegle nie ma odpowiednio silnego nacisku na redukcję publicznych wydatków. To jest sytuacja typowa dla wielu krajów, także dla Polski.

W kampanii wyborczej większość partii domagała się albo obniżenia podatków, albo deklarowała, iż jeżeli będzie miała wpływ na przyszły rząd, nie dopuści do wzrostu publicznych danin. Postulaty obniżenia wydatków były nieliczne i dotyczyły spraw niemających istotnego znaczenia dla stabilności finansów państwa – np. funduszu kościelnego lub finansowania przez państwo lekcji religii. Co więcej, część ugrupowań – także tych, które tworzą rządzącą w tej chwili koalicję – postulowała jednocześnie obniżenie publicznych danin (składki na NFZ, podniesienie wolnej kwoty od podatku dochodowego, dobrowolne składki na ZUS) oraz zwiększenie wydatków państwa na cele uznawane powszechnie za uzasadnione. Postulowano więc podwyżki wynagrodzeń pracowników sfery budżetowej, wzrost wydatków na służbę zdrowia, finansowanie z publicznych pieniędzy (w różnej formie) budownictwa mieszkaniowego i oczywiście zwiększenie wydatków na obronność.

Dla przedsiębiorców podatek jest formą kosztów, więc popierają oni każdą ich obniżkę. Mniej interesują się wydatkami państwa. Nie śledzą także pilnie stanu zadłużenia państwa i wielkości dziury w budżecie. Odwołując się do znanego eseju Frederica Bastiata – podatki to jest „to, co widać”, a deficyt i dług publiczny jest tym, „czego nie widać”.

W dłuższym okresie ma on jednak kapitalne znaczenie dla warunków, w jakich funkcjonują przedsiębiorstwa, a czasami nie potrzeba wcale długo czekać, by się o tym przekonać.

Dlaczego upadł rząd Liz Truss

Liz Truss przeszła do historii jako najkrócej urzędujący premier Wielkiej Brytanii. We wrześniu 2022 roku wygrała wybory na przewodniczącego Partii Konserwatywnej, a tym samym na premiera. Prezentowała się jako twarda konserwatystka, a jej partyjni koledzy, zmęczeni skandalami Borysa Johnsona, uwierzyli, iż będzie nową Margaret Thatcher. Truss zresztą w przemówieniach nawiązywała do wielkiej poprzedniczki, która w latach 80. XX wieku wyprowadziła Wielką Brytanię z chaosu, liberalizując, deregulując i prywatyzując gospodarkę brytyjską.

Truss sukcesu nie odniosła, mimo iż pozornie naśladowała politykę Żelaznej Damy, zapowiadając obniżenie podatków. W marcu 2022 roku Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR), rządowa agencja dokonująca analiz sytuacji fiskalnej kraju, szacowała, iż rząd dysponuje nadwyżką ponad limit wyznaczony przez reguły fiskalne w wysokości 30 mld funtów. Wydawało się więc, iż możliwa jest obniżka podatków, która ożywiłaby gospodarkę. Ale wyższe koszty obsługi zadłużenia i opieki społecznej zlikwidowały tę rezerwę. Wyższa inflacja zwiększyła potrzeby pożyczkowe rządu, gdyż świadczenia, w tym emerytury są powiązane ze wskaźnikiem inflacji. Wzrosło też oprocentowanie brytyjskiego długu.

We wrześniu, gdy Truss obejmowała urząd premiera, sytuacja finansów państwa była znacznie gorsza niż w marcu. Mimo to kanclerz skarbu Kwasi Kwarteng przedstawił 23 września „mini budżet” zawierający pakiet cięć podatkowych, który zszokował rynki finansowe. Obniżki podatków miały kosztować skarb państwa w ciągu pięciu lat około 161 miliardów funtów, a jednocześnie zapowiedziano wydatki 60 mld funtów na zrekompensowanie wzrostu kosztów energii. Funt szterling spadł poniżej 1,11 USD po raz pierwszy od 1985 r., a pięcioletnie obligacje skarbowe, tzw. gilty, odnotowały największy w historii dzienny spadek. Jeszcze przed oświadczeniem kanclerza byli szefowie Banku Anglii ostrzegali, iż determinacja Truss do cięcia podatków bez względu na okoliczności spowoduje kryzys funta.

