Receptą na populizm jest poważna polityka [Okiem Liberała]

14 godzin temu

Receptą na populizm jest poważna polityka [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Rządy przestały traktować wyborców jak obywateli, którzy mają własne zdanie, uważają ich za klientów, którym trzeba dostarczyć odpowiednio opakowany produkt. To daje duże pole do działania dla populistów, którzy mają uproszczone i nierealne rozwiązania na prawdziwe problemy.

Wzrost poparcia dla populistycznych ugrupowań antysystemowych w wielu stabilnych dotąd demokracjach rynkowych może mieć poważne konsekwencje nie tylko polityczne, ale też ekonomiczne. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, iż zbiór ugrupowań populistycznych nie jest jednorodny, a samo pojęcie „populizm” ma rozmaite definicje. Bywa też nadużywane i traktowane w politycznych kłótniach jako inwektywa.

Wśród ugrupowań uważanych za antysystemowe są libertarianie (przykładem La Libertad Avanza w Argentynie), partie mające w swoich programach obniżkę podatków i wydatków rządowych oraz ograniczenie nadmiernych regulacji (AfD, czyli Alternatywa dla Niemiec, Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa oraz nowa partia Nigela Farage – UK Reform), ale także partie, które mają w swych programach obietnice zupełnie nierealne.

Antysystemowcy przychylni dla Rosji

We Francji partia Mariny Le Pen Rassemblement National proponuje obniżenie VAT z 20 proc. do 5,5 proc. na paliwa, olej opałowy, gaz i prąd, częściowe zwolnienie podwyżek płac ze składek ubezpieczeniowych, zwolnienie z podatku dochodowego pracowników i przedsiębiorców do 30. roku życia, a jednocześnie znaczny wzrost wydatków budżetowych – emerytur, zasiłków rodzinnych, wynagrodzeń nauczycieli, na mieszkania socjalne. Zważywszy na to, iż druga co do wielkości gospodarka Unii Europejskiej ma deficyt budżetowy przekraczający 6 proc. PKB, dług ponad 100 proc. PKB i jest objęta procedurą nadmiernego deficytu, propozycje francuskich narodowców są całkowicie nierealne. Partia Mariny Le Pen jest określana jako skrajnie prawicowa, ale jej program gospodarczy jest lewicowy.

Jeszcze bardziej na lewo jest ugrupowanie La France insoumise założone przez Jean-Luc Mélenchona. Proponuje radykalną politykę keynesowską poprzez wzrost płac i emerytur, a także inwestycji publicznych, budowę mieszkań socjalnych, wzrost wydatków na usługi publiczne, odwrócenie reformy emerytalnej, realizowanej zresztą bardzo ostrożnie przez prezydenta Macrona. Zwiększone wydatki mają być sfinansowane przez wzrost gospodarczy oraz cofnięcie ulg podatkowych dla korporacji.

Cechą wspólną europejskich ugrupowań antysystemowych jest sceptycyzm wobec Unii Europejskiej, zwłaszcza jej polityki emigracyjnej, a także klimatycznej i energetycznej oraz niechęć do pogłębiania integracji. Są to też zwykle ugrupowania przychylne dla Rosji, a niektóre, jak Rassemblement National korzystają z rosyjskich pieniędzy. Prorosyjskość wynika też ze sprzeciwu wobec unijnej polityki klimatycznej i chęci odbudowy gospodarczych relacji z Rosją, która przed lutym 2022 roku była głównym dostawcą surowców energetycznych do Unii Europejskiej.

Wzrost poparcia dla partii antysystemowych utrudnia prowadzenie skutecznej polityki gospodarczej. Partie umiarkowane starają się nie dopuścić populistów do władzy, przejmując część ich agendy oraz tworząc coraz bardziej niestabilne koalicje rządowe, niezdolne do rozwiązywania problemów. To przykład Niemiec, Francji, ale także Polski. W Niemczech koalicja trzech partii rozpadła się z powodu różnic w podejściu do budżetu i polityki gospodarczej. Kanclerz Olaf Scholz odwołał ministra finansów, a jednocześnie lidera FDP Christiana Lindnera. Zdymisjonowany minister zarzucił kanclerzowi, iż postawił go pod ścianą, żądając zawieszenia konstytucyjnego „hamulca budżetowego” zwiększenia zadłużenia. Wprowadzony do Konstytucji w 2009 roku „hamulec budżetowy” to zasada, zgodnie z którą przyrost zadłużenia nie może przekraczać 0,35 proc. rocznego PKB.

