Restaurator o napiwkach i serwisie. "Zrobił się w Polsce głupi zwyczaj"

10 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Kamil Sakałus jest dyrektorem zarządzającym grupy Tatry Wysokie, której częścią jest m.in. restauracja Schronisko Bukowina w Bukowinie Tatrzańskiej. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" odpowiedział na pytania dotyczące "paragonów grozy" z turystycznych miejscowości oraz nieuczciwych praktyk części branży. Powiedział też, co sądzi o doliczaniu opłaty za serwis oraz o cenach kawy w restauracjach.


Mamy wakacje i podobnie jak w poprzednim sezonie w mediach społecznościowych niemal codziennie pojawiają się zdjęcia "paragonów grozy" z miejscowości turystycznych. Duże kontrowersje wywołał m.in. ten opublikowany przez "Spotted: Białystok". Rachunek pochodził z jednej z restauracji na Krupówkach. Znajdowały się na nim cztery pozycje - dwie jajecznice - każda po 67 zł oraz dwie kawy cappuccino jedna za 40 zł, druga za 44 zł. Dodatkowo klienci musieli zapłacić 22 zł za serwis. Reklama


67 zł za jajecznicę na Krupówkach. "Cena jest odjechana"


Kamil Sakałus, dyrektor zarządzający grupy Tatry Wysokie, zauważył w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", iż wspomniany paragon pochodził z najdroższej restauracji w Zakopanem, a kilkanaście metrów od tego lokalu znajduje się inny, w którym turyści zapłaciliby za wszystko 62 zł i nie zapłaciliby za serwis. "Żeby było jasne, ta cena jest odjechana, jest oderwana od rzeczywistości, ale ten lokal jest tak pozycjonowany" - powiedział, podkreślając przy tym, iż "ceny są wywieszone" i nikt nikogo "nie bierze z zaskoczenia". Zaznaczył także, iż "prawdziwa cena" cappuccino w Zakopanem i powiecie podhalańskim to 11 zł.


Cena podana za 100 gramów. "Dla mnie to jest skandal"


Znany restaurator odniósł się także do procederu podawania w menu cen za 100 gramów dania. O tym "triku" pisaliśmy też na łamach Interii przy okazji jarmarku w Krakowie - złapała się na niego turystka z Malty. Polega on na tym, iż klient zamawia potrawę, ale nie ma świadomości, iż np. ryba waży więcej niż 100 gramów, przez co cena będzie wyższa. Dowiaduje się o tym, dopiero gdy dostaje rachunek.
"Dla mnie jest to skandal, w restauracji, którą bym zarządzał, nie byłoby tego typu rzeczy. Niech się restauratorzy nauczą podstaw swojej pracy. Każdy normalny dostawca, który zaopatruje gastronomię, oferuje coś takiego jak kalibracja" - powiedział ostro rozmówca "Gazety Wyborczej", zaznaczając, iż klient musi wiedzieć, ile zapłaci, nim dokona zamówienia. Dlatego jego zdaniem osoby, które oburzają się na takie praktyki, mają rację.


Restauracje używają innych produktów niż te podane w menu


"GW" zapytała Sakałusa o ostatni raport inspekcji w restauracjach. W 10,6 proc. skontrolowanych lokali używano innych produktów niż te podane w menu - np. wołowinę zastąpiono wyrobem wołowo-drobiowym. "Jest to wał, z którym trzeba walczyć, bo to psuje nie tylko odbiór wśród klientów danego lokalu, ale też produkt i rynek" - powiedział restaurator, podkreślając, iż takie praktyki nie tylko kładą się cieniem na wizerunku branży - tracą na nich też klienci.


W wywiadzie poruszono także kwestię cen kawy. "Jak widzę kawę w restauracjach na poziomie mocno 20 plus, to mnie trzęsie. [...] Zwykła kawa nie ma prawa kosztować 20 zł" - stwierdził Sakałus. Skrytykował też lokale, które doliczają do rachunku opłatę za obsługę. "Zrobił się w Polsce głupi zwyczaj, iż do zamówienia dolicza się obligatoryjny serwis" - wskazał restaurator. Zaznaczył także, iż to czy klient zostawi napiwek, powinno być jego dobrą wolą. "Kelnerowi ma płacić pracodawca" - podkreślił.
Idź do oryginalnego materiału