Pierwsze półrocze 2025 roku przyniosło dla niemieckiego rynku ciągników spore rozczarowanie, bo w Niemczech zarejestrowano jedynie 13 880 nowych ciągników, co oznacza spadek o 17% w porównaniu z rokiem ubiegłym. W praktyce daje to prawie 3 tysiące traktorów mniej niż w tym samym okresie 2024 roku. A co to oznacza dla rynku wtórnego?
Na papierze wygląda to jak zwykła statystyka, ale w rzeczywistości jest to sygnał alarmowy także dla polskich gospodarstw. Skoro rolnicy w największym kraju rolniczym Unii Europejskiej nie kupują nowych maszyn, oznacza to, iż mniej ciągników trafia na rynek wtórny. A to właśnie Niemcy od lat są największym dostawcą używanych traktorów, które tak chętnie trafiają do Polski.
Dlaczego Niemcy nie kupują nowych ciągników?
Przyczyny są złożone, ale układają się w dość czytelny obraz. Rolnicy zza Odry mają za sobą dwa wyjątkowo trudne sezony – zbyt mokra pogoda ograniczyła zbiory, a ceny zbóż pozostały niskie.
Hodowcy zwierząt radzili sobie lepiej (wysokie ceny bydła i mleka), ale nie na tyle, aby podnieść ogólny klimat inwestycyjny. Do tego dochodzą drogie kredyty i polityczna niepewność – od globalnych napięć handlowych po planowane przez niemiecki rząd zmiany podatkowe.
W efekcie niemiecki rolnik zamiast kupować nowy traktor, woli przeczekać. To zła wiadomość dla tych, którzy w Polsce polują na maszyny kilkuletnie, sprowadzane właśnie z Niemiec.

Co to oznacza dla polskich kupujących?
Jeśli niemieccy rolnicy nie wymieniają sprzętu, to na rynku wtórnym jest mniej ofert sprzedaży. Według wyliczeń, w pierwszym półroczu 2025 roku było ich prawie o jedną piątą mniej. A skoro podaż spada, a chętnych w Polsce nie brakuje – ceny muszą pójść w górę.
Już dziś handlarze sygnalizują, iż dobrych, zadbanych maszyn w rozsądnych pieniądzach zaczyna brakować. Tymczasem popyt w Polsce nie maleje – wielu rolników woli sprowadzonego Fendta czy Johna Deere’a z drugiej niemieckiej ręki niż nowy, ale mniej znany model w salonie.
Kto rządzi w Niemczech?
Mimo spadków sprzedaży, układ sił w Niemczech pozostaje bez zmian. Liderem jest Fendt – 3697 sprzedanych ciągników i ponad 26% rynku. Dalej plasuje się John Deere (2496 sztuk, 18%), a następne miejsca zajmują Claas, Deutz-Fahr, Kubota i Case IH/Steyr.
Nie zmienia to jednak faktu, iż cała branża znalazła się w defensywie. Co ciekawe, podobny spadek rejestracji odnotowano także w Wielkiej Brytanii – tam również sprzedaż traktorów zmniejszyła się dwucyfrowo.

Zły omen dla Polski
Mówiąc wprost – era taniego i łatwo dostępnego ciągnika z Niemiec może się kończyć. jeżeli trend spadkowy utrzyma się dłużej, polscy rolnicy będą musieli przygotować się na trudniejszy wybór i wyższe ceny maszyn używanych zza Odry. A to wcale nie jest dobra wiadomość przy stabilnych, czyli zdecydowanie zbyt niskich, cenach tegorocznych zbóż.
Poradnik dla kupujących: jak nie przepłacić za używanego ciągnika z Niemiec?
- Nie czekaj do ostatniej chwili – jeżeli planujesz zakup, lepiej działać teraz niż za rok. Trend spadkowej podaży może się pogłębiać, a ceny raczej nie spadną.
- Sprawdzaj przebieg i historię serwisową – Niemcy są znani z dokładnej dokumentacji. Poproś o książkę serwisową albo wydruki z przeglądów. Brak papierów to często znak, iż maszyna miała więcej „przygód” niż właściciel chce przyznać.
- Nie zgadzaj się na pierwszą cenę – handlarze dobrze wiedzą, iż towaru zaczyna brakować, więc próbują podbić ceny. Warto porównać kilka ofert i negocjować, bo różnice mogą być znaczące.
- Celuj w marki z dużą dostępnością części – Fendt, John Deere, Deutz-Fahr czy Claas to marki popularne w Polsce. Do nich znajdziesz części i serwis bez większych problemów. Egzotyczna maszyna może kusić ceną, ale potem koszt naprawy Cię zaskoczy.
- Zwróć uwagę na moc i dopasowanie do gospodarstwa – zamiast kierować się tylko marką, lepiej dobrze policzyć, ile KM rzeczywiście potrzebujesz. Czasem lepiej kupić zadbanego 120-konnego ciągnika niż „na siłę” szukać 200 KM, które i tak będą za mocne na Twoje areały.
- Uważaj na okazje zbyt piękne, by były prawdziwe – w czasach ograniczonej podaży szczególnie łatwo trafić na ciągniki „po przejściach”, odpicowane tylko na sprzedaż. Oględziny z fachowcem albo mechanikiem to dziś obowiązek, nie luksus.
Krótko mówiąc: kto planuje zakup używanego ciągnika zza Odry, powinien przyspieszyć decyzję, a do samego zakupu podejść chłodno i metodycznie. Inaczej zamiast okazji będzie rozczarowanie – i to za coraz większe pieniądze.