Strategicznie położona i bogata w surowce naturalne Grenlandia nie od dziś jest przedmiotem zainteresowania Stanów Zjednoczonych. Asertywne podejście Danii do amerykańskich aspiracji na Biegunie Północnym oraz niepodległościowe tendencje samych Grenlandczyków mogą rodzić przeszkody dla realizacji amerykańskich interesów w regionie związanych z potencjalnym przejęciem największej wyspy na świecie jaką jest Grenlandia.
Mniej więcej od okresu minionych świąt Bożego Narodzenia amerykańska i światowa opinia publiczna żyje tematem potencjalnego przejęcia terytorium Grenlandii przez Stany Zjednoczone.
W propozycji wysuwanej przez przyszłego prezydenta USA, Donalda Trumpa, część komentatorów doszukuje się przejawów amerykańskiego imperializmu, braku poszanowania dla stanowienia o sobie innych państw bądź nieobliczalności polityka mającego niebawem wprowadzić się do Białego Domu. Zdaniem innych, działania Trumpa to w pełni uzasadniony przejaw troski o interes narodowy USA i amerykańską architekturę bezpieczeństwa. Co więcej, składanie ofert kupna danego terytorium i jego późniejsze nabycie jest działaniem przewidzianym w prawie międzynarodowym.
Geopolityka i interesy
Działania Trumpa wobec Grenlandii wynikają z jego transakcyjnego podejścia do realizacji i zabezpieczania amerykańskich interesów.
Topnienie pokrywy lodowej na Biegunie Północnym otworzy nowe szlaki morskie oraz prawdopodobnie nasili międzynarodową rywalizację o rozszerzenie wpływów geopolitycznych na tych terenach, głównie między USA a Rosją. Wpłynie to także na dostęp do coraz bardziej potrzebnych na świecie surowców naturalnych.
Pomimo tego, iż od drugiej Wojny Światowej Amerykanie posiadają na Grenlandii bazę swoich sił zbrojnych Pituffik Space Base, Waszyngton ma do dyspozycji jedynie dwa lodołamacze mogące operować w rejonie Arktyki. Rosja może pochwalić się natomiast największą flotą tego typu statków na świecie, dysponując aż 41 sztukami (USA mają ich łącznie 12). Sama ta dysproporcja rodzi dla USA problemy w kontekście rywalizacji o Arktykę, w której to Grenlandia, jako największa wyspa świata, odgrywa rolę kluczową. Doskonale zdaje się rozumieć to Donald Trump i to właśnie m.in. w tym zrozumieniu sytuacji należy upatrywać genezy jego retoryki dotyczącej kupna Grenlandii.
Bogata w surowce naturalne i minerały, takie jak żelazo, uran, złoto, rubiny, miedź, czy pierwiastki ziem rzadkich (ang. rare earth elements, REE) a także najprawdopodobniej w ropę naftową Grenlandia, już wcześniej była obiektem zainteresowania amerykańskich władz.
Stary temat
W trakcie pierwszej kadencji prezydenckiej Donalda Trumpa rozważano możliwość zakupu Grenlandii, a republikański senator Tom Cotton z Arkansas spotkał się choćby w tej sprawie z ambasadorem Danii w USA. Z kolei, po oburzeniu duńskich polityków spowodowanym doniesieniami o zamiarach amerykańskiego prezydenta, Trump odwołał oficjalną wizytę państwową w Kopenhadze, zmuszając stronę duńską do kontaktu z sekretarzem stanu Mike’em Pompeo, po którym Duńczycy wyrazili „pełne wsparcie dla USA w regionie Arktyki”.
Tuż po zakończeniu II wojny światowej prezydent Harry Truman zaproponował zakup Grenlandii za 100 milionów ówczesnych dolarów.. Amerykanie podejmowali jednak podobne próby dużo wcześniej. Wysiłki dotyczące przejęcia Grenlandii przez Stany Zjednoczone pojawiają się już w XIX wieku. W 1867 i 1868 roku, gdy ówczesny sekretarz stanu USA, William H. Seward nosił się z zamiarem kupna Grenlandii i Islandii. Negocjacje w tej sprawie miały być już niemal zakończone (wynegocjowana cena zakupu wynosiła 5,5 miliona dolarów), ale z powodu niepopularności ówczesnego prezydenta, Andrew Johnsona, Seward nie złożył oficjalnej oferty.
Zdaniem Duńczyków i Grenlandczyków
Obecna premier Danii Mette Frederiksen powiedziała niedawno, iż “Grenlandia należy do Grenlandczyków” i jej zdaniem każda dyskusja na temat przyszłości tego terytorium „powinna zostać określona w Nuuk”, czyli stolicy Grenlandii.
Z kolei premier samej Grenlandii, Mute Egede, potwierdził dążenia niepodległościowe zarządzanych przez niego terenów na konferencji zorganizowanej w miniony piątek w Kopenhadze.
– Mamy pragnienie niezależności, pragnienie bycia panem własnego domu. To jest coś, co każdy powinien uszanować. Ale to nie oznacza, iż zrywamy wszelkie więzi, współpracę i stosunki z Danią – powiedział.
W sondażu wykonanym przed sześcioma laty przez Uniwersytet w Kopenhadze blisko 68 procent ankietowanych Grenlandczyków opowiadało się za niepodległością swojego terytorium.
Takie postawy mogą utrudniać wykonanie zamierzeń Stanów Zjednoczonych w Arktyce, ale nie ulega wątpliwości, iż w walce o nowe strefy wpływów to silniejszy (w tym wypadku USA) będzie w uprzywilejowanej pozycji. Po stronie państw zachodnich, to Amerykanie, jako największe światowe supermocarstwo wydają się naturalnym faworytem do kontrolowania wysuniętych najbardziej na północ części Oceanu Atlantyckiego.
Posiadając sporą powierzchnię, ale jedynie 56 tysięcy mieszkańców, niepodległa Grenlandia nie będzie w stanie sama zapewnić sobie bezpieczeństwa — zarówno w wymiarze militarnym, jak i gospodarczym. W takiej sytuacji, siłą rzeczy rząd w Nuuk będzie musiał związać się sojuszem z silnym partnerem, który mógłby wspomniane bezpieczeństwo zapewnić. A na tym polu trudno będzie złożyć ofertę lepszą od Amerykanów.
Tomasz Winiarski
O co chodzi w grze o Grenlandię? Amerykanie stawiają sprawę jasno: o zasoby i bezpieczeństwo