Pracownicy dostaną mniej? Eksperci tłumaczą, co się dzieje

5 dni temu
Zdjęcie: fot. Shutterstock


Płace w firmach przestały rosnąć w zawrotnym tempie i wróciły do poziomu sprzed pandemii. Choć dla pracowników może to brzmieć jak zła wiadomość, ekonomiści uspokajają – wolniejszy wzrost wynagrodzeń może przynieść więcej korzyści, niż się wydaje.


Dynamika wynagrodzeń w firmach wróciła do historycznej normy. Teoretycznie oznacza to pogorszenie perspektyw dla konsumpcji, ale w praktyce nie będzie takiego przełożenia - czytamy w piątkowym wydaniu "Pulsu Biznesu".

Gazeta zauważyła, iż jeszcze do listopada płace w firmach rosły o ponad 10 proc. w ujęciu rok do roku, ale w ostatnich trzech miesiącach nastąpiło hamowanie "i to z piskiem opon". "W lutym dynamika roczna obniżyła się do 7,9 proc. A jak spojrzymy na pęd płac – średnie zmiany z miesiąca na miesiąc – to widzimy zmiany rzędu 0,5 proc., co przełoży się niedługo na dynamikę roczną ok. 6 proc. To będzie poziom zgodny z trendem sprzed pandemii COVID-19" - czytamy.

"Ktoś powie: euforia z hamowania płac to antypracowniczy odruch. Ale to nieprawda. Umiarkowany wzrost jest znacznie lepszy dla pracowników. W Polsce powinien i prawdopodobnie nastąpi wzrost udziału płac w dochodzie narodowym, co oznacza, iż będą one rosły szybciej niż nominalna wydajność pracy (PKB na pracownika)" - wskazała gazeta.

Dziennik podkreślił, iż presja płacowa jest dobrym zjawiskiem, bo prowadzi do większego wysiłku firm w zakresie innowacji i efektywności pracy. "Jednak utrzymanie dynamiki płac powyżej 10 proc. nie prowadziłoby do tego celu, ale do zwolnień pracowników, redukcji inwestycji, marazmu gospodarczego. Wzrost płac w takim tempie był objawem inflacji, a nie modernizacji ekonomicznej i społecznej" - czytamy.

"Gdyby ten roller coaster trwał dalej, rynek pracy zostałby zdestabilizowany. Ale zaczął się on stabilizować. I dobrze. W reakcji na te dane bank centralny będzie bardziej skłonny do obniżenia stóp procentowych" - oceniła gazeta. (PAP)

Idź do oryginalnego materiału