Turbo do Ursusa C-360 jest bez sensu i nie róbcie tego. Chyba, iż dla rozrywki

2 godzin temu

Na pewnym potralu społecznościowym zauważyłem wpis rolnika, który chwalił się zamontowaniem w swojej sześćdziesiątce turbodoładowania. Widać się nudził i bardzo chciał sobie popsuć ciągnik, bo turbo w sześćdziesiątce jest bez sensu.

Są tacy, którzy bez majsterkowania nie usiedzą. Dobrze rozumiem ten stan, bo my Naród nauczyliśmy się przez pokolenia kombinowania w kwestii technicznej. Dzięki temu mamy na świecie opinię znakomitych hydraulików, kafelkarzy i w ogóle szpeców od spraw technicznych, bo Polak się zna.

W sieci pełno jest różnych filmików, na których garażowi mechanicy instruują nas jak poprawić działanie ciągnika Fendt, New Holland czy John Deere lub innych, bo ich zdaniem fabryka się pomyliła i maszyna może działać lepiej.

Turbo do C-360? A po co?

Trzeba zrozumieć ich starania i wytrwałość. Może taki filmik zobaczy ktoś z przedstawicieli producentów maszyn rolniczych i od razu zaproponuje stanowisko głównego inżyniera w fabryce z milionową gażą w dolarach czy euro. Cóż… Zawsze warto próbować.

Dlatego z zaciekawieniem obejrzałem film o staraniach pewnego mechanika, który po wytężonej pracy migomatem, młotkiem i flexą osiągnął zamierzony cel – zamontował turbodoładowanie do swojego Ursusa C-360. Tylko po co?

Jedynym rozsądnym dla mnie wytłumaczeniem podjętych działań i wielogodzinnej pracy jest to, iż się nudził. Są tacy, którzy nudę zabijają spacerem czy jakimś filmem (niektórzy podobno choćby czytaniem książki), a w tym przypadku zamontowano do biednego Ursusika turbo.

Zapewne docelowym działaniem było podniesienie mocy silnika, ale ktoś tu zapomniał, iż poczciwa stara sześćdziesiątka to nie TDI Volkswagena. Tak się nie da, a przynajmniej bezpiecznie dla trwałości silnika.

Nie jestem pewien, czy poza zabawą chodziło tu o jakiś jeszcze cel. Ten silnik, którego pochodzenie konstrukcyjne można datować na połowę lat 50. ubiegłego wieku niespecjalnie się nadaje do takich tuningów, a przynajmniej w poważnych celach.

Teoretycznie dołożenie turbosprężarki i jej osprzętu podnosi w silnikach moc, a przede wszystkim moment obrotowy. Tyle, iż taka zabawa to poważna ingerencja także w sam silnik, a nie tylko w kolektor dolotowy i wydechowy.

Ten silnik się nie nadaje, ale potrzebujemy rozrywki

Silnik przeznaczony do turbodoładowanie posiada szereg charakterystycznych cech, które ujęte są w jego konstrukcji już na poziomie projektowania takiej jednostki napędowej. To przede wszystkim inne wydajniejsze chłodzenie, silniejsze w ciśnieniu smarowanie olejowe, zupełnie inne pierścienie tłokowe i same tłoki.

Także wtryskiwacze pracują na innej dawce, a rzecz jasna także pompa wtryskowa musi być odpowiednio wysterowana do ich zasilania. Poza tym trzeba pamiętać, iż w turbodoładowanych silnikach diesla występuje zupełnie wykres spalania pod względem temperaturowym.

Dokręcenie turbosprężarki i jej podłączenie nie czyni z silnika wyczynowca, a już na pewno nie ze starego silnika w Ursusie C-360, co uczynił ten mechanik.

Jednak to nic. W dzisiejszych ciężkich dla rolników czasach potrzebujemy właśnie takich wyczynów, jak ten. Dziś każdy z telefonem komórkowym i dostępem do sieci może publikować takie poradniki.

I bardzo dobrze, bo nam wszystkim potrzeba nie turbo, ale rozrywki.

Idź do oryginalnego materiału