Dawniej na wsiach wierzono, iż dni wielkotygodniowe wróżyły pogodę na cały rok. Uważano, iż jaka jest Wielka Środa – taka będzie wiosna, jaki Wielki Czwartek – takie lato, Wielki Piątek wróżył pogodę na żniwa i wykopki, a Wielka Sobota zapowiadała pogodę na zimę.
Ale Wielka Środa nie tylko przepowiadała pogodę, była też na ziemi kieleckiej dniem ostatnich porządków w chatach, żartów i kar dla Judasza.
– Jak podają źródła, przed wieloma laty na naszym terenie popularny był zwyczaj, iż w Wielką Środę, po odprawieniu jutrzni, księża na pamiątkę „męki Chrystusowej” uderzali o ławki trzymanymi w ręku brewiarzami. Wyręczali ich czasem chłopcy, którzy wpadali do kościoła z kijami i walili nimi o ławki z całej mocy, czyniąc grzmot po kościele jak największy. Wówczas wpadała służba kościelna z batami i próbowała wyrzucić ich z kościoła. Było przy tym i mnóstwo śmiechu – opowiada etnolog, dr Alicja Trukszyn.
W Wielką Środę na każdej wsi, gdzie był kościół, robiono ze starych gałganów kukłę Judasza, wkładano jej do kieszeni trzydzieści kawałków tłuczonego szkła (symbolizujących trzydzieści srebrników), po czym wynoszono maszkarę na wieżę kościelną i następnie zrzucano na dół, gdzie już czekała gawiedź uzbrojona w kije, która następnie ciągnęła kukłę przez miasto, aby ją na koniec spalić lub też utopić w stawie.
W środę Wielkiego Tygodnia gospodynie zajmowały się generalnymi porządkami, bo do niedzieli wszystko musiało być oczyszczone: dusza, ciało, chata i całe obejście. Bielono izby, czasem do kredy dodawano chabrowej farbki, bo uważano, iż muchy nie lubią tego koloru. Tam, gdzie była panna na wydaniu, gospodarz zostawiał nie pomalowaną ścianę szczytową, tylko ochlapaną pędzlem pełnym wapna. Utworzone w ten sposób, dobrze widoczne na ciemnym tle zmurszałych desek wzory, były znakiem dla kawalerów, potencjalnych kandydatów do ręki córki.
– Na ziemi kieleckiej tego dnia organizowano topienie bałwana. Jednego z parobków obwijano więc całego w słomę, a następnie przy wrzaskach gapiów pędzono go do najbliższej rzeki lub stawu. Nieszczęśnika obkładano batami aż w końcu zdzierano słomę i wrzucano do wody. Po obrzędzie zachodzono do karczmy, gdzie parobek udawał miejscowego dziedzica ku uciesze zebranych. To był ostatni taki dzień przed Triduum Paschalnym – mówi Alicja Trukszyn.
