Każdy ciągnik, czy przyczepa rolnicza poruszająca się po drogach publicznych musi posiadać tablice rejestracyjne. Tak musi być, ale co jeżeli ktoś ją ukradnie, albo zgubisz? No to wtedy drogi Rolniku masz…
– A tablicę w traktorze to gdzie masz? – zapytał mnie pewnego poranka opierający się o płot sąsiad. No faktycznie, już z daleka zauważyłem, iż takowej nie ma. Gdy podszedłem bliżej, okazało się iż jej brak spowodowany był czyimś siłowym działaniem i to z dużą dawką agresji. choćby ramka do “blachy” była wyrwana.
Po dłuższym monologu, którego tu publicznie nie mogę zacytować, a którego słów na pewno się domyślacie, popatrzyłem z wyrzutem na psa. – Gdzie byłeś, jak mi tablice wyrywali, co? – pies nie raczył odpowiedzieć, ale widząc moją minę skulił ogon i poszedł oszczekiwać kury.
Tak, to się może zdarzyć każdemu. Może, ale z pewnością nie powinno. No a już na pewno nie w okresie żniw czy koszenia traw, gdy naprawdę nie masz na nic czasu. I nie chodzi tu o zgubioną tablicę, bo ta może normalnie w świecie odpaść, ale o tablicę, którą ktoś po prostu wrednie zajumał. Tak, ukradł. Ale po co?
Nie masz tablicy, ale masz problem
Ano po to, żeby np. podjechać pod stację paliw i sobie zatankować, po czym oddalić się spiesznie nie płacąc. Albo też inne przypadki, które zwykle nie mają nic wspólnego z prawem.
W każdym razie, jeżeli ktoś kiedyś “zawinie” wam tablice, to jedno jest pewne – macie problem. I to spory, bo po pierwsze trzeba fakt “nieposiadania” tablic zgłosić na policję, a po drugie udać się do urzędu komunikacji.
Idę na policję, a adekwatnie biegnę
Choć z natury rzeczy omijam komisariat i rzadko się widuje z mundurowymi, to pan policjant nie miał mi tego za złe i był bardzo uprzejmy. Sprawę spisał, zgłosił gdzie trzeba numery tablic, poczęstował wodą i poradził żebym wyrobił sobie nowe. “Będzie drożej niż wtórnik tablic, ale jakby co, to ma pan spokój…” – wysłuchałem i przyznałem mu rację.
Przy okazji spytałem Władzy, co w przypadku jeżeli dorwałbym tego, co mi te tablice nocą i bez mojej zgody hm… przywłaszczył. – Rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale proszę działać w granicach prawa – uśmiechnął się miły sierżant i dodał – Obywatelskie aresztowanie jest dopuszczalne, ale “zbytnie” uszkodzenie ciała już nie.
Zrozumiałem aluzję.
Idę do urzędu (nie)komunikacji
Nie myślcie sobie drodzy Rolnicy, iż w dobie cyfryzacji sprawa zgłoszenia i wyrobienia tablic przebiegła gwałtownie i prosto. O co to, to nie. No, ale dlaczego dziś i z tak prostą wydawałoby się sprawą mamy pod górę?
Po pierwsze, takich jak Wy – Szanownych Petentów – może być tego dnia w urzędzie od groma i trochę. I oczywiście tego dnia gdy zawitałem do “komunikacji” było.
Zniecierpliwieni, kaszlący, mamroczący do swoich telefonów – będzie już przed wami kilkunastu lub kilkudziesięciu. A wszyscy oni trzymają w dłoniach świstek papieru z numerkiem w kolejce.
I ja podszedłem do maszyny numerkowej. Popukawszy w zatłuszczony ekran cierpliwie odpowiadałem na wyświetlane pytania – co mnie tu przyniosło. Maszyna pomyślała i wypluła mi kwitek pod nogi, bym podnosząc go z podłogi i schylając się z wdzięczności, nie zapomniał gdzie jestem i iż przybyłem do Urzędu.
Petenci tacy jak ja, bo swoje trzeba odstać
Rozejrzałem się po takich jak ja “nieszczęsnikach”. Miętosząc w dłoniach numerek, co chwila zerkają na tablicę czy już i czy właśnie wyświetlił się ich numer. Płonne to nadzieje, bo choć każdemu się spieszy, to swoje trzeba odstać. Kropka.
