Wysokie deficyty handlowe z innymi gospodarkami, a zwłaszcza z Chinami, są solą w oku Donalda Trumpa i było już tak za jego poprzedniej kadencji (2017-2021). Jego znakiem firmowym w tym okresie stały się "wojny handlowe" z Chinami. Zapowiadał ich kontynuację w znacznie większym zakresie w czasie niedawnej kampanii wyborczej i jako prezydent-elekt. Co oznaczają dla świata wyższe cła na importowane przez USA towary konsumpcyjne?
Wprowadzenie w 2018 roku dodatkowych ceł na towary z Chin obniżyło nieco amerykański deficyt handlowy. W 2019 roku uległ zmniejszeniu on do 578,5 mld dolarów, czyli o 2,46 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Nie zapobiegło to jego narastaniu w dłuższym terminie, bo w 2021 roku deficyt handlowy USA wynosił już 971,1 mld dolarów. W 2023 roku uległ zmniejszeniu do 773,4 mld dolarów głównie z powodu większych zakupów ropy i gazu przez państwa Europy. Deficyt USA w handlu towarami wyniósł w 2023 roku 1,06 biliona dolarów, gdyż USA mają nadwyżkę w bilansie usług.
Deficyt w handlu towarami z Chinami po wprowadzeniu przez Trumpa ceł w 2018 roku przez dwa lata spadał, po czym znowu zaczął rosnąć do 382,3 mld dolarów w 2022 roku. W roku 2023 obniżył się o ponad 100 mld dolarów, co jednak wynikało ze słabości gospodarki Chin. Słowem - polityka handlowa Donalda Trumpa ani nie poprawiła zewnętrznej pozycji handlowej USA, ani konkurencyjności tamtejszego przemysłu, ani nie powściągnęła narastania deficytów.Reklama
- Nie miało to (cła) wpływu na deficyt w bilansie handlowym - mówił na konferencji prasowej poświęconej prognozom makroekonomicznym BNP Paribas BP główny ekonomista banku Michał Dybuła.
Wnioski Donalda Trumpa
Jakie z tego wnioski wyciągnął Donald Trump? Jeszcze wyższe cła. Na wszystko.
Wiadomo - o czym pisaliśmy już w Interii - iż zapowiadane cła najsilniej uderzą w tamtejszych konsumentów, a największe obawy - podzielane również przez amerykański bank centralny Fed - budzi wzrost inflacji. Według analityków BNP Paribas BP, przy założeniu, iż cła zostałyby wprowadzone zgodnie z zapowiedziami i całkowicie przełożyłyby się na ceny dla odbiorców końcowych, inflacja w USA mogłaby wzrosnąć choćby o 3 proc.
Na jakiej podstawie oparte są te wyliczenia? W 2024 roku import do USA miał wartość 3,25 biliona dolarów, a importerzy zapłacili 81,3 mld dolarów cła, co daje efektywną stawkę celną 2,5 proc. Od importu z Chin o wartości 435 mld dolarów USA pobrały stawkę w wysokości 11 proc. Po zrealizowaniu gróźb Donalda Trumpa od takiego samego wolumenu importu z Chin pobrane zostałoby 261 mld dolarow cła, a od importu z całego świata łącznie z Chinami - 683,3 mld dolarów. Efektywna stawka na import z Chin wyniosłaby 60 proc., a na cały amerykański import - 21 proc.
Co z tego wynika? Różnicę pomiędzy cłami, jakie były w przeszłości, a nowymi stawkami, czyli nieco ponad 600 mld dolarów, musieliby pokryć amerykańscy konsumenci. To blisko 3 proc. całości rocznych wydatków konsumentów w USA, a więc - można założyć - iż o tyle wzrosłyby płacone przez nich ceny.
- Cła przynoszą straty społeczne - mówił Michał Dybuła.
Dodajmy, iż to oczywiście nie wszystko, bo USA importują z Chin nie tylko trampki, ubrania, elektronikę i hulajnogi. Importują także dobra pośrednie, inwestycyjne i kapitałowe. Nie ma to bezpośredniego wpływu na ceny płacone przez konsumentów, ale ma na koszty ponoszone przez producentów.
Niższy wzrost na całym świecie
Oczywiste jest, iż producenci będą chcieli przerzucić swoje koszty na konsumentów. Bardzo trudno jednak oszacować, jak wzrost ich cen przełożyłby się na ostateczne ceny konsumpcyjne. Podobnie trudno policzyć, jak wyższe cła wpłynęłyby na wzrost PKB USA. Tu trzeba byłoby jeszcze przyjąć założenia, na ile droższy import skompensowany zostałby rodzimą produkcją, a także na co amerykańska administracja przeznaczy dodatkowe 600 mld dolarów pozyskanych z ceł. Słowem - niewiadomych jest zbyt wiele, by można było ułożyć równanie.
