Sadownicy nie chcą zapomóg! Chcą zmian!

3 godzin temu

Sandomierszczyzna poszkodowana drugi rok z rzędu

Sadownicy z Sandomierszczyzny już kolejny rok z rzędu są poszkodowani w wyniku działania ekstremalnych zjawisk pogodowych. W 2024 roku szanse na zbiór zniszczyły przymrozki, a w tym sezonie dotkliwe gradobicia. Wczoraj zagłębie sandomierskie odwiedził minister rolnictwa, Czesław Siekierski, zapewniając o wprowadzeniu form pomocy, które pozwolą przetrwać tragiczny sezon.

Więcej na temat gradobić na Sandomierszczyźnie:

Za nami dramatyczna noc. Gradobicia przeszły przez sandomierskie sady

Gradobicia na ogromnym obszarze. Całe zagłębie sandomierskie notuje straty

Sadownicy nie chcą jednak kolejnych zapomóg. Doraźne formy pomocy na nic nie zdają się w obliczu klęsk, z jakimi mają do czynienia. Dobitnie mógł przekonać się o tym minister Czesław Siekierski, który rozmawiał z sadownikami poszkodowanymi w wyniku ostatnich burz.

Sadownicy, których uprawy ucierpiały w wyniku gradu, byli bezlitośni i bez ogródek przedstawili swoje stanowisko. W ostrych słowach wytykali resortowi i rządowi brak działań na korzyść rolników oraz brak konkretnych rozwiązań legislacyjnych. Widzą jedynie nie kończące się rozmowy i konsultacje, z których nic nie wynika.

Nie chcą zapomóg pieniężnych, chcą zmian systemowych, ponieważ anomalie pogodowe są coraz częstsze, a oni nie mogą ubezpieczyć swoich sadów i plantacji.

Sadownicy nie mogą ubezpieczyć swoich upraw!

Jak wielokrotnie informowaliśmy również na SAD24, sadownicy praktycznie nie mają możliwości ubezpieczenia swoich upraw. Firmy ubezpieczeniowe doskonale znając ryzyko wystąpienia przymrozków czy gradu, jak ognia unikają zawierania umów z producentami.

W Obrazowie sadownicy zwracali uwagę na monopol największego ubezpieczyciela, który wykorzystuje swoją pozycję wprowadzając tak zwane „czarne listy”. Są na nich producenci, którzy nie mogą się ubezpieczyć, ponieważ w ostatnich latach zanotowano u nich straty w związku z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi.

Niedawno przeprowadziliśmy bardzo ciekawą rozmowę z p. Pawłem Jarugą, szefem Spółdzielni Lubelska Porzeczka, która jest świetnym podsumowaniem zaistniałej sytuacji.

Od lutego próbowaliśmy ubezpieczyć plantacje jagodowe i dostawaliśmy informację, iż centrala jeszcze nie podjęła decyzji o odblokowaniu ubezpieczenia od przymrozków. Przeciągano to do połowy marca, mimo iż były już analizy wskazujące na nadchodzące mrozy w Polsce. W rezultacie nie było opcji ubezpieczenia. Na komisji sejmowej rolnictwa wiceminister Krajewski stwierdził, iż można było ubezpieczyć uprawy jesienią. Cieszę się. Ale może ktoś z departamentu rolnictwa powinien zadzwonić do firm ubezpieczeniowych jako producent truskawek i spróbować uzyskać ofertę ubezpieczeniową? Teoria to jedno, praktyka to drugie – mówi P. Jaruga.

A może system ubezpieczeń obowiązkowych?

Wprowadzenie systemu ubezpieczeń obowiązkowych to temat, o którym dyskutuje się już od lat. Jednak mimo wielu rozmów, nic w tym temacie się nie zmienia.

– Gdyby posłowie skupiliby się na prawdziwych problemach rolnictwa, zamiast na politycznych podziałach, takie ubezpieczenia zostałyby wprowadzone. Temat ten wałkuje się od 20 lat, każdy chce je wprowadzić, ale zawsze kończy się to niepowodzeniem. Problemy omawia się sezonowo – wiosną mówimy o ubezpieczeniach, latem o suszy, a potem wszystko odkładane jest na bok. Poza tym, ubezpieczenia mogłyby być tańsze i bardziej dostępne, gdyby były powszechne. Mrozy nie występują co roku i nie wszędzie są dotkliwe. Firmy ubezpieczeniowe mogłyby zarabiać na składkach w okresach bez szkód. Analitycy i specjaliści w ministerstwie powinni to przeanalizować i wyliczyć. Potrzebna jest jednak wspólna wola do działania, aby ubezpieczenia zaczęły funkcjonować – podsumowuje P. Jaruga.

Idź do oryginalnego materiału