Gdy po godzinie czekania wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, wydawało mi się, iż nad drzwiami do urzędu widnieje neonowy napis, cytat z “Boskiej komedii” Dantego Alighieriego: “Porzućcie nadzieję wy, którzy tu wchodzicie” oznaczający bramę biblijnego piekła.
Niedługo później zrozumiałem o co chodzi.
Wypełniam wnioski, ale adekwatnego brak
Teraz przyszedł czas na wypełnianie papierowych wniosków, ale wśród sterty na pewno nie znajdziecie takiego, który odnosi się do sprawy – przestępczego zaginięcia tablic. Trudno, na wszelki wypadek (i z nudów) wypełniam kilka losowo wybranych. Może się przydadzą.
Uwaga: Gdy przyjdzie Wam stać grzecznie ze zmiętolonym już po prawie trzech godzinach oczekiwania numerkiem, nie zapomnijcie o dokumencie z policji o zaistniałym fakcie kradzieży. To bardzo istotne.
Wreszcie mój numerek!
Gdy już odezwie się dzwonek i wyświetli wasz numerek, to lojalnie uprzedzam: naprawdę porzućcie wszelką nadzieję, iż uda wam się wszystko załatwić w przysłowiowe 5 minut.
O co to to nie, bo urzędnik kontra rolnik, to niemal zawsze zabawa na “grubo”. To nic, iż gdy czekacie w kolejce, to w oborze akurat coś się cieli czy prosi. To nic, iż kosiarka akurat padła, a zastępujący was dziś w polu szwagier dzwoni z problemem. To naprawdę nic.
Siedząc przy okienku skupcie się i mimo wszystko, uśmiechajcie się do urzędnika. To od niego zależy, czy – a jakże – zgodnie z prawem dostaniecie od ręki swoje nowe tablice czy będziecie musieli powtórzyć kolejkową procedurę.
Kłaniajcie się nisko, bo nie jest ważne, iż to Wy padliście ofiara przestępstwa i to Wy jesteście poszkodowani. To nic. Okienko, to okienko, a urząd ma swoje prawa i wymagania. Nikt tu nie obiecuje, iż nie przyjdzie wam powtórzyć procedurę raz jeszcze…
System systemem, ale kwitek jest ważny. I było to tak:
Dzień dobry, ja w takiej sprawie…
W końcu usiadłem i wyłuszczyłem sprawę urzędnikowi zza szyby. Podałem dokumenty z policji, dowód rejestracyjny i inne, wypełnione zawczasu dokumenty. Z uprzejmą miną czekałem, aż urzędnik wszystko wprowadzi do komputera.
– A kwitek ze stacji diagnostycznej o przeglądzie technicznym? – słyszę zza szyby.
– A po co? – odpowiadam uprzejmym tonem – przecież pojazd ma istotny przegląd techniczny i to jest w państwowym systemie? – wskazuję na komputer.
Urzędnik rozpoczyna procedurę klikania i po chwili rzecze:
– Potrzebny kwitek, ale sam nie wiem, spytam się.
Po chwili ponownego tłumaczenia, inny urzędnik – prawdopodobnie wyższego stopnia – przychodzi i z poważną miną odpowiada: Potrzebny nam ten dokument ze stacji. Pan go nie ma?
– Ano nie mam, bo istnieje rządowy system komputerowy, z którego właśnie korzystacie i widnieje w nim, iż pojazd JEST dopuszczony do ruchu i aktualnie posiada istotny przegląd techniczny, a ja mam dosyć ograniczone miejsce na składanie papierowych kwitków sprzed miesięcy – rzucam jednym tchem, bo kończy mi się cierpliwość.
Przynajmniej rozumiem już dlaczego dzieli nas szyba wyglądająca na raczej pancerną. Dla bezpieczeństwa urzędnika.
Nie masz kwitka, to do widzenia
Po chwili żegnam się uprzejmie, bo nic tu nie wskóram. To urząd i papierek musi być. Gdy 30 kilometrów drogi później wpadam na stację gdzie robiłem przegląd, diagnosta wywala na mnie oczy: Że co chcieli w urzędzie?? A po diabła, jak mają to w systemie i na ekranie?
Drukuje mi jednak ów sporny kwitek ciągle się śmiejąc. Pojadę z nim ponownie już jutro do urzędu i znów ostoję swoje. Za karę, iż mi tablicę zajumali i nie miałem przy sobie papierowego kwitka, który i tak jest w systemie.
Pojadę jak naprawię kosiarkę.
A nową tablicę przyspawam.
I czeka mnie długa rozmowa z psem.