Silniki Ursusa C-360. Skąd się wzięły i gdzie były stosowane?

2 godzin temu

Skąd pochodził bodajże najważniejszy silnik w historii polskiej mechanizacji rolnictwa? Czy jego konstrukcja się rozwijała i co mieliśmy do powiedzenie na ten temat? Spójrzmy dziś na historię powstania silnika do sześćdziesiątki i gdzie poza legendarnymi ciągnikami Ursusa był jeszcze stosowany.

Na przełomie lat 50. i 60. polskie rolnictwo coraz mocniej dopominało się o silniejszy, bardziej nowoczesny traktor. Dotychczasowy Ursus C‑325 był dzielny, ale miał tylko dwa cylindry i około 30 koni – nieco mało na potrzeby średnich gospodarstw.

I właśnie wtedy zza południowej granicy przyszła pomoc w postaci… serca. Silnikowego serca. Czechosłowacki Zetor 4011, wyposażony w czterocylindrowy silnik Zetor Z‑4001, stał się fundamentem nowego etapu w historii polskich ciągników.

Z ziemi czeskiej do Ursusa

W 1965 roku, na podstawie umowy licencyjnej z zakładami Zetor w Brnie, w warszawskim Ursusie ruszyła produkcja modelu Ursus C‑4011. Choć wciąż mocno oparty o konstrukcję czeską, był to już traktor „z metką made in Poland”.

Kluczowym elementem był silnik S‑4001 – polska wersja silnika Zetora Z‑4001, produkowana na licencji. Miał on cztery cylindry, pojemność 3120 cmł i osiągał około 42 konie mechaniczne. Prosty, trwały i odporny na warunki pracy – idealnie wpasował się w realia PRL-owskiej wsi.

Silnik ten nie był wyrafinowany technicznie, ale właśnie dzięki swojej prostocie zdobył sympatię użytkowników. Nic dziwnego, iż to na jego bazie rozwijano kolejne wersje, które z czasem zyskały większą moc i nieco nowocześniejsze rozwiązania.

Blok silnika Ursusa C-360 czekający na planowanie, fot. KW

Od S‑4001 do S‑4003, czyli jak Ursus uczył się konstruować

Niedługo po debiucie C‑4011 przyszła pora na modernizację. W 1971 roku do produkcji trafił model Ursus C‑355, a wraz z nim nowy wariant silnika – S‑4002. Konstrukcyjnie zbliżony do poprzednika, ale z usprawnieniami: poprawione smarowanie, nowa pompa wtryskowa, drobne zmiany w głowicy.

Moc podskoczyła do ok. 45 KM, a moment obrotowy wzrósł, co poprawiło komfort pracy z maszynami aktywnymi. Rok 1975 przyniósł jeszcze lekko zmodyfikowaną wersję – C‑355M – ale sercem pozostał S‑4002.

Prawdziwy przełom przyszedł w 1976 roku wraz z wprowadzeniem kultowego Ursusa C‑360. Ten ciągnik, produkowany aż do lat 90., napędzany był przez silnik S‑4003 – najpotężniejszy z całej serii.

Moc zwiększono do 52 KM, obroty maksymalne do 2200/min, poprawiono chłodzenie, zwiększono ciśnienie wtrysku. Choć wciąż bazujący na tym samym bloku, S‑4003 był już wyraźnie dojrzalszą konstrukcją. To właśnie on przez lata dźwigał polską wieś – od orki, przez zbieranie bel, po napędzanie młocarni.

Nie tylko w Ursusie – budowlane i melioracyjne ścieżki S‑400x

Choć te silniki na zawsze kojarzyć się będą z traktorami Ursusa, ich historia nie kończy się na polu. W realiach PRL, gdzie dostępność części i prostota konstrukcji liczyły się bardziej niż nowinki techniczne, silniki z rodziny S‑400x gwałtownie trafiły także do maszyn budowlanych i melioracyjnych. Ich niezawodność i modularność czyniły je doskonałym wyborem dla wielu producentów.

  • S‑4001 znalazł nowe życie m.in. w koparko-spycharkach Waryński KSH‑45, produkowanych na bazie C‑4011. Początkowo powstawały one w zakładach Bumar-Waryński, a później w Fabryce Maszyn Budowlanych Bumar Proma w Ostrówku Węgrowskim. Mimo iż ich zadaniem było przesuwanie ziemi, pod maską biło typowo rolnicze serce.
  • S‑4003, dzięki swej mocy, idealnie nadawał się do koparko-ładowarek Ostrówek KTO‑161 i KTO‑162 – popularnych w miejskich zakładach usług komunalnych i na budowach. Konstrukcyjnie opierały się one na Ursusie C‑360, więc i silnik był ten sam.
  • Wreszcie, Pelikan‑2 – specjalistyczna koparko-odmularka do prac melioracyjnych – także czerpała siłę z S‑4003. Te maszyny, stacjonujące często przy kanałach i rowach, ratowały uprawy przed podtopieniem – również dzięki sprawdzonemu, rolniczemu silnikowi.
Koparko-ładowarka K-162 na ciągniku kołowym Ursus C-360, fot. mat AMW

Co więcej, wielu majsterkowiczów, instytucji i zakładów wykorzystało silniki S‑400x jako napęd do agregatów prądotwórczych, sprężarek czy pomp wodnych. Oficjalnie nie były do tego przeznaczone, ale Polak potrafi. A skoro silnik działał, to czemu nie dać mu drugiego życia?

Szanujmy legendę

Z dzisiejszej perspektywy, silniki z rodziny S‑400x to może nie inżynierski majstersztyk, ale mechaniczne chłopy do roboty – wytrzymałe, proste w obsłudze, łatwe do remontu „w stodole”. I choć nie miały turbo, komputera czy normy Euro 5, to przez dekady ciągnęły polskie rolnictwo – dosłownie i w przenośni.

Jeśli więc dziś gdzieś na melioracji, w gminnym magazynie albo w starej stodole wciąż odpala S‑4003, wiedz, iż to nie tylko silnik. To kawał historii – i być może najwierniejszy pracownik, jakiego miałeś.

Idź do oryginalnego materiału