– Potrzebna jest twarda polityka wobec sieci handlowych i inwestycje w eksport. Tymczasem kolejne rządy zamiast działać, rozdają dopłaty jak plaster na otwartą ranę – mówi Jan Krzysztof Ardanowski.
Albert Katana: Panie Ministrze, w pierwszej części naszego wywiadu powiedział Pan, iż polityka rolna Unii Europejskiej zmierza w kierunku ograniczania produkcji rolnej w Europie. Czy ten kierunek da się odwrócić?
Jan Krzysztof Ardanowski: Ja oczekuję, iż przemyślimy na nowo w Europie całą wspólną politykę rolną. Tu jest szczególna rola polskiego rządu – to rząd powinien być w czołówce, w awangardzie domagania się od Komisji Europejskiej, od wszystkich państw unijnych, zredukowania ilości przepisów unijnych, tak żeby nie hamować rolniczej przedsiębiorczości, zaradności, zdrowego rozsądku i logiki przez bzdurne przepisy. Sytuacja jest trudna, bo znaczna część kłopotów polskiego rolnictwa bierze się z działalności różnych lobby w Brukseli, ale to nie znaczy, iż rząd kraju członkowskiego, polski rząd, powinien umywać ręce i mówić, iż nic nie może zrobić.
Przemyślenie Wspólnej Polityki Rolnej może zająć dużo czasu…
JKA: Można podjąć różne działania w kraju – ja je podejmowałem i uważam, iż powinny być kontynuowane.
Trzeba wzmocnić nasz eksport produktów rolnych – niezbędna jest tu rola radców rolnych. Ten pomysł zgłaszał niegdyś Lepper, mnie udało się kilku takich radców w świat wysłać, ale jest ich stanowczo za mało.
Musimy też mieć realną możliwość eksportu – a nie mamy, ponieważ nie mamy państwowego portu i nabrzeży portowych. Gdy byłem ministrem podjąłem działania w celu przejęcia nabrzeża w Gdyni – była taka możliwość. Niestety, po odwołaniu mnie, następni ministrowie, nie wiem, czy z braku rozsądku, czy na skutek działań jakichś lobby to zablokowali. Czy ważniejsze dla nich były interesy międzynarodowych koncernów niż polskiego rolnika?
Konieczna jest ochrona własnego rynku. Import z Ukrainy już powoduje gwałtowny spadek cen, a zbliża się import żywności z Mercosur. Małe gospodarstwa, które żyją nie tyle z produkcji rolnej, ale z nieformalnych dzierżaw, pracy etatowej, rent, emerytur, przetrwają. Ale gospodarstwa towarowe, których dochody zależą od sprzedaży produktów rolnych na rynku – zostaną z niego wypchnięte.
Tych umów raczej nikt już nie zatrzyma…
JKA: Dlatego potrzebne są działania stabilizujące sytuację rolnictwa. Taką rolę miała odgrywać Krajowa Grupa Spożywcza – niestety nie odgrywa.
Ja już nie umiem spokojnie o tym mówić. KGS miała zajmować się przede wszystkim kupowaniem od rolników produktów w celu ich przetworzenia i sprzedażą na rynki, głównie zewnętrzne. To miało być głównym celem działalności holdingu państwowego, który dziś jest nazywany Krajową Grupą Spożywczą. Tymczasem powstał jakiś bękart, który nie wiadomo czemu i komu ma służyć – poza ciągłymi zmianami kadrowymi kolejnych ekip rządzących.
Trzeba też wrócić do mojego pomysłu polskiej sieci handlowej, która byłaby siłą pozwalającą w większym stopniu lokować na rynku polską żywność. Są też potrzebne twarde rozmowy z sieciami handlowymi co do ilości towarów pochodzących z rynku polskiej produkcji – czyli powrót do “Lokalnej Półki”, którą promowałem w kampanii wyborczej w roku 2023. Tego typu rozwiązania pomogłyby w lokowaniu produkcji z Polski na polskim rynku, szczególnie na rynkach lokalnych.