- Jesteśmy jednak zdania, iż protekcjonistyczna polityka nie przyniesie realnych korzyści Stanom Zjednoczonym, zwłaszcza biorąc pod uwagę prawdopodobnie bardziej restrykcyjną, w warunkach wyższej inflacji, politykę Rezerwy Federalnej, a także możliwe działania odwetowe ze strony krajów, na które nałożone zostałyby cła - mówił Michał Dybuła.
Trudno oczekiwać, żeby wprowadzenie przez USA tak wysokich ceł nie spowodowało odwetu ze strony partnerów handlowych. jeżeli tak się stanie, to straci na tym nie tylko amerykańska gospodarka, ale także reszta świata. jeżeli amerykańscy konsumenci nie będą chcieli płacić więcej za importowane towary i ich wydatki na te dobra nie wzrosną, import do USA z reszty świata zmniejszy się o blisko 500 mld dolarów, a więc o ponad 15 proc. A to oznacza mniejszy o 0,7 punktu proc. globalny PKB.
- Szacunek ten obejmuje jedynie bezpośredni wpływ ceł i nie uwzględnia ewentualnego spadku aktywności związanego np. z niższym zatrudnieniem czy zyskami - mówił Michał Dybuła.
- Dalszy protekcjonizm w USA będzie kształtował koniunkturę gospodarczą na świecie, w tym w naszym kraju - dodał.
Ile straci gospodarka Unii
Osłabienie popytu amerykańskich konsumentów (a także producentów) na importowane dobra uderzy - rzecz jasna - nie tyko w Chiny, ale i w cały świat. Także w gospodarkę Unii Europejskiej. Szczęśliwie - stosunkowo mało nam zaszkodzi. Wprawdzie USA są największym pozaunijnym odbiorcą towarów wyprodukowanych w UE i odpowiadają za blisko 20 proc. pozawspólnotowego eksportu (500 mld euro w 2023 roku), ale stanowi to zaledwie 3 proc. PKB Unii.
Analitycy BNP Paribas BP zakładają, iż cła mogą zmniejszyć amerykański popyt na towary z Unii o 10 proc. A to oznaczałoby stratę 0,3 proc. unijnego PKB. jeżeli dodać do tego rachunku prawdopodobny spadek zatrudnienia i mniejsze zyski, polityka USA i tak nie wepchnęłaby Europy w recesję.
Dotknie jednak różne kraje w niejednakowym stopniu, w zależności od ich ekspozycji handlowej na USA. Najbardziej - Irlandię, Belgię, Słowację, Niderlandy oraz Niemcy. Udział eksportu do USA w Irlandii wynosi aż 26,6 proc., co stanowi nieco ponad 10 proc. jej PKB. W przypadku Belgii, jednego z największych europejskich eksporterów, udział eksportu do USA stanowi 6,3 proc., ale to 5,6 proc. PKB tego kraju.
Niemcy wyeksportowały w 2023 roku towary za 1575 mld euro. Eksport do USA ma 10 proc. udziału w całym eksporcie Niemiec, czyli 3,8 proc. PKB tego kraju. Gospodarka Niemiec jest na granicy recesji i utrata amerykańskiego popytu mogłaby ją wyraźnie pogłębić.
Trump nie zwali z nóg polskiej gospodarki
Polska kilka straci z powodu ceł, jeżeli Donald Trump je wprowadzi. Udział USA w polskim eksporcie to zaledwie 3,1 proc., a daje on 1,5 proc. naszego PKB. Bezpośrednio amerykańskie cła miałyby na naszą gospodarkę marginalny wpływ. Ale jest jeden haczyk. Straty mogły by być sporo większe za pośrednictwem Niemiec.
- Gospodarka Polski bezpośrednio na cła amerykańskie nie jest narażona - mówił Michał Dybuła.
Tymczasem wiele łańcuchów wartości przebiega z Chin do Polski, następnie do Niemiec i kończy się u odbiorców w USA. Dlatego osłabienie niemieckiego eksportu za Atlantyk może także zadać cios polskiej gospodarce. Kolejnym negatywnym efektem może być dalsze osłabienie gospodarki Niemiec, które są największym odbiorcą polskiego eksportu, a do tego dochodzi jeszcze przewidywany spadek aktywności gospodarczej w całej Europie. Te straty na razie są niemożliwe do policzenia.
Analitycy BNP Paribas BP oszacowali, iż amerykańskie cła mogą mieć różny wpływ na poszczególne sektory polskiej gospodarki. Np. dla wytwórców pozostałego sprzętu transportowego w Polsce import amerykański odpowiada aż za 17 proc. sprzedaży zagranicznej. To głównie sprzedaż części do samolotów i maszyn latających. Relatywnie duży udział USA w eksporcie, wynoszący 7,4 proc. mają firmy w branży zajmującej się produkcją maszyn i urządzeń, w tym szczególnie producenci silników i turbin oraz łożysk i kół zębatych.
Amerykanie nie palą natomiast polskich papierosów, nie noszą polskich ubrań, skór, nie kupują u nas papieru, leków, samochodów i produktów rafinacji ropy naftowej. Dlatego producenci z tych branż mogą nie przejmować się cłami Donalda Trumpa.
Jacek Ramotowski