Takie rzeczy tylko w Polsce. Pożyczając 160 tysięcy stracili nieruchomość o wartości kilkunastu milionów złotych

1 rok temu

Prokurator Generalny skierował do Sądu Najwyższego skargę, w której domaga się uchylenia wyroku sądu apelacyjnego z 2012 r. Chodzi o nieruchomość we Wrocławiu.

W grudniu 2002 roku małżeństwo zawarło z przedstawicielem branży lombardowej umowę pożyczki kwoty 160 tys. zł oprocentowanej na 8 proc. Zobowiązali się spłacić ją w ciągu sześciu miesięcy. Zabezpieczeniem pożyczki była umowa przewłaszczenia dotycząca zabudowanej nieruchomości we Wrocławiu.

Nieruchomość warta miliony

W tym miejscu wyjaśnijmy, iż przewłaszczenie to konstrukcja prawna, która polega na przeniesieniu własności przedmiotu – w tym przypadku nieruchomości na pożyczkodawcę – z zastrzeżeniem, iż powróci ona do pierwotnego właściciela, gdy ten spełni w określonym w umowie terminie ciążące na nim zobowiązanie.

Niestety małżeństwu nie udało się spłacić długu w terminie określonym w umowie. W ten sposób pożyczkodawca uzyskał prawo, by wyegzekwować swoją należność, wykorzystując okoliczność nabycia własności poprzez przewłaszczenie.

Okazuje się jednak, iż przedsiębiorca działał z intencją przejęcia nieruchomości za ułamek jej wartości. Dodajmy jeszcze, iż małżeństwo kilkakrotnie usiłowało zwrócić pozwanemu zadłużenie. tem zaś przez prawie dziewięć lat nie dokonał rozliczenia, doprowadzając powodów do utraty dorobku całego życia.

Istotą całej sprawy od strony prawnej – jak zaznaczono w informacji Prokuratury Krajowej przekazanej jest „nadużycie instytucji przewłaszczenia nieruchomości jako zabezpieczenia pożyczki”. „W przypadku różnicy pomiędzy wysokością należności a wartością nieruchomości, pożyczkodawca winien był rozliczyć się ze swoimi klientami zwracając nadwyżkę wartości przewłaszczonej nieruchomości nad wartość pokrywającą zabezpieczony dług – niezależnie od tego, czy zdecydował o zatrzymaniu nieruchomości dla siebie, czy też o jej sprzedaży” – czytamy w komunikacie opublikowanym przez Prokuraturę Krajową. „Powodowie nigdy nie godzili się na to, iż w przypadku niespłacenia długu, właściciel lombardu miałby pozostać właścicielem posesji, bez możliwości rozliczenia transakcji i odzyskania przez nich nadwyżki. Po upływie terminu spłaty pożyczki kilkukrotnie, bezskutecznie wzywali mężczyznę do stawienia się w kancelarii notarialnej celem zwrócenia mu zadłużenia” – napisano.

W momencie zaciągania pożyczki wartość nieruchomości wynosiła 1,2 mln złotych. W listopadzie 2003 r. nieruchomość zmieniła jednak swe przeznaczenie na przemysłowe. „Przedsiębiorca przejął nieruchomość w całości w trybie egzekucji komorniczej w październiku 2007 r. Wówczas nieruchomość ta była warta już ponad 8,3 mln zł. Natomiast w czasie, w którym w PK trwały prace pod kątem wywiedzenia skargi nadzwyczajnej, nieruchomość została wystawiona na sprzedaż za kilkanaście mln zł” – podała prokuratura.

Po pewnym czasie sprawa trafiła do wrocławskich sądów, które przyznały małżeństwu 7,5 mln zł. Wyrok uchylił jednak wtedy Sąd Najwyższy po skardze kasacyjnej właściciela lombardu. Chodziło bowiem o skorygowanie daty, która zostanie przyjęta za moment wzajemnego rozliczenia stron.

Prokurator Generalny ma wątpliwości

Wrocławski sąd apelacyjny kolejny raz badając sprawę we wrześniu 2012 r. zasądził na rzecz małżeństwa 452 tys. zł. Jako datę rozliczenia stron przyjął sierpień 2003 r. i oparł się na wycenach sporządzonych przez dwóch biegłych. „Jeden z nich ocenił wartość nieruchomości na sierpień 2003 r. na blisko 660 tys. zł. Ten sam biegły przy pierwszym rozpoznaniu sprawy, oceniając jej wartość w późniejszym okresie na październik 2007 roku szacował ją na ponad 8,3 mln zł. Drugi biegły wskazał wartość tej nieruchomości na rok 2003 na 627 tys. zł” – przekazano. Jak jednak w swojej skardze argumentuje Prokurator Generalny, ustalenia z tamtych lat budzą wątpliwości. Dlatego też wniósł on do Sądu Najwyższego o uchylenie wyroku sądu apelacyjnego z 2012 r. i ponowne rozpoznanie sprawy przez Sąd Apelacyjny.

Idź do oryginalnego materiału