Jeszcze bardziej dramatyczna jest sytuacja we Francji, gdzie prawicowi i lewicowi populiści mają w Zgromadzeniu Narodowym większość, choć rzecz jasna nie są w stanie utworzyć rządowej koalicji. Zgodnie z prognozą przedstawioną w Programie Stabilności, dług publiczny ma spaść ze 111,6 proc. PKB w 2022 r. do 108,3 proc. w 2027 r. , ale może tego dokonać tylko rząd mający w parlamencie poparcie większości.

Kontynuacja polityki gospodarczej PiS

W Polsce koalicyjny rząd prowadzi jak na razie politykę gospodarczą bardzo podobną do tej, jaką prowadził PiS w latach 2015-2023. Konsolidacja budżetu, wymuszona przez procedurę nadmiernego deficytu ma się rozpocząć dopiero w roku 2026, a więc na rok przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi.

Ugrupowania antysystemowe zwykle proponują głęboką korektę dotychczasowej polityki gospodarczej. Skutki takiej korekty mogą być bardzo negatywne. Donald Trump, który przyjaźnie traktuje wiele ugrupowań populistycznych uważa wolny handel za nieszczęście dla gospodarki amerykańskiej. „Najpiękniejszym wyrażeniem w słowniku są „taryfy celne” – oświadczył. Przez kilka dekad wolny handel, rozwijany najpierw w ramach Układu Ogólnego w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT), a następnie Światowej Organizacji Handlu (WTO) był promowany przez wszystkie administracje USA i był fundamentem globalizacji. Średnie taryfy na wszystkie produkty krajów, należących do WTO wynoszą mniej niż 3 proc. Ogromna większość ekonomistów uważa, iż skutkiem wprowadzenia ceł przez Stany Zjednoczone będzie zahamowanie światowego handlu, a tym samym spowolnienie wzrostu globalnej gospodarki i wzrost inflacji w USA.

Kluczowym elementem programu gospodarczego AfD jest tzw. „Blue Deal” (przeciwieństwo unijnego „Green Dealu”), który nawiązuje do ekonomii ordoliberalnej, będącej podstawą polityki gospodarczej w Republice Federalnej w pierwszych dwóch dekadach powojennych. Ordoliberalizm proponował rozwiązania, w których działania wolnych jednostek były wbudowane w ład narzucony przez państwo, przyczyniając się do ukształtowania systemu sprawiedliwości społecznej. Gdy Niemcy podnosiły się po ogromnych zniszczeniach wywołanych wojną, taka koncepcja mogła być realizowana. Dziś znalezienie równowagi między wolnością działania, a narzucanym przez państwo porządkiem jest znacznie trudniejsze.

Wzbudzanie resentymentu do „dawnych dobrych czasów” jest typowe dla niektórych ugrupowań antysystemowych, w tym dla Republikanów Trumpa. Ale sytuacja światowej gospodarki w trzeciej dekadzie XXI wieku jest zupełnie inna niż w latach 50., czy 60. XX wieku, w których wspaniale prosperowała gospodarka niemiecka, a także amerykańska. Dziś Stany Zjednoczone oraz inne wysoko rozwinięte kraje muszą w produkcji przemysłowej konkurować z potężnymi Chinami i gwałtownie rozwijającymi się gospodarkami Indii, Indonezji, Malezji, itp.

Dezindustrializacja wynika zresztą nie tylko z przenoszenia się fabryk do krajów, gdzie siła robocza jest tańsza, a regulacje, dotyczące ochrony środowiska i emisji CO2 łagodniejsze, ale też z rosnącego znaczenia usług w gospodarce. Cofnięcie się do czasów sprzed 60-70 lat jest niemożliwe, z czego populiści albo nie zdają sobie sprawy, albo oszukują wyborców.