Tego nie zrobią rolnicy, choćby zjednoczeni w jedną organizację…
JKA: To prawda – nie ma możliwości, żeby rolnicy samodzielnie zorganizowani, czy w grupy producenckie, czy w spółdzielnie, poradzili sobie z tym. Dyktat sieci handlowych może być złamany tylko przez państwo – ale jak widzę, kolejne ekipy nie robią nic w tym kierunku. Tak jakby jakieś inne diabły, inne lobby przy tym mieszało.
Bardzo istotne dla mnie było również wzmocnienie rolniczego handlu detalicznego i sprzedaży bezpośredniej. Owszem, to nie uratuje całego rolnictwa, ale umożliwi przekierowanie części produkcji na żywność bardzo wysokiej jakości, która byłaby lokowana przede wszystkim na rynkach lokalnych. To szansa dla mniejszych gospodarstw, może kilkunastu procent całości, ale jednak.
To wszystko brzmi logicznie – dlaczego nie są podejmowane takie działania?
JKA: Tym się m.in. będzie zajmowała rada do spraw rolnictwa przy Prezydencie. Ale o ile nie ma dobrej woli ze strony rządu – i nie mówię tylko o tym rządzie, żeby była sprawa jasna – o ile decyzje rządu są albo głupie, albo nie ma ich w ogóle, bo kolejne ekipy rządowe ulegają naciskom różnego rodzaju lobby, to kończy się tym, iż ewentualna obrona polskiego rolnictwa zredukowana jest do tego, iż trzeba z budżetu wyrwać jakieś następne miliardy i w postaci jakichś dopłat dla rolników próbować uspokoić gniew rolników.
Przecież to jest głupie, bo to nie ratuje rolnictwa i tak de facto nie jest to wcale żadną pomocą dla rolnictwa, tylko jest to drenowaniem budżetu państwa na rzecz firm, które na rolnikach wymuszają bardzo niskie, nieuzasadnione choćby rynkowo, ceny skupu płodów rolnych.
AK: Prezydent Nawrocki ostatnio na forum ONZ-u wykonał dużo symbolicznych ukłonów w stronę państw afrykańskich. Czy myśli pan, iż Polska tam mogłaby spróbować szukać szans eksportowych?
JKA: Afryka potencjalnie jest największym rynkiem zbytu dla żywności na świecie. Niestety, również rynkiem, którego my w ogóle nie znamy: jego specyfiki, jego uwarunkowań, podziałów etnicznych, religijnych, politycznych, które tam na miejscu decydują o tym, z kim trzeba współpracować.
Problemem jest również klimat i brak infrastruktury. Co z tego, iż wysłalibyśmy z Polski statek z mięsem drobiowym czy innym, o ile on wpłynie do portu i trzeba to mięso z chłodni okrętowych wyjąć i nie ma gdzie? Przewożenie do magazynu, gdy na zewnątrz jest trzydzieści czy więcej stopni, powoduje, iż następnego dnia to już można tylko i wyłącznie wyrzucić.
Potrzebne by były skoordynowane działania, przynajmniej w kilku najważniejszych krajach afrykańskich, które mają największą dynamikę demograficzną, które odgrywają jakąś rolę również lokalnych hubów dystrybucyjnych. Tam trzeba by najpierw zainwestować w infrastrukturę portową, przechowalniczo-dystrybucyjną, w chłodnie, w magazyny. Ale żadna pojedyncza prywatna firma tego z Polski nie zrobi – należałoby stworzyć jakieś konsorcja, również z udziałem państwowym. Państwo również musiałoby zaangażować się dyplomatycznie.
Ale tak, podzielam zdanie, iż Afryka będzie kluczowym elementem zapotrzebowania na żywność w najbliższych pokoleniach i albo Polska się tam “załapie” i nasze problemy z eksportem będą mniejsze, albo kto inny to miejsce zajmie, a my będziemy po czasie, jak “głupi Jaś”, zastanawiać się, dlaczego nic nie zrobiliśmy w tej sprawie.
Mądry Polak po szkodzie?
