Tusk bardziej hojny dla górników od PiS. Każda rodzina "zrzuci się" na kopalnie po 800 zł

4 miesięcy temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl


Jedną z ostatnich decyzji ustępującego rządu PiS było przeznaczenie w tegorocznym budżecie 7 miliardów złotych na dofinansowanie górnictwa. Nowa koalicja nie tylko się na to zgodziła, ale teraz jeszcze "poprawia" ten wynik. W budżecie na przyszło rok wszyscy zrzucimy się kopalnie węgla kwotą aż 9 miliardów.
"Odpowiedzialny, ale hojny" - tak o projekcie budżetu na 2025 rok, przyjętym przez rząd, mówił ostatnio premier Donald Tusk. Budżet bez wątpienia jest hojny dla górnictwa węgla kamiennego, do którego rząd planuje dopłacić więcej niż poprzednicy.


REKLAMA


Zobacz wideo Marek Józefiak: Każda rodzina miesięcznie dopłacał około 30 złotych, by górnictwo funkcjonowało


W tym roku do kopalń węgla dopłacamy w sumie 7 miliardów złotych. W roku 2025 założono w budżecie oraz tak zwanej ustawie okołobudżetowej aż 9 miliardów w formie dopłaty, oraz przekazania obligacji (które w przyszłości będziemy musieli spłacić) - wylicza branżowy portal wysokienapiecie.pl. Dla porównania mniej niż jeden miliard przeznaczamy na Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
- Problem polega na tym, iż mamy zbyt duże moce produkcyjne w kopalniach węgla kamiennego w porównaniu do spadającego zapotrzebowania. Polska Grupa Górnicza sama przyznaje, iż będzie rewidować dotychczas zawyżane prognozy - należy docenić takie podejście, widać je też w prognozach Polskich Sieci Elektroenergetycznych - mówi nam Michał Hetmański, szef think tanku Fundacja Instrat, który zajmuje się między innymi analizami dotyczącymi transformacji energetycznej.


Część dotacji dla górnictwa ujęta w projekcie ustawy budżetowej fot. gov.pl


To oznacza, iż - wylicza dziennikarz portalu Bartłomiej Derski - każda polska rodzina zrzuci się w przyszłym roku ponad 800 złotych na utrzymanie górnictwa węgla kamiennego. To oczywiście oprócz rosnących kosztów energii z węgla, które ponosimy, płacąc rachunki (nie wspominając o kosztach innych niż pieniężne, jak skutki emisji ze spalania węgla). W kolejnym roku ta kwota będzie najpewniej jeszcze wyższa, o ile nic się nie zmieni - zwraca uwagę Derski.


- Trzeba podkreślić, iż w budżecie wskazano kwotę maksymalną i ona może być niższa, jeżeli okaże się, że, iż moce produkcyjne zostaną zamknięte, ale o tym musielibyśmy wiedzieć już teraz, bo proces "gaszenia światła" trwa więcej niż 1 rok - podkreśla Michał Hetmański.
Bez planu na górnictwo
Oficjalnie dotacja dla kopalni nazywa się "dopłatą do redukcji zdolności produkcyjnych" - co sugeruje, iż ma to w jakiś sposób rekompensować spadające, wygaszane wydobycie.
Zupełnie co innego wynika z jednego z załączników do budżetu. Rozpisano tam planowane wydobycie węgla kamiennego na kolejne trzy lata i ma ono w tym czasie pozostać na praktycznie niezmienionym poziomie.


Prognozy wydobycia węgla kamiennego w załączniku do budżetu fot. gov.pl


Prognozy utrzymania wydobycia węgla trudno uznać za realistyczne. O sprzedawaniu go za granicą nie ma mowy, bo na światowych rynkach o wiele tańszy węgiel można kupić z Kolumbii, Indonezji albo RPA. Zaś krajowe zużycie nieubłaganie spada, bo energetyka konwencjonalna jest wypierana przez odnawialną. Choć nie dzieje się to tak szybko, jak by mogło, to trend jest jasny. Jeszcze latem 2019 roku węgiel kamienny odpowiadał za dobrze ponad 50 proc. produkcji elektryczności w Polsce, a źródła odnawialne dawały 7-10 procent. Latem tego roku OZE (głównie wiatr i słońce) to już prawie 30 procent - i mniej więcej do takiego poziomu (nieco ponad 30 procent) spadł węgiel kamienny.
- To niepokojące, iż rząd w planie budżetu zakłada, iż wydobycie nie zmieni się przez najbliższe trzy lata i utrzyma na poziomie blisko 50 mln ton. Nie jest to zgodne ani z realnym zapotrzebowaniem, ani z analizami robionymi w Ministerstwie Klimatu czy Polskich Sieciach Elektroenergetycznych (PSE). Ta rozbieżność nie jest przypadkowa, ale celowa - mówi Hetmański. PSE, zarządca polskiego systemu energetycznego, zakłada, iż udział węgla w produkcji elektryczności w ciągu 10 lat może spaść do zaledwie 10 procent.
A co z wydobyciem węgla? "W rzeczywistości wydobycie spada samo, bo skoro siada popyt to górnicy nie mają motywacji do zwiększania efektywności, zwłaszcza, iż ich pensje i tak są od tej efektywności oderwane" - piszą autorzy artykułu w wysokienapięcie.pl. Autorzy ustawy budżetowej zdają się sami nie wierzyć w swoje założenia, bo tuż pod nimi piszą w komentarzu, iż zapotrzebowanie może spaść przez wzrost udziału odnawialnych źródeł energii.
Węgla trzeba coraz mniej
Część kopalń węgla w Polsce jest opłacalna. Dotyczy to przede wszystkim wydobycia węgla koksowego, potrzebnego do produkcji stali, chociaż także niektóre kopalnie węgla energetycznego są opłacalne. Ale kilkadziesiąt tysięcy osób pracuje w tych trwale nierentownych, gdzie wydobycie jest utrzymywane mimo wysokich kosztów.


