Sprzedaż nowych aut dalej spada. Popyt schłodziły wysokie ceny i ekologizm

3 dni temu


Mieszkańcy Unii Europejskiej nie chcą kupować nowych samochodów osobowych. W 2025 roku, narastająco po lutym liczba rejestracji zmniejszyła się 3 procent, a regres zanotowano na 18 rynkach. Z zakupów rezygnują bogaci Niemcy, Włosi, Francuzi. W Polsce wzrost wyniósł zaledwie 0,3 procent. Kierowcy rezygnują z samochodów z klasycznymi silnikami spalinowymi i wybierają hybrydy. Nie chcą elektryków forsowanych przez Komisję Europejską, które odpowiadają za wzrost cen na rynku.

Ciemne chmury, które zbierają się nad europejską branżą motoryzacyjną są coraz czarniejsze. Już nie tylko amerykańskie podwyższone cła na auta eksportowane z Unii Europejskiej, czy z każdym rokiem śmielej atakujący chińscy konkurenci, spędzają sen z powiek szefom koncernów. Teraz żółtą kartkę wystawiają im rodzimi konsumenci. Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA – European Automobile Manufacturers’ Association), w lutym 2025 roku sprzedaż nowych samochodów osobowych w Unii Europejskiej spadła o 3,4 procent licząc rok do roku, co oznacza, iż regres się pogłębia, bo w styczniu spadek wyniósł 2,6 procent.

Stagnacja na lata, a może i dalsze spadki

W 2024 roku liczba rejestracji nowych aut osobowych w poszczególnych miesiącach zmieniała się dynamicznie, by ostatecznie wzrosnąć o 0,8 procent. Rok wcześniej wzrost dla 27 państw członkowskich wyniósł 13,9 procent. W 2025 roku, po lutym spadek liczony rok do roku wynosi już 3 procent, a regres zanotowano na 18 rynkach. W Niemczech, największym unijnym rynku liczba rejestracji zmniejszyła się o 4,6 procent. We Włoszech o 6,0 procent, a we Francji o 3,3 procent. W unijnym TOP5 wzrost odnotowano w Hiszpanii (o 8,4 procent) i Polsce (0,3 procent), przy czym w naszym kraju ostro on hamuje.

Zdaniem Jakuba Farysia, prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, organizacji będącej członkiem ACEA, korekta po dwóch latach wzrostów była niemal pewna, bo wyniki były „odreagowaniem” na schłodzenie rynku w czasie pandemii COVID. Branża musi przygotować się na to, iż nie jest to chwilowa przerwa, a stagnacja w Europie może potrwać dłużej z kilku powodów.

– Po pierwsze, ze względu na znaczące wzrosty cen nowych samochodów w ostatnich latach, przez co stały się one mniej dostępne dla dużego grona potencjalnych nabywców. Po drugie – z powodu silnych ruchów ekologicznych – władze, zwłaszcza samorządowe w dużych miastach, zniechęcają do używania prywatnych samochodów, na przykład przez wprowadzanie stref czystego transportu, czy rozszerzania stref płatnego parkowania – tym samym promując transport publiczny. Z tego względu ich mieszkańcy często rezygnują z posiadania auta. Po trzecie – z powodu trendów demograficznych. Europa się starzeje, a osoby starsze rzadziej kupują samochody, wymieniając je na nowe – wylicza szef PZPM.

Unijne standardy i przepisy windują ceny

Spadki zanotowano w czterech na sześć kategorii analizowanych przez ACEA. Zarejestrowano o 126,3 tysięcy mniej samochodów z silnikiem benzynowym i o 63,4 tysięcy mniej diesli. Spadki były na tyle duże, iż nie skompensowały ich wzrosty dostaw hybryd o 93,8 tysięcy do 594,1 tysięcy sztuk czy aut z pełnym napędem elektrycznym, których kupiono w ciągu dwóch miesięcy blisko 255,5 tysięcy sztuk, o 56,5 tysięcy więcej niż rok wcześniej. Dlaczego Europejczycy nie chcą kupować aut, tak chętnie jak wcześniej?

