„Stać was na markety? Jak upadną rolnicy, nie będzie nas, nie będzie też was” – te słowa jednej z rolniczek wybrzmiały podczas burzliwej konferencji prasowej zorganizowanej na polu pod Leżajskiem (woj. podkarpackie). W jej trakcie rolnik Sławomir Kępa rozjechał traktorem 25 tys. główek kalafiorów, protestując przeciwko odmowie odbioru polskich warzyw przez handel.

Praca ponad siły, plony na zmarnowanie
– Przy zbiorach pracowałem po 100 godzin tygodniowo. Spałem na podłodze, byle zdążyć – mówił Sławomir Kępa z Giedlarowej. – Człowiek starał się wyprodukować najlepsze, co tylko można. Muszę zrozumieć, co kalafior do mnie „mówi”, żeby był taki ładny, jak ten! – dodał, pokazując dorodne warzywo.
Brak chętnych na odbiór plonów i niskie ceny skupu sprawiły, iż rolnik zdecydował się na ich zniszczenie. – Nie opłaca się zbierać, nie chcą tego odebrać. Wszystko musi być zmulczowane – mówił, po czym wsiadł na ciągnik i rozjechał warzywa.
Konferencja wśród zniszczonych plonów
Na polu zorganizowano konferencję prasową, by nagłośnić dramat lokalnych producentów warzyw. Rolnicy wskazują na problemy finansowe przetwórni, które nie odbierają tegorocznych zbiorów i nie rozliczyły się za zeszłoroczne dostawy. Do tego dochodzą nieopłacalne ceny skupu, które nie pokrywają kosztów produkcji.
Samozbiory jako ratunek
W obliczu kryzysu wielu rolników decyduje się na otwarcie pól dla konsumentów, organizując samozbiory. Polacy tłumnie odpowiedzieli na apele, wybierając zakupy bezpośrednio od producentów zamiast w marketach.
Ostrzeżenie dla konsumentów
– Pomyślcie, gdzie kupujecie. jeżeli upadną rolnicy, nie będzie nas… i nie będzie też was – mówiła jedna z rolniczek, apelując o świadome wybory zakupowe i wsparcie dla polskiej produkcji.
Dlaczego kalafiory trafiły pod traktory?
Agata Kępa, współprowadząca gospodarstwo, tłumaczy: – Kalafior nie nadawał się już do zbioru. Został zmulczowany, czyli rozdrobniony i pozostawiony na polu jako nawóz. Część warzyw przekazano do szkół i domu dziecka, ale reszty nie dało się uratować.
Belgijski i hiszpański kalafior zamiast polskiego
– Nasze kalafiory mają certyfikat Global GAP, są ekologiczne i najwyższej jakości, a mimo to handel wybiera import z Belgii i Hiszpanii – mówi Agata Kępa. – Dzwonię, pytam, oferuję – słyszę odmowy albo ceny, które nas rujnują.
Cena kalafiora – kto naprawdę zarabia?
Oferty skupu to 1,80–2,80 zł za główkę, podczas gdy w marketach kalafior kosztuje od 8 do 11 zł. Zdaniem rolniczki uczciwa cena to 3,50 zł dla producenta i ok. 1 zł marży sklepowej. W zeszłym roku lokalne sklepy płaciły 5 zł za sztukę, oznaczając pochodzenie warzyw tabliczką z nazwą gospodarstwa.
Gospodarstwo z wizją, nie z dotacji
Rodzina Kępów gospodaruje na 200 hektarach, uprawiając różne warzywa. Agata jest ekonomistką po UJ, Sławomir był programistą. Nie oczekują dotacji – chcą uczciwych warunków produkcji i sprzedaży.
– Import z Zachodu i umowy UE z Mercosur to element kryzysu, który ma rzucić rolników na kolana – mówi Agata. – Proszę konsumentów: napiszcie do swojego sklepu, iż chcecie kupować polskie. To może coś zmienić.
Kalafior nie poczeka
– Kalafior to bardzo wrażliwe warzywo. jeżeli przerośnie, zżółknie – nie nadaje się do zbioru ani do spożycia – podkreśla Agata Kępa. – To są najważniejsze dni, w których walczymy o przetrwanie.