Derski argumentuje, iż choćby gdybyśmy zamknęli te deficytowe kopalnie, to w Polsce węgla by nie zabrakło. Węgiel koksowy byłby wydobywany dalej, bo jest to opłacalne i potrzebne. Paliwa dla energetyki także by starczyło - pisze dziennikarz - bo już teraz wydobywamy więcej, niż potrzebujemy, a w tych rentownych kopalniach można by wydobywać więcej niż obecnie.
Pewnym wyzwaniem może być węgiel opałowy. Jednak, po pierwsze, zapotrzebowanie na niego także powinno stale spadać (to przede wszystkim kwestia walki ze smogiem). Po drugie, tak czy siak, część tego węgla importujemy, bo w krajowym wydobyciu paliwa wystarczającej jakości mamy za mało.


Co w takim razie stoi na przeszkodzie? Wygaszanie nieopłacalnej części górnictwa to raczej nie problem techniczny, a przede wszystkim - społeczny i polityczny. Według Hetmańskiego odpowiedzią na te wyzwania powinna być realna propozycja sprawiedliwej transformacji.
Planowany zabieg zamiast SOR-u
- Pozwolenie na to, żeby spółki górnicze bankrutowały z roku na rok, byłoby nieodpowiedzialnym krokiem. Tak wyglądała dzika transformacja wałbrzyskich kopalń i PGRów - podkreśla Hetmański. Zamiast "dzikiej" potrzebna jest "sprawiedliwa", zaplanowana transformacja - argumentuje ekspert i porównuje to do leczenia długotrwałej choroby.


Możemy regularnie robić badania profilaktyczne, z wyprzedzeniem pójść do lekarza, umówić się na planowany zabieg i leczenie - zapobiec problemowi, zanim się rozrośnie i stanie niemożliwy do rozwiązania. Możemy nie robić nic, aż w końcu trafimy na SOR i będzie bolało o wiele bardziej, nie będziemy mieli kontroli nad procesem. Niestety sytuacja, w której kopalnie będą zamykane z dnia na dzień, może się wydarzyć, jeżeli w pewnym momencie okaże się, iż nie ma pieniędzy na ich dotowanie - mamy przecież pilniejsze potrzeby w budżecie, np. zbrojenia.


W skali Polski brakuje realnej "mapy drogowej" transformacji, która wskazałaby które kopalnie zostaną zamknięte, w jakim terminie. Sprawy transformacji na Śląsku nie załatwia wcale tak zwana umowa społeczna, którą podpisał ubiegły rząd z górniczymi związkami zawodowymi z regionu. Zakłada ona co prawda plan wygadzania kopalń, jednak w horyzoncie do 2049 roku. Tymczasem według ekspertów Polska może realistycznie odejść od spalania węgla w energetyce około połowy lat 30.
- Już w momencie podpisywania umowy społecznej dla obu stron było jasne, iż jej warunki są nie do dotrzymania. Nowy rząd powinien wyjść z konstruktywną propozycją rewizji i planem sprawiedliwej transformacji - dla pracodawców i pracowników - mówi Hetmański. I podkreśla, iż choćby jeżeli zaplanowane, sprawiedliwe wygaszanie górnictwa "brzmi jak coś niewykonalnego", to mamy dowody, iż jest inaczej. - Z praktyki w innych regionach węglowych - Wielkopolsce Wschodniej, a choćby częściowo w regionie Bełchatowa - wiemy, iż dobra komunikacja, oferta bezpieczeństwa i wsparcia spotyka się z bardzo dużym zainteresowaniem pracowników kopalni i elektrowni - wskazuje.
Fundacja Instrat współpracuje przy transformacji w Wielkopolsce Wschodniej. To pierwszy polski region węglowy, w którym wydobycie zostanie całkowicie wygaszone w obecnej transformacji. W ramach programu "Droga do zatrudnienia po węglu" 250 mln zł ma być przeznaczone na wsparcie 2200 osób w znalezieniu pracy. Przy programie współpracują między innymi związki zawodowe, samorządy oraz firma ZE PAK, właściciel kopalni i elektrowni węglowej Pątnów.
Idź do oryginalnego materiału