Margaret Thatcher, którą chciała naśladować, w pierwszych latach urzędowania spotkała się z potężnym oporem społecznym. Została premierem 4 maja 1979 roku, a w grudniu 1980 roku poparcie dla niej w społeczeństwie spadło do 23 proc. – najniższego poziomu w historii.

Bank Anglii musiał podnieść stopy procentowe, by pokonać wysoką inflację, a rząd podniósł podatki, by zrównoważyć budżet. W efekcie wzrosło bezrobocie, a gospodarka znalazła się w recesji. Mimo to Thatcher przetrwała i jej partia wygrała kolejne wybory. Potrafiła przekonać wyborców i działaczy partyjnych, iż jej program jest spójny i w końcu przyniesie efekty. Liz Truss tego nie potrafiła. 20 października 2022 roku, wśród trwającego kryzysu gospodarczego i politycznego, ogłosiła zamiar rezygnacji z funkcji premiera.

Co się nie udało Ronaldowi Reaganowi

To, iż łatwiej jest rządowi obniżyć podatki niż wydatki, pokazał przykład amerykańskiej administracji prezydenta Ronalda Reagana. Prezydent był wielkim zwolennikiem wolnego rynku i przeciwnikiem „wielkiego rządu”, jak Amerykanie określają nadmiernie rozbudowaną biurokrację. Za jego kadencji przeprowadzono dwie obniżki podatków. Ustawa Economic Recovery Tax Act z 1981 r. obniżyła najwyższą stawkę podatku dochodowego od osób fizycznych z 70 proc. do 50 proc., a najniższą z 14 proc. do 11 proc. Obniżyła też najwyższą stawkę podatku od zysków kapitałowych z 28 proc. do 20 proc.

Drugą obniżkę podatków wprowadziła przyjęta w roku 1986 ustawa Tax Reform Act. Najwyższa stawka podatku dochodowego od osób fizycznych została obniżona z 50 proc. do 38,5 proc. a w kolejnych latach spadła do 28 proc. Obniżka podatków pobudziła wzrost gospodarczy, co zgodnie z teorią Arthura Laffera, wpływowego doradcy prezydenta, zwiększyło dochody państwa. Ale jeszcze szybciej rosły wydatki.

W amerykańskim Kongresie za kulisami nieustannych prac nad budżetem realizowane są targi o rzeczy duże i małe. Kongresmeni reprezentują nie tylko swoje partie, ale także okręgi wyborcze. Zgłaszają propozycje motywowane ideologią lub częściej interesami lokalnymi. Interesy lokalne w budżecie to tzw. wieprzowina (pork). Kongresmeni wyszarpują „połcie wieprzowiny” na finansowanie projektów mało przydatnych z punktu widzenia całej gospodarki, ale użytecznych dla lokalnych wyborców. To sposób na wygranie wyborów, do których kongresmeni z Izby Reprezentantów stają co dwa lata (senatorowie co sześć). I sposób na powiększanie dziury budżetowej. W 1981 roku, czyli pierwszym roku urzędowania prezydenta Reagana, deficyt budżetu federalnego wynosił 79 mld dol., w końcu jego drugiej kadencji – w roku 1988 155,2 mld dol.

Jego sukcesor George H. Bush w kampanii wyborczej wypowiedział słynne zdanie: „Czytaj z moich ust: żadnych nowych podatków”. Ale rosnący deficyt budżetowy i niechęć kongresmenów do obniżki podatków zmusiły prezydenta do złamania przyrzeczenia. Konsekwencją była przegrana w wyborach w 1992 roku z Billem Clintonem. Demokratycznemu prezydentowi udało się nie tylko obniżyć deficyt, ale osiągnąć nadwyżkę i obniżyć dług publiczny. Gospodarka za jego dwóch kadencji miała się świetnie, w czym pomagała równowaga fiskalna.