Wzrost populistycznej fali w krajach do niedawna uchodzących za wzorce demokracji liberalnej tłumaczy się często rozczarowaniem do skuteczności gospodarczych recept głównego nurtu ekonomii. Typowy jest tu pogląd profesora Andrzeja Ledera, który w wywiadzie dla „Polityki” mówi: „Ludzie wpierw próbują głosować na dawne partie polityczne, w Europie na socjaldemokrację albo chadecję. Głosują na jednych, a ci mówią: chcielibyśmy dobrej służby zdrowia i miejsc pracy, ale rynki żądają, żeby ciąć, zamykać, zwalniać, wprowadzać reformy strukturalne. A jak nie, to wartość waluty będzie spadać, agencje ratingowe źle ocenią. No to głosują na tych drugich, a tamci to samo. Co prowadzi do tego, iż te grupy zaczynają odrzucać cały dotychczasowy system polityczny, przestają wierzyć w liberalną demokrację. Bo mają poczucie, iż polityka, która nie jest w stanie zapewnić im elementarnego bezpieczeństwa pracy, ochronić ich przed negatywnymi skutkami globalizacji i wojnami, nie może po prostu trwać w starych formach, potrzebuje jakiegoś radykalnego wstrząsu, zmiany. Np. w postaci Trumpa”.

Rozczarowanie politykami, którzy unikają trudnych problemów

Innymi słowy – ludzie szukają czegoś innego, gdyż rozczarowali się dotychczasową formą kapitalizmu. Rozczarowanie to wynika jednak nie z pauperyzacji – mieszkańcy Europy, czy Ameryki są mimo wszystko znacznie bogatsi niż byli w latach 50., czy 60. XX wieku, a więc w czasach, do których tęsknią, ale z tchórzostwa i nieporadności polityków głównego nurtu, którzy rządzą od dziesięcioleci, unikając trudnych problemów. Problemy przez lata nierozwiązywane – na przykład związane z demografią, starzeniem się społeczeństwa – kumulują się. Politycy przekonują, iż można jednocześnie utrzymać dotychczasowy wiek emerytalny, realny wzrost świadczeń i stabilność finansów państwa, darmową opiekę medyczną mimo rosnących kosztów lekarstw i procedur najnowszej generacji, iż można pogodzić interesy wszystkich grup, choćby o ile są wzajemnie sprzeczne. Nie mają odwagi mówić, co jest realne, a co nie.

Ustępują wobec żądań grup dobrze zorganizowanych i uznawanych za strategicznie ważne. Przykładem jest stosunek praktycznie wszystkich polskich ugrupowań do handlowego traktatu z krajami Mercosur. Gdyby porozumienie weszło w życie, doprowadziłoby do obniżenia cen żywności w Europie i oczywiście w Polsce. To byłoby korzystne dla 37 mln Polek i Polaków i być może niekorzystne dla kilkuset tysięcy polskich producentów rolnych. Zarówno PiS jak i partie rządzącej koalicji stanęły po stronie rolników a nie ogromnej większości wyborców. To klasyczny przykład skuteczności grup interesu, które wygrywają z liczniejszą , ale rozproszoną grupą konsumentów. PiS pokazuje lodówkę z wysokimi cenami, a jednocześnie ogłasza, iż zrobi wszystko by storpedować porozumienie Unia Europejska-Mercosur, czyli nie dopuścić do spadku cen żywności. PO nie obnaża tego absurdu, bo uważa iż Polacy są nie są zdolni zrozumieć prostych ekonomicznych procesów.

Rządy przestały traktować wyborców jak obywateli, którzy mają własne zdanie, a zamiast tego uważają ich za klientów, którym trzeba dostarczyć odpowiednio opakowany produkt. To daje duże pole do działania dla populistów, którzy mają uproszczone i nierealne rozwiązania na prawdziwe problemy. Skoro poważni politycy głównego nurtu nie tłumaczą im, iż rozwiązanie tych problemów wymagać będzie czasu oraz dużych zmian, które nie wszystkich zadowolą (np. zmian miejsca pracy, zamieszkania, stylu życia, itd.) ludzie kupują pomysły populistyczne. Wcześniej czy później rozczarują się nimi i można mieć nadzieję, iż w partiach głównego nurtu pojawią się nowi politycy, którzy zamiast PR-em zajmą się rozwiązywaniem krok po kroku realnych problemów, nie ukrywając, iż nie będzie to dla wszystkich przyjemne.

Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.


Idź do oryginalnego materiału