“Zamiast świń – barany”. Jedno zdanie z sejmowej sali otworzyło lawinę wspomnień hodowców o tym, jak naprawdę wyglądała walka z ASF.
W skrócie:
- Sejm: głos rolnika o realiach walki z ASF i skutkach dla gospodarstw.
- Wspomnienia: „dziki padały stadami”, problemy z chłodnią i bioasekuracją.
- Rolnik: „chciałbym wrócić do trzody”, ale warunki i rynek zniechęcają.
O tym, co działo się w przeszłości rolnicy wolą zapomnieć, ale gdy zacznie się temat… przykre wspomnienia wracają. Tak było 10 września w Sejmie podczas obrad Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony i Rozwoju Polskiej Produkcji Rolnej, który poświęcono m.in. dyskusji na temat ASF, redukcji populacji dzików, a także odbudowy pogłowia trzody chlewnej w naszym kraju.
Dariusz Ciochanowski, rolnik ze wsi Goniądz w powiecie monieckim (woj. podlaskie) w pewnym momencie nie wytrzymał i postanowił opowiedzieć, co go spotkało przed laty.

Co dokładnie wydarzyło się w gospodarstwie rolnika z Podlaskiego?
Rolnik opisuje pobór próbek, padnięcia świń i przymusowe likwidacje stad. Stwierdził, iż lekarz weterynarii, który pojawił się w jego gospodarstwie w sierpniu 2015 r., zaczął pobierać próbki krwi w jednym pomieszczeniu, dokładnie tam, gdzie później stwierdzono ASF.
– W tym samym pomieszczeniu po dwóch dniach zaczęły padać świnie. Reszta świnek była zdrowa – biegały i krzyczały, jak to w chlewni – wspominał. – To był dla mnie i dla żony dramat, w tym czasie jak wjechała o 7 rano policja i straż pożarna, musieliśmy iść do piwnicy i się zamknąć, żeby na to nie patrzeć – dodał rolnik.
– Wielki szok, stres dla całej rodziny. Wiele rodzin w naszym powiecie (monieckim – przyp. red.) to przeżyło. Jeszcze w 2015 roku było 1700 stad trzody chlewnej, a dzisiaj to już tylko ok. 100 stad. To był potężny holokaust w naszym powiecie hodowców z trzodą chlewną – przyznał Dariusz Ciochanowski.
Jak wyglądały zaniedbania i gdzie zawiódł system?
W relacji pojawia się chłodnia bez zabezpieczeń oraz chaos w egzekwowaniu zasad.
– My dobrze wiemy, iż dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego nakazał zakopywać te dziki, nie ujawniać. Tych dzików było mnóstwo. Kosząc kukurydzę, widząc straty, wzywaliśmy też, co można udowodnić, pana wojewodę. W tamtym czasie pan wojewoda z całą komisją wojewódzką, z weterynarii przyjeżdżał do nas na pola i widział, co się dzieje i nas to też mocno bolało, iż nic z tym się nie robi – mówił w Sejmie gospodarz.
Ciochanowski ubolewał nad tym, iż wówczas rolników, pod groźbą kar, zmuszano do przestrzegania zasad bioasekuracji, a w tym samym czasie w chłodni na hakach wisiały niezabezpieczone półtusze.
– Chłodnia była otwarta, robaki chodziły po ścianach, nie było żadnych mat, żadnych dezynfektantów, każdy mógł wziąć półtusze z ASF i jechać, gdzie mu się podoba – stwierdził oburzony rolnik.
Dlaczego padła propozycja „barany zamiast świń”?
Rolnik twierdzi, iż zaproponowano zmianę profilu produkcji jako „wyjście” po ASF. – Wtedy, w tych latach przyjechał do nas minister rolnictwa Jurgiel z Boguckim (wówczas wiceminister rolnictwa – przyp. red.), no i później przywieziono nam barany, kilka baranów i zaproponowano, żeby hodować barany, bo te barany mają bardzo dobrą cenę w Dubaju – mówił Dariusz Ciochanowski.
Co dalej z ASF: czego potrzebują dziś gospodarstwa?
Rolnik przyznał, iż chciałbym wrócić do hodowli trzody chlewnej, bo przez 200 lat w jego rodzinie hodowano świnie.
– Zboża były wilgotne, jak padały deszcze, to trzoda rozwiązywała te problemy, mogliśmy wszystko skarmiać, dzisiaj niestety musimy zawieść do korporacji, do portu Gdynia, Gdańsk i oddać to za grosze. Ktoś spija śmietanę, a ktoś po prostu cierpi, bo dzisiaj rolnicy sprzedając żyto, czy pszenicę i nie mają na zasiewy rzepaku – przyznał z żalem rolnik.