Zwierzchnikiem się bywa, a maszynistą jest się cały czas – wywiad

2 dni temu

Marek Kajzer podkreśla, iż bycie maszynistą daje satysfakcję, która wynika z prowadzenia pociągów, a wożenie pasażerów do pracy czy w innych celach to zaszczyt. Razem z żoną Bożeną, która również pracowała na kolei, wychowali trzech synów, którzy dziś pracują w sektorze kolejowym. Rozmawia Katarzyna Matusz.

Jak się zaczęła Pana miłość do kolei?

Nie pamiętam, czy to był rok 1967, czy 1968, wracałem z rodzicami z Kędzierzyna do Rudy Śląskiej, gdzie wtedy mieszkałem. Siedziałem zaraz za kabiną maszynisty. Patrzyłem, jak pracuje, a on zaprosił mnie do środka. Wiem, iż tego nie powinno się robić, ale posadził mnie na fotelu, stał za mną i pozwolił mi kierować. To wspomnienie ze mną zostało. Spodobała mi się ta rola. Chciałem zostać maszynistą.

Kiedy rozpoczęła się Pana zawodowa ścieżka?

To był 1 września 1975 r. Chciałem rozpocząć naukę w technikum kolejowym w Gliwicach, ale nie było mi to dane, więc poszedłem do przyzakładowej szkoły kolejowej przy lokomotywowni pozaklasowej w tym samym mieście. W ostatnim semestrze wziąłem udział w kursie na pomocnika maszynisty, zdałem go i od razu po ukończeniu szkoły zacząłem się realizować w tej roli. Potem było technikum wieczorowe w Gliwicach i w 1983 r. zdałem egzamin na maszynistę.

Mimo iż jest Pan naczelnikiem, to wciąż pozostaje czynnym maszynistą. Jak to się stało?

Zależało mi na tym. Naczelnikiem czy zwierzchnikiem się bywa, a maszynistą jest się cały czas, dopóki zdrowie dopisuje. Dlatego robiłem wszystko, żeby utrzymać uprawnienia maszynisty, i od ośmiu jestem zatrudniony na jedną dziesiątą etatu na tym stanowisku. Kocham to, co robię, dlatego łatwiej znoszę niedogodności w pracy.

Dziś cała Pana rodzina jest związana z koleją.

To też jest interesująca historia. Żonę poznałem w szkole zawodowej w Gliwicach. Mieliśmy trzy koleżanki w klasie i jedną z nich była Bożena. Pobraliśmy się ponad 40 lat temu i do dziś jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. I tu pragnę podkreślić, iż zarówno ja, jak i nasi synowie mogliśmy się realizować zawodowo dzięki mojej żonie – wytrzymać z czterema mężczyznami to naprawdę wyzwanie, a ona bardzo nas wspierała i jest kimś absolutnie wyjątkowym w moim życiu. Jest już na emeryturze, pracowała w kasie biletowej, a karierę kończyła w PKP Cargo. W tym samym zakładzie i budynku, w którym dziś pracuje nasz najstarszy syn.

Powiedzmy zatem więcej o Państwa synach.

Chłopcy od zawsze byli zafascynowani i zainteresowani pracą na kolei. Najstarszy Krzysztof jest zastępcą naczelnika w PKP Cargo w Zakładzie Południowym w Sekcji Przewozów i Eksploatacji w Katowicach. Chciał być maszynistą, niestety wzrok mu na to nie pozwalał, więc podąża inną ścieżką kariery. Gdy drugi syn, Patryk, rozpoczynał naukę, było bardzo mało szkół kolejowych, dlatego uczęszczał do szkoły o profilu elektrycznym. Kiedy nadarzyła się okazja, przyjął się do pracy w PKP Intercity i przeszedł wszystkie szkolenia. Jest maszynistą od 2014 r. Najmłodszy, Maciej, tydzień po swoich 22. urodzinach został maszynistą. Obydwaj obsługują ruch międzynarodowy, prowadząc składy do Czech. Maciek, gdy uczęszczał do technikum kolejowego w Sosnowcu, wraz z kolegami, uruchomił symulator lokomotywy EU07. Razem opiekowali się też parowozem pomnikiem – Ty51-133. Żadnego z synów nie namawiałem do tej pracy, bo wiedziałem, jak jest odpowiedzialna i trudna, ale dla nich to był oczywisty wybór.

Źródło: PKP Intercity
Fot. PKP Intercity

Sprawdź również:

PKP Intercity: W ciągu kilku lat planujemy zakończyć erę pociągów TLK
Druga tura ferii zimowych z PKP Intercity
Idź do oryginalnego materiału