Dług publiczny szkodzi gospodarce

Niejednakowy nacisk na obniżkę podatków i wydatków jest przyczyną rosnącego długu publicznego w wielu bogatych krajach Europy i Ameryki. W roku ubiegłym amerykański budżet miał deficyt wielkości 1693,7 mld dol. , a dług publiczny wyniósł 26,2 bln dol. , czyli blisko 100 proc. PKB. W Unii Europejskiej sześć państw ma dług publiczny przekraczający 100 proc. PKB.

Według ekonomistów rosnący dług publiczny szkodzi gospodarce, a zatem przedsiębiorcom, powodując tzw. „efekt wypychania”. Przedsiębiorcy potrzebujący kapitału na rozwój konkurują z państwem, które kapitał wykorzystuje na finansowanie deficytu. Tym samym deficyt budżetowy ogranicza możliwości inwestowania. To tylko jedno z zagrożeń.

„Stany Zjednoczone staną w obliczu szoku rynkowego w stylu Liz Truss, jeżeli rząd zignoruje rosnące zadłużenie” – ostrzegł w wywiadzie dla „Financial Times” dyrektor Biura Budżetowego Kongresu USA Phillip Swagel. Dodał, iż Stany Zjednoczone jeszcze nie są na tym etapie, ale w miarę jak wyższe stopy procentowe podniosą w 2026 roku koszt spłaty wierzycieli do 1 bln dol., rynki obligacji mogą się „zakołysać”.

Dług publiczny nie może bowiem rosnąć w nieskończoność. Wcześniej czy później trzeba go spłacać zwykle z podwyższonych podatków.

Wyzwania stojące przed Polską

W roku ubiegłym polski deficyt finansów publicznych przekroczył 5 proc. PKB. Nasz dług w końcu roku 2023, liczony według metodologii unijnej, wyniósł prawie 1,7 bln zł, czyli ok. 50 proc. PKB. W ciągu ośmiu lat rządów PiS wzrósł o 768 mld zł, czyli niemal się podwoił. To, iż utrzymuje się na dopuszczalnym poziomie w relacji do PKB, „zawdzięczamy” wysokiej inflacji, która zwiększała dochody budżetu, a jednocześnie obniżała względny poziom długu.

Jednak prognozy ministerstwa finansów oraz Instytutu Finansów Publicznych są niepokojące. W najbliższych czterech latach dług sektora instytucji rządowych i samorządowych będzie nieustannie rósł i w roku 2027 wyniesie 58,7 proc. PKB pod warunkiem przeprowadzenia znaczącej konsolidacji budżetu – trwałej obniżki wydatków lub podniesienia podatków. Bez tego dług już w 2026 r. przebije wartość 63 proc. PKB i gwałtownie będzie się zbliżał do 70 proc. PKB. Warto pamiętać, iż w roku 1980 dług publiczny Grecji utrzymywał się poniżej 30 proc. PKB, 10 lat później przekroczył 60 proc. PKB, w połowie lat 90. – 100 proc., a w 2010 r. Grecja była niewypłacalna.

Niski dług publiczny pozwala, w razie gospodarczych zawirowań, na interwencję fiskalną rządu – np. zasilenie kapitałowe zagrożonych upadkiem banków. Gdy dług jest wysoki, taka interwencja, skokowo zwiększająca emisję długu, może prowadzić do finansowego kryzysu i fali upadłości. Istnieje też ryzyko, iż rynki finansowe lub/i Komisja Europejska wymuszą na polskim rządzie zahamowanie wzrostu zadłużenia poprzez radykalną konsolidację budżetu, co prowadziłoby prawdopodobnie do recesji.

Dlatego świadomi ekonomicznych uwarunkowań przedsiębiorcy oraz reprezentujące ich interesy ugrupowania polityczne powinny domagać się ustabilizowania finansów publicznych i przedstawienia przez rząd scenariusza, prowadzącego do zrównoważenia budżetu. Konieczna jest reforma podatkowa, uproszczenie i obniżenie podatków oraz wyeliminowanie podatków szczególnie szkodliwych dla gospodarki. Ale to musi być poprzedzone reformą wydatków – obcięciem tych pozycji, które są kosztowne, a jednocześnie nie rozwiązują istotnych problemów społecznych czy gospodarczych.

Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.


Idź do oryginalnego materiału