Odporność na zagrożenia ponad wszystko

3 dni temu

Powódź na południu Polski, a w tle raport Draghiego mówią jasno – ktokolwiek nie rządziłby III RP, powinien powiesić na ścianie swego gabinetu hasło: „Odporność, głupcze” i twardo się go trzymać.

Jeśli nie zbudujemy odporności na nadchodzące zmiany zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej, to będziemy tonąć coraz częściej i coraz głębiej. Wbrew pozorom ten sam komunikat niosą ze sobą zniszczenia, jakich doświadczyły już: Kłodzko, Nysa, Lądek Zdrój i wiele innych miast na południu Polski, jak i ogłoszony niedawno raport byłego premiera Włoch, przygotowany dla Komisji Europejskiej.

Podobne wnioski płyną zresztą z innych analiz oraz przełomowych zdarzeń, na czele z najazdem Rosji na Ukrainę. Otóż kraje Unii Europejskiej, pomimo świadomości tego, iż mamy do czynienia jednocześnie: z rozpędzającą się zmianą klimatu i równolegle trwającymi w świecie, rewolucyjnymi przemianami politycznymi i ekonomicznymi, zastygły w samobójczym lekceważeniu kwestii budowania całościowej odporności. Zamiast szykować się na Wielką Zmianę, ulegają złudzeniom lub fanatykom wierzącym, iż UE swą polityką klimatyczną w końcu ją zamrozi.

Tymczasem Stary Kontynent już co najmniej dwukrotnie w swej przeszłości został przeorany przez nagłą zmianę klimatyczną. Ten fakt jest odnotowywany w badaniach klimatologów i korzystających z ich prac historyków już od dobrych 40 lat. Jednak jakoś nie może się przebić do powszechnej świadomości. Oto w ok. III w. naszej ery w Europie i Azji rozpoczął się sukcesywny spadek średnich temperatur połączony z długoletnimi suszami. Chłód i głód wygnał z azjatyckich stepów Hunów, którzy ruszyli w stronę południowego zachodu. Nadejście bitnych hord wprawiło w popłoch plemiona germańskie, rezydujące w okolicach Morza Czarnego. Tak zaczęły padać kolejne kostki domina, kończące starożytność. Wielka Wędrówka Ludów w stronę południa Europy i Afryki zmiotła zachodnią część Imperium Rzymskiego. Notabene trapionego wcześniej długotrwałym kryzysem politycznym i ekonomicznym. W trakcie tej epoki: wojen, grabieży i chłodu liczba mieszkańców Europy zmalała z ok. 60 mln do ledwie 25 mln. Potem nadeszło mocne ocieplenia na całej półkuli północnej i Stary Kontynent znów rozkwitł. Aż około 1275 r. nadciągnął chłód, po czym ok. 1315 r. zmiana klimatyczna mocno przyśpieszyła. Przynosząc okres nazywany przez klimatologów „małą epoką lodową”. Jej początek zaowocował serią srogich zim i wielkich powodzi niszczących plony. To przyniosło Europie głód. W 1345 r., uciekające z Azji przed zimnem i powodziami szczury wędrowne, przywlekły do genueńskich portów nad Morzem Czarnym pchły zakażone dżumą. Gdy „czarna śmierć” pustoszyła Europę, ta już wrzała od wojen. Ową jesień średniowiecza podsumowała trwająca 116 lat wojna Anglii z Francją, zwana skromnie wojną stuletnią. O ile na starcie „małej epoki lodowej” Stary Kontynent zamieszkiwało ok. 80 mln ludzi, to sto lat później pozostało ich ok. 30 mln. Zatem w dwóch poprzednich przypadkach radykalnych zmian klimatycznych, inicjowały one ciąg zdarzeń, przynoszących nagłą śmierć grubo ponad połowie mieszkańców Europy. Warto to sobie przypomnieć, zwłaszcza iż z racji rozwoju cywilizacji po raz pierwszy mam w ręku narzędzia pozwalające budować odporność na skutki nadciągających zmian. Tylko trzeba umieć trafnie wskazać priorytety, a następnie się ich trzymać.

Przez ostatnie lata priorytetem w polityce Unii Europejskiej była redukcja emisji dwutlenku węgla oraz innych gazów cieplarnianych wraz z transformacją energetyczną i technologiczną w zakresie „zielonych technologii”. Tak, aby uczynić z Europy mocarstwo ekologiczne. Raport Draghiego jasno mówi, iż poza obniżaniem emisji CO2, adekwatne nic się nie udaje. Europejski Zielony Ład okazuje się dobrą receptą przede wszystkim na zubożenie mieszkańców Wspólnoty. Tej zaś grozi ostateczne przegranie ekonomicznego wyścigu z Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Unia słabnie na polu ekonomicznym w momencie, kiedy zderza się z narastającymi zmianami klimatycznymi.

Jak słabe, biedne państwa radzą sobie z katastrofami i zagrożeniami łatwo zobaczyć. Wystarczy popatrzeć na Afrykę. Epidemie, wojny domowe, klęski głodu to ich codzienności. Państwa te nie mają szans na zbudowanie większej odporności, ponieważ są źle zorganizowane, skorumpowane i biedne. Zatem ich ludność wiedzie ekscytujące i często bardzo krótkie życie. Polacy i mieszkańcy reszty UE mają szansę uniknięcia tej przyjemności. Jednak aby tak się stało, konieczna jest zmiana priorytetów w III RP i w całej Unii. Ponieważ aby na bieżąco budować odporność, niezależnie czy przed powodziami, suszami, epidemiami czy zagrożeniami ze strony agresywnych reżimów, niezbędne są odpowiednie zasoby. Tworzy je sprawność i siła państwa, zaangażowanie oraz poczucie wspólnoty jego obywateli, a na koniec posiadane bogactwo. Bez niego możliwości prowadzenia realnych działań, stają się mocno ograniczone. Bez zasobów finansowych, jakie daje bogactwo, państwo nie zbuduje łatwo i gwałtownie odpowiednio wielkich zbiorników retencyjnych, nie uzbroi armii, nie zapewni pomocy poszkodowanym obywatelom etc. Specjaliści od poszczególnych dziedzin bez kłopotu wskażą tysiące narzędzi potrzebnych do budowania odporności na nowe czasy. Ale bez utrzymania rozwoju ekonomicznego Polski, a także całej Unii, nie będzie nas na nie po prostu stać. I tu leży sedno sprawy.

Priorytetem powinno być ratowania bogactwa Europy, bo bez niego ta nie przetrwa. Dopiero na drugim miejscu powinno się znaleźć tzw. ratowanie klimatu. Przy czym to nie stanowi już sprzeczności, ponieważ wraz z następującą zmianą technologiczną w energetyce (i nie tylko tam), emisja gazów cieplarnianych będzie spadać.

Jeśli zatem mamy przejść suchą stopą przez trzecią zmianę klimatyczną, to konieczne jest wypracowanie zupełnie nowej polityki rozwojowej, niż ta ujęta w Europejskim Zielonym Ładzie. Musi to być zmiana odpowiadająca na zagrożenia, a nie wciąż więcej tego samego.

Idź do oryginalnego materiału