Stare ciągnikowe zegary były piękniejsze, choć gorsze niż dziś, ale i tak za nimi tęsknię

1 miesiąc temu

Są chwile, gdy wsiadając do nowoczesnego ciągnika, dostaję oczopląsu. Otaczają mnie różne ekrany, na których podawane są ważne informacje. I OK, rozumiem, iż tak ma być, ale czasem tęsknię za pięknymi zegarami na desce.

Nowoczesne rolnictwo wymaga ciągłej wymiany informacji, a te dostarczane są nam niemal strumieniem z ledowych ekranów tabletów, kiedy siedzimy w ciągniku. Tak ma być, bo maszyny rolnicze, a w szczególności ciągniki, stały się komputerami z funkcją orki, siewu czy transportu w menu. Taka jest nowoczesność w maszynach rolniczych i już nie ma od niej odwrotu.

Dzięki tym wszystkim komputerom i tabletom w kabinie bez dwóch zdań nasza praca staje się lżejsza i wygodniejsza niż jeszcze pokolenie temu. Ciągniki potrafią się dziś same diagnozować i informują nas dźwiękiem alarmów o swoich problemach. Czasem też te najnowsze, czy tego chcemy czy nie, same wzywają za nas serwis, komunikując się z nim bez naszej wiedzy.

Chromowana obwódka i czysta elegancja. fot. Adam Ładowski

Czasem jednak gdy widzę w starej maszynie ładny zegar, tęsknię do takich rozwiązań. Nie czarujmy się, ich budowa i zasada działania najczęściej nie pozwalały na choćby średnią dokładność wskazań. Mimo skromnego zakresu na cyferblacie wskazówki prędkościomierza w czasie pracy dyndały jak oszalałe – 10 km/h w lewo i prawo, a adekwatna prędkość stanowiła średnią wychyłu.

Zegar ciśnienia oleju kontra lampka

Nie inaczej było z kontrolą ciśnienia oleju. Tam, gdzie kontrolka migotała przy jego spadku, ciśnienie jakieś było. jeżeli żarówka się spaliła, to w razie poważnej awarii pojawiał się problem. Zegar ciśnienia, o ile był, wskazywał cyfry lub kolory i też nie grzeszył dokładnością. Ważne, by wskazówka była na środku skali. Czasem uparcie zostawała tam też po zgaszeniu silnika, jednak rzadko wywoływało to panikę traktorzysty. A! i zegar potrafił się pięknie zalać olejem, w niektórych przypadkach wytryskując go na deskę, przewody pod nią czy kolana kierowcy.

Polotu tu brakuje, ale zegary są. fot. Adam Ładowski

Zegar temperatury wody

Zdecydowanie moim ulubionym wskaźnikiem w starych ciągnikach pozostaje zegar temperatury wody. Zwykle był tylko kolorowy: miał białe, zielone i czerwone pole (jak flaga Włoch), choć czasem pojawiały się także cyfry. jeżeli działał, to białe pole oznaczało początek pracy. Zielone, a pokrywało zwykle większość skali, było znakiem, iż jest “git”. Czerwone dawało jasny znak: pod żadnym pozorem nie odkręcaj korka chłodnicy i, o ile przeżyjesz taką czynność, nie dolewaj wody! Proste i jasne komunikaty.

Trójwskaźnik do Ursusa też kiedyś był ładny. fot. Adam Ładowski

Zegar paliwa

Czasem w wypasionych modelach traktorów mógł się pojawić jeszcze jeden zegar. Jego obecność na desce rozdzielczej nie była obowiązkowa, ale stanowił o niemałym prestiżu ciągnika. Mam na myśli wskaźnik paliwa w zbiorniku. Może mam złe doświadczenia w tej materii, ale spotkałem się z takim, który wskazywał trzy pozycje, komunikując się z traktorzystą następująco: “jestem pełen”, “wracaj do domu” i “czy zabrałeś zapasowy kanister?” Przyznaję, iż wskaźnik ten miał niebywały urok komunikowania się z operatorem i gwałtownie uczył go pokory.

Zegar ilości paliwa bywał przydatny, o ile dobrze wskazywał. fot. Adam Ładowski

Amperomierz bywał przydatny

Do zestawu opcjonalnych zegarów o swoistym uroku sugestywnego oddziaływania na kierowcę osobiście dodaję jeszcze jeden – amperomierz. Co za cudowne urządzenie! Proste, a jednocześnie niezwykłe w sile rażenia. Cóż wskazywał? Oczywiście tzw. “prąd” i to, czy jest – wskazówka wychylała się ze stałej pozycji na środku skali w prawo, czy go nie ma (lub ubywa) – wychylając się w lewo. Im głębiej czy do końca skali, tym problem większy. Wspaniałe urządzenie, którego już niestety nie mamy w nowych maszynach.

Amperomierz się przydawał, choć często zwiastował problemy. fot. Adam Ładowski

Obrotomierz i licznik MTG

Do moich faworytów w zegarowym świecie nie należy jeden, który osobiście uważałem w starych ciągnikach za zbędny. Jest nim obrotomierz. Nigdy nie widziałem wyraźnej potrzeby sugerowania się jego wskazaniami, bo były one – delikatnie mówiąc – mocno umowne i zwykle mocno zaburzone. To, jak pracował silnik, można było wyraźnie (i głośno) usłyszeć. Telepiąca się po cyferblacie wskazówka dawała mylne pojęcie o pracy motoru.

A skoro już mowa o pracy silnika, to zwykle w zegarze prędkości czy/i obrotomierzu mieliśmy licznik tak zwanych motogodzin. I on żył własnym życiem, powodując u kierowcy niepotrzebny stres, gdy się zatrzymał. Przelatujące na obrotowych bębenkach cyferki w wielu przypadkach rzadko układały się prosto, a ich wskazania miały za zadanie jedynie sugerować czas wymiany oleju w silniku.

Klasyka, choć dokładność wskazań słaba. fot. Adam Ładowski

Zegar ciśnienia powietrza, choć powietrze jest wszędzie

Do wskaźnikowej kolekcji można tu dodać opcjonalny w wielu przypadkach zegar ciśnienia powietrza w układzie… powietrza. Występował tylko w tych traktorach, które oczywiście miały taki układ. Wskazania, czy w prostej kolorowej skali czy też w liczbowej, adekwatnie ograniczały się do informacji, czy butla była nabita, czy jeszcze nie.

Muszę przyznać, iż jednak mimo tego, iż takie antyczne zegary miały pełno wad, a ich wskazania nie zawsze pokrywały się z prawdą, to tęsknię czasem za nimi. Poza tym, iż robiły to, do czego zostały zaprojektowane, czyli podawały informacje, to były też czasem zwykle ładne. Czasem, bo niektórzy producenci wiele uwagi, czasu i środków przeznaczali na to, by poza funkcjonalnością także zdobiły.

Wskazania można było dublować dla dwóch instalacji. fot. Adam Ładowski

W wielu przypadkach urzekają mnie ich chromowane obwódki i starannie zaprojektowane cyferblaty. Czy za kilkadziesiąt lat ktoś będzie się tak ja ja dziś zachwycał cyfrowymi wyświetlaczami współczesnych ciągników? Tego nie wiem, ale oby tak.

Idź do oryginalnego materiału