Produkcja Lexiona 8000 wraca do Niemiec. Claas ucieka przed amerykańskimi cłami

2 godzin temu

Niemiecki Claas po raz kolejny udowadnia, iż niemiecka precyzja to nie tylko kwestia techniki, ale i logistyki. Producent znanych kombajnów Lexion 8000 ogłosił, iż od 2026 roku maszyny przeznaczone na rynek kanadyjski nie będą już montowane w amerykańskim Omaha (Nebraska), ale w Niemczech.

Dlaczego? Bo cła potrafią być ostrzejsze niż stal, z której robi się kombajn.

Cła, które uderzyły w zboże

Wszystko zaczęło się od amerykańskich ceł na stal i aluminium, które podniosły koszty produkcji i eksportu. Claas, który dotychczas wysyłał z USA kombajny także do Kanady, stanął przed prostym wyborem: albo płacić więcej za ten sam metal, albo przenieść produkcję tam, gdzie taryfy nie gryzą w kieszeń.

I stało się. Niemcy okazały się logicznym kierunkiem – to tu powstawały pierwsze Lexiony, zanim fabryka w Omaha ruszyła pełną parą.

Kanada nie żartuje z odwetem

Co ciekawe, sprawa nie dotyczy tylko amerykańskich ceł. Kanada w odpowiedzi na decyzje USA wprowadziła 50-procentowe taryfy odwetowe na stal i aluminium. W praktyce oznacza to, iż kombajn z Claas z Nebraski musiałby przeskoczyć dwa mury celne, zanim trafiłby na kanadyjskie pole.

Kombajny Lexion 8000 są produkowane w fabryce Claas w Omaha w stanie Nebraska. Ten zakład produkcyjny będzie przez cały czas obsługiwał rynek amerykański. Produkcja tych kombajnów na rynek kanadyjski zostanie jednak przeniesiona do Niemiec, fot. inf.prasowe

Przeniesienie produkcji do Niemiec pozwala niemieckiej firmie ominąć całą tę biurokratyczną minę – i to bez utraty jakości czy wydajności.

Omaha zostaje, ale z nową rolą

Nie oznacza to jednak, iż fabryka w Omaha zostanie zamknięta. Wręcz przeciwnie – Claas zapowiada utrzymanie zatrudnienia (ponad 250 osób) i inwestycje w centrum badawczo-rozwojowe o powierzchni 4,5 tys. m². Produkcja kombajnów na rynek amerykański pozostanie tam bez zmian. Krótko mówiąc: Amerykanie dalej będą dostawać swoje Lexiony z Nebraski, a Kanadyjczycy – z Niemiec.

Cła kontra zdrowy rozsądek

Nie wszyscy jednak widzą w tym ruchu wyłącznie ekonomiczną zręczność. Profesor ekonomii Ernie Goss z Uniwersytetu Creighton komentuje sprawę dość dosadnie: „To przykład trudności i głupoty, jakie niesie ze sobą chaotyczne podnoszenie ceł w imię walki z deficytem handlowym”.

Jak zauważa Goss, cła mają sens tylko wtedy, gdy chronią nowy przemysł, własność intelektualną albo zachęcają do negocjacji międzynarodowych. Te na stal i aluminium nie robią żadnego z powyższych.

Niemiecka elastyczność w praktyce

Claas, zamiast biadolić nad decyzjami polityków, po prostu dostosowuje się do realiów rynku. Firma analizuje dane sprzedażowe, elastycznie przenosi produkcję i inwestuje w badania.

To klasyczny przykład chłodnej niemieckiej kalkulacji – gdy inni spierają się o cła, Claas po prostu zmienia kierunek montażu i jedzie dalej.

Przepraszam – kosi dalej.

Idź do oryginalnego materiału