JKA: To wymaga bardzo dokładnej analizy ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale moim zdaniem to jest obszar istotny i o ile nie podejmujemy żadnej aktywności, żeby tam się ulokować, to będziemy niestety obserwować, jak lokują się tam przede wszystkim Chiny, i – w niewielkim stopniu – te państwa UE, które miały tam swoje kolonie. Nie liczmy na to, iż Unia Europejska umożliwi nam eksport produktów rolnych do Afryki – bo przecież widać, iż choćby dotychczasowe umowy liberalizujące handel produktami rolnymi rolnictwu w UE wręcz szkodzą.
Import cytrusów, kawy, herbaty, yerba mate – tutaj nikt nie zgłasza żadnych zastrzeżeń, to są produkty, których w naszym klimacie nie ma, z których też chcemy korzystać. Do tego można dopisać pewne specyfiki kulinarne, ale żywność podstawowa, która jest możliwa do pozyskania w Europie: zboża, ziemniaki, cukier, mięso, warzywa, owoce – nie powinna być importowana do UE. Komisja Europejska, mając złe intencje i kłamliwą tą agendę klimatyczną, do której rolnicy są zmuszani, niszczy rolnictwo europejskie, uzależniając nas od żywności zewnętrznej. To się prędzej czy później zakończy katastrofą.
AK: To w zasadzie mógłby być koniec naszego wywiadu, panie ministrze, ale jednak chciałbym wlać trochę otuchy w serca rolników. Czy jest jakaś nadzieja, taka w krótkiej perspektywie?
JKA: Jestem człowiekiem zaufania i nadziei. Nadzieja umiera ostatnia. Uważam, iż nie można się załamać, pomimo tego, iż czarne chmury nad europejskim rolnictwem są coraz gęstsze i wrogów, praktycznych wrogów, rolnictwo ma coraz więcej.
To są wielkie międzynarodowe grupy kapitałowe i skorumpowani politycy unijni, którzy pilnują nie interesu Europy, a na pewno nie interesu rolnictwa europejskiego, tylko interesu wielkich, możnych tego świata. Natomiast bardzo dużo, wyjątkowo dużo jednak zależy od rządu. Bo są sytuacje, zarówno w relacjach międzynarodowych, jak również w różnych elementach polityki wewnętrznej, których sami rolnicy, choćby najlepiej zorganizowani, nie są w stanie przeforsować.
Po co w takim razie rolnicy mają się jednoczyć?
JKA: Bo choć tylko państwo jako organizacja życia narodu, instytucja organizująca życie narodu, jest w stanie pewnym działaniom starać się przeciwstawić, a niektóre kreować, to niewątpliwie musi być silny nacisk ze strony środowisk rolniczych. I to jest możliwe tylko wtedy, o ile będzie wspólny głos tych środowisk, o ile nie będą rozgrywani politycznie, o ile nie będą przekupywani również i działacze chłopscy różnymi przywilejami, radami w KRUS-ie czy w innych instytucjach. To jest przykre, ale niestety ja to również czasami obserwuję.
Podkreślam to bardzo mocno – nie znajdziemy dróg wyjścia, o ile świat rolniczy będzie skłócony albo bardzo schematycznie widzący problemy rolnicze. Jedność i determinacja rolników jest tutaj absolutnie niezbędna, żeby wpływać na resztę społeczeństwa i na polityków. Dlatego też będę dążył do zintegrowania środowiska rolniczego, do wypracowywania precyzyjnych rozwiązań. Taką rolę zresztą również chce pełnić pan prezydent Karol Nawrocki.
Uważam, iż mamy ogromne szanse wyjścia z tych problemów, musimy jednak widzieć całą złożoność rolnictwa polskiego i europejskiego. Trudno się rolnikowi dziwić, iż widzi przede wszystkim własne gospodarstwo, ale my musimy widzieć nie tylko poszczególne drzewa, ale cały las. I to może jest dobre porównanie.
Polska ma naprawdę wielkie zasoby, wielkie szanse przetrwania tego okresu zagrożeń i uratowania swojego rolnictwa, ale to będzie zależało przede wszystkim od nas, od naszej mądrości, determinacji i rozumienia naszych interesów narodowych. Niech nikt się nie łudzi, iż inni się o nas zatroszczą.
rozmawiał: Albert Katana