Okazuje się, iż po kompaktową ładowarkę kołową można udać się do naprawdę wielu producentów, dlatego też przed nami trzecia odsłona naszego wielkiego przeglądu kompaktowych ładowarek kołowych. Część nie mniej ciekawa, a również wciąż niewyczerpująca tematu do końca.
Z kompaktowymi ładowarkami jest trochę tak jak z kompaktowymi ciągnikami, niemal każda firma, może za wyjątkiem tych specjalizujących się w ciągnikach mini lub maxi, ma w swojej ofercie taki model. Nie inaczej w ładowarkami, o ile ktoś produkuje lub produkował coś roboczego i jeżdżącego i myślał o rozwoju, to nieduża kołówka prędzej czy później wskakiwała do oferty. Dlatego bez przedłużania przechodzimy do kolejnej części naszego przeglądu.
Bobcat L75 – 192 tys. zł netto (nowa)
Bobcat zawsze trzymał cenę, choć w ofercie tej firmy nie brakowało modeli ekonomicznych i na wypasie. Ładowarka L75 zaskakuje swoją ceną na plus, bo zupełnie nową maszynę z 2024 r. znaleźliśmy za 192,5 tys. zł netto, choć poza szybkozłączem nie ma co liczyć na jakieś dodatki to i tak jest nieźle.
Lepiej doposażone modele startują od około 220-225 tys. zł netto. A co oferuje biała ładowarka z rysiem? Na pewno całkiem atrakcyjne warunki gwarancji w standardzie 36 miesięcy lub 2000 godzin z opcją rozszerzenia do 5 lub 6000 mth. Nie gorzej jest o ile spojrzymy na parametry pracy, maksymalna wysokość podnoszenia to 3225 mm (2482 mm przy wysypie) zaś obciążenia to 2953 kg na wprost i 2564 kg przy pełnym skręcie, jak na maszynę ważącą 4635 kg to całkiem przyzwoity wynik.
Do napędu ładowarki wykorzystano „Bobcat engine”, czyli aktualnie Doosana o pojemności 2,4 litra i mocy 56 KM. Ten sam motor znajdziemy w większej L85 oraz L95 gdzie ma już 74KM. Model L95 zyskuje niemal tonę na każdym obciążeniu, ale poza tym, to dość zbliżone maszyny z takimi samymi możliwościami np. pod względem wydatku hydrauliki – 75 l/min. L95 jest droższy o około 30-40 tys. zł względem L75, a więc z ceną na poziomie 230 tys. zł netto za nową, L95 to wciąż świetna propozycja w stosunku do maszyn innych zachodnich producentów.
JCB 409 / 409 Agri – 345 tys zł netto (nowa)
Firma, której maszyny dość często można spotkać w gospodarstwach – JCB, a to coś znaczy. Oczywiście, najczęściej są to ładowarki teleskopowe, a tym razem przyjrzymy się jednak mniej popularnym, kołowym a konkretnie modelowi WLS409. Ładowarkę napędza silnik Kohler KDI 2,5 l o mocy 74 KM i monecie obrotowym wynoszącym 300 Nm.
Jak przystało na JCB, pod względem hydrauliki jest lepiej niż nieźle. W standardzie mamy do dyspozycji 89 l/min, ale jest także opcja High Flow, która dodaje drugą pompę i 30 l/min więcej. Dodawać można również prędkości z bazowych 20 na opcjonalne 40 km/h, ale nie tylko.
Lista dodatków jest bardzo długa, jak to zwykle bywa w przypadku maszyn JCB. Przechodząc do parametrów pracy, maszyna waży 5,9 tony, a obciążenia destabilizujące to odpowiednio – 3787 kg oraz 2907 kg, zaś wysokości podnoszenia to 3120 mm oraz 2489 mm. Wnętrze 409tki jest dość proste z obszerną konsolą z prawej strony i minimalistyczną kolumną kierownicy, cechuje ją dobra widoczność w każdym kierunku i dobra ergonomia.
Brytyjski JCB znany jest najbardziej ze swoich teleskopów, które lubią trzymać cenę. Nie inaczej jest z ładowarkami kołowymi. Model 409 to wydatek rzędu 340-350 tys zł netto. Używane dopiero po 4-5 latach i niemal 1000 mth schodzą poniżej kwoty 200 tys zł.