Półka Ekonomiczna#16: Jak facet z piłą podbił Argentynę. I jak ją straci

9 godzin temu
Zdjęcie: Szczerze o pieniądzach


Droga Javiera Milei od ważącego 120 kilo "luzera" i pizzożercy, którego nie skreślił tylko jego własny pies, do prezydenta Argentyny i międzynarodowej ikony anarcho-libertarianizmu jest fascynująca i może być bardzo pouczająca. Także dla tych, którym zdążono już wmówić, iż mają Mileiem na przemian gardzić albo się go obawiać. A może właśnie dla nich.


Philipp Bagus. Era Mileia. Przeł. Stanisław Wójtowicz. Instytut Misesa. Warszawa 2025
Machnijcie ręką na nieznośną dydaktyczność polskiego wydania tej książki. Na wywody Leszka Balcerowicza o tym, iż on zawsze powtarzał, iż tylko wolny rynek. Oraz na dziecięcą ekscytację, iż oto kariera Mileia to jest w zasadzie model do przełożenia na polskie warunki w proporcjach jeden do jednego. A może choćby już ktoś taki gdzieś tam ostrzy piłę i zaraz nas wszystkich nauczy prawdziwej ekonomii. Wolnorynkowej oczywiście.


"Trumpa i Mileia dzieli więcej niż łączy"


Ale nie o to chodzi. Tę książkę dużo lepiej potraktować jako okazję do uzupełnienia swojej wiedzy na temat człowieka-zjawiska, który w krótkim czasie przebył drogę (niemal) znikąd na szczyty argentyńskiej polityki. Wpadł tam z piłą łańcuchową (symbolizującą, iż będzie ciął państwowego molocha na kawałki) i cytatami na każdy dzień z dawno zmarłych ekonomistów ze szkoły austriackiej (a zwłaszcza Murraya Rothbarda, którego Milei uważa za duchowego ojca swojego nawrócenia na libertarianizm). W 2023 roku Milei został wybrany na prezydenta, pokonując w tym wyścigu zarówno przedstawicieli największych sił politycznych od lat trzęsącym argentyńskim życiem politycznym. Od tamtej pory rządzi krajem, jak potrafi. A efekty jego polityki ocenić będziemy mogli za czas jakiś.Reklama
Ponieważ Argentyna jest daleko od Polski (lekko licząc jakieś 12 tysięcy kilometrów w linii prostej z Warszawy do Buenos Aires), więc i nasza wiedza na temat tego najbardziej zachodniego z państw Ameryki Południowej jest raczej taka sobie. Stąd wiele w temacie jest klisz i półprawd. Milei bywa u nas przedstawiany czasem jako "argentyński Trump". Oczywiście jest to bzdura, bo Trumpa i Mileia dzieli więcej niż łączy. Inna jest ich ideową droga, inny jest społeczny kontekst w którym się poruszają i inne są wreszcie polityki, po które sięgają, będąc u władzy. Oczywiście wspólna jest ich szczera, głęboka pogarda dla lewicowo-liberalnych establishmentu obu krajów. Gdy jednak chodzi o polityczną treść, to Trumpowi dużo bliżej do tradycji peronizmu - mieszanki ekonomicznego populizmu z oparciem w ludowych konserwatywnych wartościach oraz w aktywnym państwie niż do Javiera Milei, który każdym swym posunięciem stara się udowodnić, jak mu do tegoż peronizmu daleko i jak bardzo chciałby go z Argentyny wykarczować. Przeczytajcie tę książkę, a stanie się to dla was bardziej niż jasne.


Argentyna była jednym z najbogatszych państwa świata. "Dziś drepcze w miejscu"


Pamiętajcie również o tym, żeby także i samej opowieści o Argentynie, która wyłania się z kart tej książki nie traktować jako prawdy ostatecznej. Tylko raczej jako tło, na którym jej główny bohater może rozwinąć wszystkie kolory swojego pawiego ogona. W tej książce jest Argentyna, która sto lat temu była jednym z najbogatszych państw świata, a dziś drepcze w miejscu, dryfując od kryzysu monetarnego do niewypłacalności (i z powrotem). Dla autora tej książki - niemieckiego ekonomisty Phillipa Bagusa (i dla Mileia też) - nie ma oczywiście wątpliwości, iż jest to wina wspomnianych już peronistów. Złych populistów, którzy zubożyli kraj swoim rozdawnictwem, psuciem waluty i Bóg jeden wie czym jeszcze.
Musicie jednak wiedzieć, iż autor nie jest bynajmniej żadnym przezroczystym obserwatorem, tylko zdeklarowanym libertarianinem mocno zaangażowanym w działalność wolnorynkowej międzynarodówki. Jego wizja Argentyny będzie więc - w najlepszym razie - tylko częściowa. A to dlatego, iż nie uwzględnia ani racji stojących za peronizmem. Choćby słusznego postulatu bardziej sprawiedliwej redystrybucji narodowego bogactwa, bez której rozwój kraju jest pojęciem tylko teoretycznym. Ani też roli, jaką w wepchnięciu Argentyny w obecne gospodarcze tarapaty przyniosła wolnorynkowa ortodoksja neoliberalnych lat 80.


Jak otwiera się droga dla buntowników


Tym, co najbardziej wartościowe w tej książce jest - dość uczciwe - naszkicowanie drogi samego Mileia. Gdy się na nią patrzy, to widać bardzo dobrze, jak nadmierne zblatowanie oficjalnych sił politycznych w demokratycznym kraju otwiera drogę dla buntowników. To się właśnie zdarzyło w Argentynie w ostatnich latach, gdy neoperoniści i liberałowie stawali się do siebie coraz bardziej podobni. Także pod względem polityk gospodarczych. Skorzystał na tym Milei, wjeżdżając na szczyt na koniku libertariańskim. Ale po nim bez wątpienia przyjdą następni. Żadnej nowej "ery" mileizmu z tego nie będzie.
Rafał Woś
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Cykl "Półka Ekonomiczna" w Interii Biznes co drugi wtorek.
Idź do oryginalnego materiału