Wstrząs w kopalni na Śląsku. Wycofano załogę

1 tydzień temu

Doszło do wstrząsu w kopalni Bobrek-Piekary w Bytomiu. Choć nie wiadomo, jaka była jego siła, na ruchy żalili się mieszkańcy w kilku miejscowościach. W połowie tego roku władze spółki poinformowały, iż kopalnia będzie działać do końca 2025 r., a potem rozpocznie się jej likwidacja.

W czwartek ok. godziny 16 doszło do wstrząsu w należąca do spółki Węglokoks Kraj kopalni Bobrek-Piekary w Bytomiu.

Na początku odczuli go opisujący swoje spostrzeżenia w sieci mieszkańcy, a później informacje potwierdziła także śląskiej Esce Anna Radwańska ze spółki Węglokoks Kraj.

Wstrząs w kopalni odczuwalny w kilku miejscowościach

- Wstrząs był akustycznie odczuwalny pod ziemią, choć miał miejsce z dala od ścian wydobywczych, cała załoga została bezpiecznie wycofana, nikt nie odniósł obrażeń - przekazała Dyrektor Biura Zarządu.

ZOBACZ: Palenie śmieci. Polacy się nie przyznają, ale wskazują na sąsiadów

Prezes Węglokoksu Kraj Grzegorz Wacławek dodał, iż "trzeba poczekać na dane o sile wstrząsu".

Według portalu slazag.pl ruchy dostrzeżono w kilku miejscowościach:

- Bytomiu (Szombierki, Miechowice),
- Zabrzu (Biskupice, Rokitnica, Helenka),
- Rudzie Śląskiej (Halemba, Orzegów, Ruda 1, Wirek, Nowy Bytom),
- Piekarach Śląskich,
- Radzionkowie,
- Świętochłowicach,
- Świerklańcu.

Kopalnia Bobrek w Bytomiu zostanie zamknięta

Warto przy tej okazji podkreśli, iż w połowie tego roku władze Węglokoksu Kraj poinformowały, iż jedyna należąca do tej spółki kopalnia Bobrek-Piekary będzie pracowała do końca 2025 roku, a potem rozpocznie się jej likwidacja.

ZOBACZ: Zginął podczas interwencji. W dniu pogrzebu policjanta zawyją syreny

Przedsiębiorca odwołał się przy tym do negatywnej opinii komisji powołanej przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego ws. możliwości bezpiecznego prowadzenia robót górniczych.

W marcu doszło tam do śmiertelnego wypadku - w jednym z drążonych chodników kopalni doszło do wstrząsu. Przebywało tam 14 górników, z których sześciu zostało poszkodowanych. Spośród nich czterech opuściło rejon zagrożenia o własnych siłach, jeden był transportowany, a ostatni - częściowo pochwycony przez zawał - zmarł w trakcie akcji ratowniczej.

WIDEO: Tragedia w Mławie. "Zanim runął strop, nie było żadnych ostrzeżeń"
Idź do oryginalnego materiału