Od 18 września rusza II etap Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Samorządy mają przeprowadzić kontrole domów. Inwentaryzacja dotyczyć może ponad 5 mln budynków. Jak szacują samorządowcy, może to kosztować choćby miliard złotych. Na razie samorządy otrzymają terminale mobilne z dedykowaną im aplikacją. O pieniądzach na realizację zadania nic nie wiadomo.
Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków (CEEB) jest operacją prowadzoną przez Główny Urząd Nadzoru Budowlanego. Po etapie zgłaszania deklaracji o źródłach ciepła przez właścicieli i zarządców budynków dziś zaczyna się drugi etap procesu — Zintegrowany System Ograniczenia Niskiej Emisji (ZONE). W jego ramach samorządy mają zinwentaryzować zgłoszone budynki i opisać ich stan techniczny. Jak mówią samorządowcy — nie mają ludzi do przeprowadzania takich kontroli. I nie dostali na nie pieniędzy. Sprawdźmy, o co konkretnie chodzi.
Pierwszy etap CEEB zakończony?
Formalnie pierwszy etap Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków zakończył się w czerwcu 2022 r. Do tego terminu właściciele i zarządcy budynków musieli złożyć informacje o źródłach ciepła, jakie tam się znajdują. Musieli, ale… nie wszyscy się z tego wywiązali.
Jak podaje Portal Samorządowy, w Warszawie deklaracji brakuje dla ok. 40 tys. budynków, czyli 26 proc. wszystkich znajdujących się w stolicy. Z kolei w Lublinie deklaracji nie ma dla 6,5 tys. z 32 tys. budynków. I nie wiadomo, kto i jak miałby skłonić właścicieli do ich złożenia. A bez deklaracji kontrole domów nie są możliwe.
Co mają wykazać kontrole domów?
Kontrolerzy mają sprawdzić oczywiście, czy dom jest faktycznie ogrzewany w sposób, jaki zadeklarował jego właściciel. Mają jednak zbierać i zapisywać również inne informacje o stanie technicznym budynku. Mianowicie chodzi o to:
- z czego jest zbudowany,
- jaką grubość mają ściany,
- jakie ocieplenie jest zastosowane,
- jaka jest grubość izolacji podłóg i dachów,
- jaki jest stan instalacji grzewczej, okien, drzwi,
- ile budynek zużywa energii itp.
Kontrole domów pod kątem emisyjności muszą prowadzić fachowcy
Samorządowcy zwracają uwagę, iż do prawidłowej oceny stanu budynku powinno się wysyłać ludzi znających się na budownictwie, a nie zwykłych urzędników. Póki co, choćby takich trudno będzie znaleźć. Wszak do kontroli 5 mln budynków potrzebna jest armia ludzi. W tej chwili wiadomo, iż mają to być pracownicy wydziałów ochrony środowiska, kominiarze. Uprawnienia do takich kontroli będzie miała w niektórych miastach również straż miejska.
Co ważne, za prawidłowość wprowadzonych danych odpowiadać ma kontroler, nie właściciel budynku, który te dane będzie podawał.
Kontrole domów — ale za czyje pieniądze?
Obowiązek kontroli domów spoczywa na samorządach. Ściślej mówiąc, to one mają te kontrole zorganizować i przeprowadzić. Wygląda na to, iż również finansować. Bo jak utrzymują samorządowcy, nie dostali na to zadanie od rządu pieniędzy. A według ich wyliczeń operacja ta, na którą mają pięć lat, w skali kraju kosztować może choćby miliard złotych.
Co więc mają zamiar zrobić?
To będzie coś w stylu strajku włoskiego. Mamy zadanie, i owszem, będziemy je robić, ale bardzo skrupulatnie i tymi zasobami, które mamy — deklaruje w Dzienniku Gazecie Prawnej Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Samorządy dostają terminale
Główny Urząd Nadzoru Budowlanego rozpoczął przekazywanie samorządom mobilnych terminali do wprowadzania danych w trakcie inwentaryzacji. Ma do nich trafić 3,5 tys. takich urządzeń, wraz z aplikacją, której start zaplanowano na 18 września 2023 r. Jednak, jak twierdzi Portal Samorządowy, niektórzy samorządowcy deklarują, iż nie zaczną inwentaryzacji, jeżeli nie dostaną środków na ich wykonanie. I odsyłają terminale.
Wygląda więc na to, iż kontrolerzy ZONE raczej nieprędko zapukają do naszych domów.
Źródło: portalsamorzadowy.pl, money.pl