W dzisiejszej części naszego wielkiego przeglądu kompaktowych ładowarek kołowych spojrzymy na modele firm, które może nie są zbyt popularne w gospodarstwach, ale profesjonalistom mówią wiele.
Ładowarka kołowa przeznaczona dla gospodarstwa rolnego powinna spełniać wiele praktycznych cech. Poza technicznymi aspektami jak ładowność czy wysokość podnoszenia, ładowarka agro musi być zwrotna i mieścić się niemal w każdą bramę wjazdową do gali czy stodoły.
Dziś mamy dla was trzy maszyny, które spełniają wszystkie funkcje poręcznej ładowarki do gospodarstwa rolniczego. Te trzy maszyny, to zupełnie inne podejście do tematu, ale łączą je wspólne cechy.
Schäffer 6680 Z – 320 -330 tys. zł netto (nowa)
Schäffer znany jest głównie z ładowarek mniejszych, choć w kompaktach firma również ma coś do powiedzenia, a większe modele zwykle mają wysięgnik teleskopowy. Do porównania wybraliśmy model 6680Z czyli model zamykający linię składająca się z trzech ładowarek: 4670Z, 5680Z i 6680Z.
Najmniejszy model napędzany jest przez silnik Kubota V2403 o mocy 66KM, a modele wyższe napędza Deutz 2.9 L – moc 75 KM. Za model 6680Z, trzeba zapłacić około 320-330 tys. zł netto, co już jest kwotą niemałą za maszynę nową, a warianty teleskopowe wymagają dopłaty do kwoty 340-350 tys. zł netto. Modele 4670 kosztuje poniżej 300 tys. w bazowych wariantach bez teleskopu. Czy warto dopłacić? To zależy.
W przypadku hydrauliki nie ma do czego, bowiem zarówno w 4670Z jak i 6680 Z do dyspozycji mamy 76 l/min, model 5680Z ma mniejszy wydatek – 64 l/min. Pod względem prędkości również jest podobnie 20 km/h to standard, zaś w opcji można podnieść prędkość do 30 km/h (35 km/h w 6680Z). Maksymalna wysokość podnoszenia modelu 4670Z wynosi 3260 mm, zaś obciążenia destabilizujące to odpowiednio 2428 kg i 1950 kg.
W przypadku 6680Z będzie to 3918 kg oraz 3020 kg, a więc bliżej średniej w przyjętym segmencie. Nie ma się co jednak dziwić, 4670Z jest bardzo lekka, maszyna waży 3400 kg w wersji z ramą ROPS i 3520 kg z kabiną, zaś 6680Z występuje jedynie z kabiną i waży ponad 5 ton.
Weycor (Atlas) AR480 – 250 tys. zł netto (nowa)
Podobnie jak w przypadku ładowarek Develon, także dla Weycor AR480 więcej ofert używanych maszyn wyświetli nam się gdy wpiszemy nazwę Atlas. Model AR480 nie jest specjalnie popularny, z niewielu ogłoszeń jakie widnieją w sieci można wywnioskować, iż na nową maszynę należy przygotować nie mniej niż 250 tys zł netto.
Atlas to, jak podkreśla producent, ładowarka z jakością „made in Germany”. Z Niemiec na pewno jest silnik, który ją napędza – Deutz 2.9 litra o mocy 73 KM umieszczony poprzecznie, z maską unoszoną do przodu, czyli dość klasycznie. Dostęp do jednostki jest dzięki temu bardzo dobry, ale tylko od jednej strony, przynajmniej bez uchylania kabiny.
Jak przystało na produkt promowany jako jakościowy, oprócz standardowej prędkości jazdy wynoszącej 20 km/h, można maszynę zamówić także przygotowaną do jazdy 40 km/h. Do tego mamy mokre wielotarczowce hamulce, wspomaganie pracy podczas dojeżdżania, wielofunkcyjny dżojstik oraz elektrohydrauliczne włączanie blokad zarówno przedniego jak i tylnego mostu.
Maksymalna wysokość podnoszenia wynosi 3380 mm, a przy wysypie jest to 2605 mm. Obciążenia destabilizujące to odpowiednio 4565 kg oraz 4033 kg, a zatem w skręcie bije Komatsu o 43 kg. Nie ma również wstydu o ile chodzi o listę wyposażenia opcjonalnego, a są na niej między innymi czwarta funkcja, pływający wysięgnik z tłumieniem, sprzęgi do przyczep, przygotowanie do pracy w soli, immobilizer, podgrzewany fotel czy bieg pełzający.
Można powiedzieć, iż w relacji ceny do możliwości jest to jedna z najlepiej wyważonych ładowarek w zestawieniu, może nie najlepsza, ale w każdej konkurencji zbierająca dość dużo punktów.
Kubota R070 – 208 – 240 tys. zł netto (nowa)
Kubota również nie jest zbyt popularna w segmencie ładowarek kołowych. Na rynku dominują maszyny zupełnie nowe o różnym stopniu kompletacji, a za najbardziej podstawowe modele trzeba zapłacić około 208-212 tys. zł netto podczas gdy doposażone warianty zamykają się kwotą 240-260 tys zł netto. Oprócz modelu R070, w ofercie firmy pozostało R090, droższy, ale oferujący większą moc silnika – 64 zamiast 51 KM.
Dla Kuboty nowe ładowarki to swojego rodzaju otwarcie na nowe pomysły, zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie, więc jest to zupełnie inna maszyna niż to do czego byliśmy przyzwyczajeni. Schludnie zaprojektowany podłokietnik ze zintegrowanymi wszystkimi przyciskami, zgrabna kolumna kierownicy i czytelne zegary, a do tego drzwi po prawej i lewej stronie.
Najważniejszy jest jednak wielofunkcyjny dżojstik, przygotowany pod sterowanie dodatkowymi obwodami oraz świetna widoczność. To wszystko sprawia, iż ładowarki Kubota R070 i R090 to nieźli kandydaci na naprawdę wygodną i przyjemną w pracy maszynę. Na uwagę zasługuje również kabina, niby czterosłupkowa ale z ogromną tylną klejoną i łamaną szybą.
Jeżeli chodzi o parametry pracy, to modele R070 i R090 rożni bardzo niewiele. Maksymalna wysokość podnoszenia dla R070 i R090 3230 mm jest taka sama i wynosi 3230 mm, natomiast o ile chodzi o wysypywanie to jest to odpowiednio i 2525 mm dla R070 i 2465 mm dla R090. Natomiast w przypadku obciążeń destabilizujących, dla R070 to 3440 kg i 2350 kg natomiast dla R090 to 3920 kg i 2700 kg.
Obydwie maszyny napędza ten sam silnik Kubota V2607-CR-E5-WL w różnych wariantach mocy. Obydwie maszyny rozpędzą się maksymalnie do 20 km/h i to jest niestety ich limit, natomiast w kwestii wydatków hydrauliki mniejsza ma 54 l/min większa zaś 67,2 l/min.