Na wzrost cen samochodów wpływ miały unijne regulacje, na przykład wdrożenie obowiązkowego pakietu General Safety Regulations (GRS), którego zadaniem było podniesienie poziomu bezpieczeństwa na drogach, m.in. dzięki wprowadzeniu systemów elektronicznych ostrzeżeń o przekroczeniu dozwolonej prędkości, systemów hamowania awaryjnego, czy utrzymywania pojazdu na pasie ruchu w nagłych sytuacjach.

– Wspólnie z ACEA szacowaliśmy te koszty na 2 tysiące euro na samochód i ostatecznie ponieśli je klienci – mówi prezes Faryś- choć warto dodać, iż zdrowie i życie ludzkie jest bezcenne.

Jeszcze większy wpływ na zwyżki cen samochodów miały przepisy dotyczące limitów zmniejszających emisje C02 na pojazd, jakie muszą spełniać pojazdy. A koszty tej transformacji, czyli przejścia z napędów spalinowych na nisko-, a zwłaszcza zeroemisyjne, czy też wprowadzenia samochodów elektrycznych – są gigantyczne.

– Przejście na nowe technologie zostało sfinansowane w dużej mierze z bieżących przychodów. Producenci nie mogli tych kosztów wziąć w całości na siebie, bo ze względu na agresję Rosji na Ukrainę i trwającą trzy lata wojnę znacząco wzrosły koszty surowców, energii czy frachtu morskiego, który ma znaczenie w globalnych łańcuchach dostaw – wyjaśnia prezes Jakub Faryś.

Udział elektryków urósł do 15,2 procent

W tym roku z salonów na europejskie drogi wyjechało 1,03 miliona aut z napędami alternatywnymi, co stanowiło 61,2 procent ogółu rejestracji nowych aut. Mieszkańcy UE rezygnują z samochodów z klasycznymi silnikami spalinowymi, i wybierają hybrydy. Do pełnej elektryfikacji jednak droga daleka, bo udział elektryków wzrósł, ale dopiero do 15,2 procent.

Zdaniem prezesa Farysia, szansa, aby udało się uzyskać 100 procent rejestracji aut zeroemisyjnych po 2035 roku nie jest zbyt duża, bo klienci nie są jeszcze na to gotowi, choć Komisja Europejska nie zmieniła stanowiska w tym obszarze.

– Branża jest przygotowana, bo zainwestowała dziesiątki miliardów euro w nowe modele, budowę nowych linii produkcyjnych, itp. natomiast klienci wciąż wstrzymują się z zakupami tych pojazdów, co widać po wynikach sprzedaży. Aby osiągnąć cel emisyjny w bieżącym roku, udział elektryków w rejestracjach nowych samochodów osobowych miał osiągnąć poziom 25 procent. Aby tak się stało liczba rejestrowanych pojazdów zeroemisyjnych powinna się w tym roku podwoić, a tymczasem po dwóch miesiącach wzrost jest niewielki i nic nie wskazuje, aby sytuacja w najbliższym czasie się poprawiła. Z każdym miesiącem będziemy więc łapać coraz większe opóźnienie i planu nie uda się zrealizować. Dlatego uważam, iż dialog z KE i zmiana sposobu wyliczania kar za nieosiągnięcie celu w tym roku na rozliczenie trzyletnie jest krokiem w dobrą stronę – podkreśla Jakub Faryś.

Tylko, czy wystarczającym? W 2024 roku produkcja samochodów w UE spadła o 6,2 procent, do 11,4 miliona sztuk. Według ACEA, miało to być efektem reorganizacji podaży i popytu, po fazie nadrabiania zaległości spowodowanych opóźnieniami w dostawach zaległościami i uzupełnianiem zapasów. Największe spadki w Europie Zachodniej zaobserwowano we Włoszech, gdzie produkcja spadła o 43,4 procent, a następnie w Belgii (-31,2 procent), Francji (-12,4 procent) i Szwecji (-5,1 procent). Niemcy, największy producent samochodów w UE, odnotowały skromny spadek o 0,4 procent. Wszystko wskazuje na to, iż w tym roku ze względu na malejący popyt regres jeszcze się pogłębi, i nie będzie to korekta, a początek poważnego kryzysu.

Branża motoryzacyjna ostrzega. Cła USA mogą mieć poważne konsekwencje dla polskich producentów

Idź do oryginalnego materiału