W kwestii obronności Europa zeszła na boczny tor
Przez dziesięciolecia kraje europejskie zaniedbywały swoje zdolności obronne i zlecały je Stanom Zjednoczonym. choćby Wielka Brytania, która ma najsilniejsze siły zbrojne w Europie, ma tylko około 150 czołgów i może tuzin sprawnych artylerii dalekiego zasięgu. Francja, numer dwa, ma mniej niż 90 sztuk ciężkiej artylerii, co odpowiada temu, co Rosja traci mniej więcej co miesiąc na polu bitwy na Ukrainie. Dania nie posiada ciężkiej artylerii, okrętów podwodnych ani systemów obrony powietrznej. Armia niemiecka ma amunicję wystarczającą na dwa dni bitwy.
Belgia, która wydaje zaledwie 1,3% PKB na obronność, nie ma czołgów ani artylerii przeciwlotniczej, które są niezbędne do ochrony portu w Antwerpii. Na szczęście sytuacja poprawia się wraz z nowym belgijskim rządem. Holandia spełnia obecnie standard NATO wynoszący 2 procent, ale dopiero po latach zaniedbywania swoich sił zbrojnych.
W ten sposób Europa odsunęła się na bok. Niemniej jednak wielu europejskich przywódców jest oburzonych faktem, iż Trump ledwo zaangażował ich, jeżeli w ogóle, w negocjacje mające na celu zakończenie wojny w Ukrainie. Czysta hipokryzja.
Wojna zastępcza
Według amerykańskiego sekretarza stanu, Marco Rubio, wojna na Ukrainie jest „wojną zastępczą między mocarstwami nuklearnymi – Stanami Zjednoczonymi, pomagającymi Ukrainie a Rosją – i musi się zakończyć”.
Z tej perspektywy logiczne jest, iż tylko przywódcy obu obozów – Trump i Putin – negocjują ze sobą. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w zasadzie podporządkował się logice Trumpa. Kluczowym pytaniem jest teraz, czy Putin zgodzi się na plan Trumpa. Prezydent Rosji z zadowoleniem przyjął plan, ale natychmiast dołączył również szereg warunków, które są trudne do spełnienia. Kwestią sporną będzie z pewnością to, czy na Ukrainie mają przebywać europejskie siły pokojowe, czego chce Trump, ale co Kreml uważa za akt wojny.
Jeśli Putin ostatecznie odmówi jakiegokolwiek porozumienia, Trump może uciec się do podejścia „złego policjanta”. W przeszłości amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz zaproponował, aby ostrzec Rosję, iż USA mogą znacznie zwiększyć swoją pomoc dla Ukrainy, jeżeli Putin nie będzie współpracował. Co więcej, Stany Zjednoczone mogą poluzować ograniczenia dla Ukrainy dotyczące uderzenia na terytorium Rosji, również w celu przetestowania stopnia lojalności Chin wobec Rosji. Tym samym Trump powtórzył swoje ostrzeżenie z 7 marca, iż może nałożyć na Rosję sankcje „na dużą skalę”, chyba iż Putin zawrze porozumienie pokojowe.
Czy Europa wreszcie się obudziła?
W każdym razie dobrze się stało, iż sytuacja w końcu obudziła europejskie rządy. W szczególności Niemcy będą teraz ponownie w pełni inwestować we własną obronę. „Cokolwiek potrzeba” to credo Friedricha Merza, prawdopodobnego nowego kanclerza.
Problem polega na tym, iż urzędnicy Komisji Europejskiej widzą swoją szansę na wykorzystanie sytuacji i wezwanie do kolejnej rundy wspólnego europejskiego zadłużenia. Nigdy nie marnuj dobrego kryzysu. Dzieje się tak pomimo faktu, iż pieniądze są do wzięcia w ramach europejskiego budżetu, na przykład 367 miliardów euro na wydatki związane z klimatem. To, czy głosowanie większości holenderskiej izby niższej zablokuje kolejne wspólne zadłużenie UE, dopiero się okaże. W tym przypadku Holendrzy nie mogą liczyć na swoich tradycyjnych sojuszników, którzy popierają dyscyplinę budżetową: Niemcy, Szwecja i Dania popierają plan von der Leyen.
Trump myśli w kategoriach stref wpływów i dlatego jest mało prawdopodobne, aby zrezygnował z NATO, a choćby z Ukrainy. A także, jeżeli USA miałyby porzucić NATO, nie byłoby mądrze wyrzucać stare buty przed zakupem nowych.
Trwająca wojna handlowa
Tymczasem w tle wybuchła wojna handlowa między UE a USA w wyniku nowych ceł Trumpa na europejski import. Oczywistą strategią UE powinno być zaproponowanie rządowi USA ograniczenia europejskiego protekcjonizmu, ale zamiast tego UE proponuje własne taryfy, za które będą musieli zapłacić unijni podatnicy. W końcu w wielu obszarach UE jest w tej chwili bardziej protekcjonistyczna niż USA, na przykład w zakresie handlu samochodami lub produktami rolnymi.
W rzeczywistości UE już od kilku lat wprowadza nowy protekcjonizm. Istnieje nowa klimatyczna opłata przywozowa CBAM, a także cały szereg nowych przepisów UE, które nakładają biurokrację na partnerów handlowych, począwszy od wymogów dla importerów dotyczących mapowania własnych łańcuchów dostaw, a skończywszy na nowych przepisach dotyczących zwalczania wylesiania. Te ostatnie denerwują również partnerów handlowych innych niż USA, od Brazylii po Malezję, głównego eksportera oleju palmowego. Kraj ten uważa za niesprawiedliwe, iż pomimo własnych postępów w dziedzinie wylesiania – co zostało pochwalone przez organizacje pozarządowe – UE przez cały czas odmawia uznania malezyjskiego standardu wylesiania MSPO za równoważny. Zwłaszcza teraz, gdy standard ten staje się bardziej rygorystyczny niż normy europejskie.
Najprawdopodobniej Trump zażąda od UE zniesienia tego rodzaju barier handlowych, jeżeli Europejczycy chcą uniknąć lub złagodzić jego nowe cła importowe.
Wnioski:
Dla Europy najważniejsze jest, aby pamiętać, iż prawdziwy sojusz to sojusz między równymi sobie. Dlatego też dla zwolenników Sojuszu Transatlantyckiego niezwykle ważne jest, aby kraje europejskie ponownie poważnie potraktowały własną obronę, tak aby Stany Zjednoczone również miały coś do zyskania dzięki NATO.